Powracamy po przerwie! mamy dla Was ciąg dalszy historii bohaterki, której imienia nie pamiętam (ale i tak należy pochwalić autorkę, bo w dzisiejszej analizie imię protagonistki pojawia się chyba ze dwa razy!). W tym odcinku czekają Was głównie Głębokie Rozterki, (nie)winne kłamstewka i zupełne ignorowanie czegoś tak użytecznego jak LOGIKA. Ale i tak będzie wesoło.
Zapraszamy do lektury!
Rozdział 3
Kiedy się
budzę, mam spocone dłonie, a w dołku ściska mnie poczucie winy.
Okłamała AI i nie
wybaczy sobie tego do końca życia.
Leżę na
fotelu, w sali z lustrami. Odchylam głowę i widzę za sobą Tori. Zaciska wargi,
zdejmuje elektrody z naszych głów. Czekam, aż powie coś o teście
Przecież o teście
nie wolno rozmawiać.
– że się
skończył
Tego nie możesz
sama wydedukować, jak rozumiem…?
To nie koniec. To
dopiero początek.
albo że
dobrze wypadł. Chociaż czy taki test w ogóle może źle wypaść?
Owszem. Tak się
właśnie stało w twoim przypadku.
A trzeba było
tak niewiele…
Jednak niczego nie mówi, tylko dalej ściąga mi
kable z czoła.
Widocznie wymaga
to od niej ogromnej koncentracji.
Siadam,
wycieram dłonie o spodnie.
Tym specjalnym
ruchem, tak jak Twój brat. Wiemy.
Musiałam
zrobić coś nie tak, nawet jeśli tylko we własnej wyobraźni.
To…
MYŚLOZBRODNIA.
Czy Tori ma
taką dziwną minę, bo nie wie, jak mi powiedzieć, że okropny ze mnie człowiek?
To to był test,
który miał określić jakim jesteś człowiekiem? Myślałam, że chodzi o zwykły test
predyspozycji zawodowych.
Chcę, żeby
coś powiedziała. Cokolwiek, nawet jeśli zacznie deklamować po łacinie to będzie to lepsze
od tej ciszy.
– To było
zdumiewające – mówi. – Przepraszam, zaraz wracam.
Zdumiewające?
Przyciągam
kolana do piersi i chowam w nich twarz.
W piersiach czy
w kolanach, bo ja już nie ogarniam.
Chciałabym
się popłakać, bo łzy przyniosłyby mi ulgę, ale nie potrafię.
On też nie może
płakać. Przypadek?
Nie sądzę.
Jak można oblać test, do którego nie wolno się
przygotować?
Ja bym raczej
zapytała: jak można go zaliczyć?
Poza tym przecież
testów psychologicznych nie da się „oblać”, bo zawsze coś ci wyjdzie. Że masz
osobowość królika, że powinieneś być psem rasy Chihuahua, albo że masz
temperament typowy dla mieszkańców Antarktydy.
Czas mija, ja coraz bardziej się
denerwuję.
Tori odeszła i
nigdy nie wróci.
Co kilka
sekund muszę wycierać pot z dłoni – a może po prostu tak robię, bo to pomaga mi
się uspokoić.
W sensie, że jak
się pocisz to mniej się denerwujesz?
A jeśli
stwierdzą, że się nie nadaję do żadnej frakcji? Musiałaby wtedy żyć na ulicy,
razem z resztą bezfrakcyjnych.
Bo bezfrakcyjni
tak naprawdę tworzą osobną frakcję Bezfrakcyjnych. To prawie jak Bezpartyjny
Blok Współpracy z Rządem, który de facto był… partią.
Ja tak nie
mogę. Brak frakcji to nie tylko życie w biedzie i niewygodzie.
Wyobrażacie sobie?
Życie w niewygodzie to najgorsze, co może człowieka spotkać: brak miękkiego
łóżeczka, milutkich kocyków, ergonomicznych krzeseł…
To także życie
w odcięciu od reszty społeczeństwa,
Życie na ulicy?
Przecież to stały pobyt w centrum!
od tego co
najważniejsze – od wspólnoty. Matka powiedziała mi kiedyś, że samotnie nie da
się przetrwać – a gdyby nawet jakoś się udało, to nikt nie chce takiego życia.
Bez frakcji nie miałoby celu ani sensu.
Jak patrzę na te
wasze frakcje, to chętnie bym została bezfrakcyjna. Sounds fun.
Pomijając fakt,
że bezfrakcyjni to frakcja.
Kręcę głową.
Nie wolno mi tak myśleć. Muszę być spokojna.
Wreszcie
drzwi się otwierają i wchodzi Tori. Łapię za poręcze fotela.
–
Przepraszam, że cię zmartwiłam – mówi.
Staje obok
mnie, z rękami w kieszeniach. Jest blada i zdenerwowana.
Czy kiedyś też tak
bardzo uwaliliście test, że egzaminator musiał wstać i wyjść, żeby się
uspokoić?
– Beatrice,
twoje wyniki nie były jednoznaczne. Zwykle na każdym etapie symulacji eliminuje
się jedną albo więcej frakcji, ale w twoim przypadku wykluczono tylko dwie.
Eliminuje się
jedną ALBO WIĘCEJ – wyeliminowano DWIE. Czy w tym świecie 2<1?
No to program
powinien mieć przygotowane jakieś dodatkowe etapy specjalnie na takie
przypadki. Albo powinien być zapętlony i odtwarzać się w kółko dopóki nie
odrzuci tego co trzeba. BoCHaterka powinna wybierać pomiędzy nożem a serem do
ukichanej śmierci.
Popieram!
Wpatruję się
w nią.
– Dwie? –
Gardło mam tak ściśnięte, że aż ciężko mi mówić.
– Gdybyś
odruchowo poczuła niechęć do noża i wybrała ser,
Ja też
normalnie jak wchodzę do kuchni, to zawsze czuję tak straszną niechęć do noży…
Czasem jest naprawdę ciężko.
Dobrze, że
przynajmniej mam ser w lodówce.
symulacja
poprowadziłaby cię według innego scenariusza, który potwierdziłby twoją
przynależność do Serdeczności.
Boże, czyli
gdybym wybrała ser, to już do końca życia musiałabym zachowywać się jak po
amputacji mózgu…?
Ciekawe. Czyli
ludzie z serdeczności nie tylko są na wiecznym haju, ale także żywią się
wyłącznie pokarmem nie wymagającym krojenia, ewentualnie nie pokrojonym, bo
żywią „niechęć do noży”
A ja bym wzięła i
nóż i ser. I jeszcze talerz jakby się dało.
Ciekawe, skąd
biorą się te stereotypy, że Polacy są złodziejami.
A co, miałabym ten
ser tak w garści trzymać?! Wtedy mogłabym przygotować sobie skromną kanapkę z
sera z serem. Ciekawe w jakiej frakcji bym wylądowała.
Tak się nie stało,
dlatego Serdeczność została wykluczona.
Serdeczność
została wykluczona, bo nie wybrała SERA? NAPRAWDĘ? Oficjalnie ogłaszam: to
najgłupszy test jaki w życiu widziałam.
– Tori
drapie się po karku. – Zazwyczaj symulacja postępuje liniowo, wskazuje jedną
frakcję poprzez wykluczenie innych. Twoje wybory nie pozwalały jednak wykluczyć
drugiej możliwości, Prawości, dlatego musiałam zmienić symulację i umieścić cię
w autobusie. Ten twój upór przy nieprawdzie wykluczył Prawość. – Uśmiecha się lekko.
– Nie martw się. W tamtej sytuacji tylko Prawy by nie skłamał.
Prawi są tak
prawi, że nie okłamią nawet komputera. Godne pochwały.
Czyli nigdy nie
zdarzyło im się zaznaczyć „tak, mam 18 lat…”?
Rozluźnia
się jeden z węzłów zasupłanych w moim żołądku. Może nie jestem aż taka okropna.
Fakt, że nie
nadajesz się do prawości ma świadczyć o tym, że nie jesteś okropnym
człowiekiem?
To jednak
nie mówi wszystkiego.
– Nie kłamią
Prawi... ale i Altruiści – ciągnie. – I tu mamy problem.
Halo, ale
przecież w tamtej sytuacji „tylko Prawy by nie skłamał” – czy Tori już
zapomniała co mówiła trzy linijki temu?
Rozproszył ją gif.
Otwieram
usta.
Wpada w nie mucha.
– Z jednej
strony, wolałaś sama rzucić się na psa, niż pozwolić mu zaatakować dziewczynkę,
a
to reakcja
zorientowana na Altruizm...
Teoretycznie
ratowanie małego dziecka przed agresywnym zwierzęciem, to zachowanie… ludzkie?
Każdy powinien tak postąpić, a jak tak nie robi to coś z nim nie tak.
Powiem Ci, jak
to wygląda w tym świecie.
Sytuacja: pies
atakuje dziecko.
Reakcje:
·
Altruizm: Podaje się na talerzu – dziecko uratowane, a pies
ma zapewniony godny posiłek.
·
Nieustraszoność: Dosiada psa i urządza rodeo w czasie
którego przypadkowo tratuje dziecko.
·
Erudycja: Pisze pracę o zgubnym wpływie bezstresowego
wychowania psów na ich proces socjalizacji z dziećmi.
·
Prawość: Poprawia swój perfekcyjnie wyprasowany biały kołnierzyk
i odchodzi.
·
Serdeczność: Śpiewa i tańczy – przynajmniej pies ma
zapewniony program artystyczny przy posiłku.
·
Bezfrakcyjność: Ratuje dziecko. Albo i nie.
a z drugiej,
kiedy tamten mężczyzna powiedział, że prawda by go uratowała,
Ciekawe przed
czym. Może przed alimentami?
i tak nie
chciałaś jej zdradzić. Taka odpowiedź nie wskazuje już na Altruizm. – Wzdycha.
– To, że nie uciekłaś przed psem, świadczy o przynależności do Nieustraszonych,
ale na to samo wskazuje wybór noża, a tego nie zrobiłaś.
Bo pierwszego
zadania w ogóle nie ruszyła.
A zawsze mówią,
że lepiej strzelać niż zostawiać puste miejsca.
– Chrząka. –
Z rozmysłem zareagowałaś na psa, a powinnaś była zareagować bezmyślnie.
i to
wskazuje na silną skłonność do Erudycji.
To z kolei
sugeruje, że inne frakcje nie myślą.
Popatrz na
Serdeczność.
Nie mam
pojęcia, co skłoniło cię do decyzji podjętych na pierwszym etapie, ale...
Głupota i ośli
upór. Ale takiej frakcji chyba jeszcze nie ma.
– Chwileczkę
– przerywam jej. – Czyli nie masz pojęcia, jaka jest moja przynależność?
– I tak, i
nie.
„To futrzane bydlę
gada zagadkami...”
Moim zdaniem
jednakowo nadajesz się do Altruizmu, Nieustraszonych i Erudycji – wyjaśnia. –
Takich, którzy uzyskują podobny wynik... – ogląda się przez ramię, jakby
myślała, że ktoś się za nią pojawi – nazywa się Niezgodnymi.
DUM DUM DUM
DUUUUUUUUM!!! <za oknem uderza piorun>
UHUUU! TO PORA NA
TO, ŻEBY ZAMKNĄĆ KSIĄŻKĘ, BO JUŻ WSZYSCY WIEMY O CO CHODZI!
Ostatnie
słowo wypowiada tak cicho, że ledwo je słyszę. Znowu wygląda na zdenerwowaną i
zmartwioną.
Obchodzi fotel i nachyla się do mnie.
– Beatrice,
w żadnym wypadku nie mów o tym nikomu. To bardzo ważne.
I tak Ci nic
nie pomoże, musisz zostać WYELIMINOWANA.
Proszę państwa, mamy
rozdział 3., a imię głUwnej boCHaterki po raz DRUGI.
– Nie wolno
nam rozmawiać o wynikach testów. – Kiwam głową. – Wiem.
– Nie. –
Przykuca obok fotela i opiera ramiona o poręcz. Nasze twarze są w odległości
zaledwie
kilku
centymetrów. – To coś innego. Nie chodzi mi o to, że masz teraz o tym nie
mówić; chodzi o
to, że nigdy
nie wolno ci o tym mówić, nikomu, nieważne, co się wydarzy. Niezgodność jest
bardzo
niebezpieczna. Rozumiesz?
Zaraz, zaraz. Z
tego co było napisane na samym początku książki wynika, że Niezgodni są
eliminowani. Czyli logicznie rzecz biorąc, te testy powinny być monitorowane
przez państwo i w tym momencie powinien tu wparować pluton egzekucyjny czy co
innego…
… i rozstrzelać
naszą kochaną… eee… <zerka parę linijek wyżej> …Beatrice? Bo moim zdaniem
tak właśnie powinno być.
Ja mogę pójść
ją rozstrzelać, jeśli nie ma chętnych.
Nie
rozumiem. Jak wynik testu, który nie daje rozstrzygnięcia, może być
niebezpieczny?
Też nie rozumiem.
Jak większości motywów w tej książce.
Mimo to
przytakuję. I tak nie mam ochoty opowiadać o swoich wynikach.
Bo ci nie wolno.
– Dobrze. –
Zsuwam ręce z poręczy i wstaję. Jest mi nieswojo.
Bo właśnie
dowiedziałaś się, że to koniec z Altruizmem.
– Proponuję,
żebyś teraz poszła do domu. Musisz przemyśleć wiele spraw, sama pewnie nie
wiesz jakich, a ja ci nie powiem, hahahhaha, a czekanie razem z innymi
nic ci nie da.
– Muszę
powiedzieć bratu, dokąd idę.
Jeszcze by
pomyślał, że poszła do klubu.
- Ja mu
powiem.
Dotykam
czoła. Kiedy wychodzę z sali, wpatruję się w podłogę. Nie potrafię spojrzeć
Tori w oczy. Nie potrafię myśleć
No to może
jednak Serdeczność…?
o
jutrzejszej Ceremonii Wyboru.
Wybór należy
teraz do mnie, bez względu na test.
Z tego co zdążyłam
zrozumieć wybór cały czas należał do ciebie bez względu na wyniki testu (co
każe odrobinę zwątpić w jego potrzebność)
Altruizm,
Nieustraszoność. Erudycja.
Niezgodność.
A gdzie
Serdeczność? To moja ulubiona frakcja.
Nie możesz wybrać
niezgodności. Ale zastanawiam się czy można wybrać bezfrakcyjność.
Swoją drogą, skoro
niezgodnych się likwiduje, to dlaczego nie robi się tego samego z
bezfrakcyjnymi?
Postanawiam
nie jechać autobusem. Jeśli wrócę wcześniej, ojciec to zauważy, gdy pod koniec
dnia
sprawdzi domowe rejestry, i będę musiała wytłumaczyć, co się stało.
- Tato…
Oblałam.
- Jak to?! Nie
masz osobowości?! O nie moja panno, nie tak Cię razem z matką wychowaliśmy!
Idę więc
piechotą.
Muszę
spotkać się z Calebem, zanim powie coś rodzicom. Caleb potrafi dochować
tajemnicy.
Ale jak powiesz
coś o teście, to Tori cię znajdzie… i zabije.
A czy zabijaniem
jej nie powinno się zająć państwo? Jak NAJSZYBCIEJ?
Idę środkiem
ulicy. Autobusy zwykle jeżdżą blisko krawężników, więc tutaj jest bezpieczniej.
Niż na chodniku?
Ciekawie macie zorganizowany ruch uliczny muszę przyznać.
Czasem na
ulicach niedaleko swojego domu widzę ślady żółtych linii. Teraz, gdy jeździ tak
mało
samochodów,
linie do niczego się nie przydają.
Chcesz mi
powiedzieć, że samochód jedzie tą ulicą raz na trzy godziny? No chyba
żartujesz.
Pewnie, że
żartuje. Miała na myśli raz na trzy miesiące.
I nie samochód,
tylko dyliżans.
Nie
potrzebujemy też sygnalizatorów, ale gdzieniegdzie jeszcze kołyszą się groźnie
nad ulicą, jakby w każdej chwili mogły spaść.
Bo mogą?
Powoli
odnawiane miasto to przeplatanka nowych, czystych budynków i starych, walących
się
ruder. Nowe
domy stoją głównie niedaleko bagna, które dawno temu było jeziorem.
Świetna
lokalizacja zwłaszcza na wiosnę i w czasie deszczu.
A osiedle
nazywa się pewnie Bagno Garden, Mokradło Park albo jakoś równie uroczo.
Swampy Residence.
Większość remontów
przeprowadza agencja ochotników z Altruizmu, dla której pracuje moja matka.
Powiedz mi
dlaczego mnie to nie dziwi.
W tym świecie
słowo „ochotnik” jest błędnie zdefiniowane.
Gdy patrzę z
boku na życie Altruistów, myślę sobie, że jest piękne. Kiedy obserwuję harmonię
swojej
rodziny; kiedy wspólnie idziemy na kolację, a potem razem sprzątamy i nikogo
nie trzeba o
to prosić;
Może się nie znam.
Może mam dziwne wyobrażenia o świecie. Ale uważam, że o to właśnie chodzi w
rodzinie i że nie powinno to być nic niezwykłego, tylko, że dzisiejszy świat (i
jak widzimy przyszły) jest wypaczony.
Nie wiedziałam,
że zjedzenie kolacji razem z rodziną to domena wyłącznie altruistów…
kiedy widzę,
jak Caleb pomaga obcym ludziom nosić zakupy – wtedy znowu zakochuję
się w tym
życiu. Problemy zaczynają się dopiero, gdy sama próbuję tak żyć – wtedy się
odkochuję. Chyba nigdy nie robię tego szczerze.
Nie zakochujesz
się szczerze?
Oho, czyjś
związek wisi na włosku. Może go uratować tylko…
Jednak wybór
innej frakcji oznaczałby, że na zawsze opuszczę rodzinę.
No to zostań z
nimi i cierp.
„- Miłość jest
cierpieniem. – powiedziała Żaba przytulając się do Jeża.”
Nie martw się,
jak trafisz do Bezfrakcyjności i wylądujesz na ulicy, to może Caleb i Tobie
okazjonalnie przyniesie jakieś zakupy.
Przecież
bezfrakcyjnych nie stać na zakupy…
Zaraz za
sektorem Altruizmu ciągnie się pasmo szkieletów
Ach, ten
idealny świat przyszłości…
domów i
popękanych chodników,
przez które
teraz idę. W niektórych miejscach droga zupełnie się zapadła, odsłaniając
kanały i
puste tunele
metra – muszę je uważnie omijać.
Chcesz mi
powiedzieć, że idziesz, idziesz, a tu nagle wielka dziura?
Phi, już drugi
raz mogę Ci udowodnić, że to Twoje Chicago przyszłości nie jest lepsze od
naszego Krakowa:
Gdzie
indziej tak mocno śmierdzi odpadkami i ściekami, że zatykam nos.
Tutaj nie
śmierdzi, ale gdzie indziej i owszem – zatykam więc nos.
Me?
To właśnie
tutaj mieszkają bezfrakcyjni. Nie udało im się przejść inicjacji w wybranej
frakcji, dlatego żyją w nędzy i zajmują się tym, czego inni nie chcą robić.
Zaraz, zaraz, a
czy od tego nie są altruiści? Przecież oni chcą robić wszystko.
Właśnie, co z
ochotnikami…?
Są
dozorcami, śmieciarzami, (przecież ojciec Susan też jest śmieciarzem) pracują
na budowach
(to dlaczego altruiści remontują miasto?), przędą tkaniny, kierują
pociągami i autobusami.
I znowu: nazwijcie
mnie wariatką, ale ja nie widzę nic uwłaczającego w byciu kierowcą autobusu czy
maszynistą pociągu.
Za swoją
pracę dostają jedzenie i ubranie. Ale jak powtarza matka, jednego i drugiego za
mało.
To czemu nie dadzą
im więcej?
Trillian, nie
upodabniaj się tak do Marii Antoniny.
Zwracam uwagę
na aspekt edukacyjny naszego bloga – tekst na górze jest w esperanto.
Widzę
jakiegoś bezfrakcyjnego, stoi przede mną na rogu ulicy. Nosi podarte brązowe
łachmany,
na szczęce
ma obwisłą skórę. Wpatruje się we mnie. Odwzajemniam spojrzenie, nie potrafię
odwrócić
wzroku.
„Pierwsza reguła: zachowywać
się tak, jakby nie istniały, (…)”, pamiętacie?
Bohaterka, byłaby
w dzisiejszych czasach łatwym żerem dla wszelkiej maści żebraków i rozdawców
ulotek.
–
Przepraszam – odzywa się zachrypniętym głosem. – Masz jakieś jedzenie?
Coś ściska
mnie za gardło.
Bo to był
podstęp – jeden Bezfrakcyjny odwracał Twoją uwagę, a drugi właśnie Cię dusi,
aby później ograbić Cię z całego Twojego dobytku.
Bezfrakcyjni nie
są obeznani z „dress codem” i nie wiedzą, że to altruistka, a co za tym idzie
nie ma przy sobie nic co warto by tło ukraść.
Słyszę
wewnętrzny surowy nakaz: „Schyl głowę i idź dalej”.
Ktoś się tu
sprzeciwia Altruizmowi…
Nie, nie powinnam
bać się tego człowieka. Potrzebuje pomocy, a ja powinnam mu pomóc.
– Eee... tak
– odpowiadam. Sięgam do torby. Ojciec mówi, żebym zawsze nosiła coś do
jedzenia,
właśnie na
taki wypadek. Podaję mężczyźnie małą paczkę suszonych kawałków jabłka.
- Nie, no, mała,
chyba się nie zrozumieliśmy. – stwierdza zaglądając do torebki – Ja tu
przymieram głodem, a ty mi dajesz paczkę przeterminowanych trocin?
- Chciałam przy
okazji zadbać o pana zdrowie – te suszone jabłka pochodzą tylko z ekologicznych
sadów. Poza tym, ten produkt jest przyjazny weganom i frutarianom.
- Wam to się już
całkiem w d… poprzewracało w tym dobrobycie. – rzuca i odchodzi z godnością.
Zanim ktokolwiek,
cokolwiek powie: wcale nie uważam, że suszone jabłka to to samo co trociny, ale
gdybym miała nosić ze sobą jedzenie dla potrzebujących to raczej była by to
kanapka, czy coś bardzie pożywnego…
Sięga po
nie, ale zamiast wziąć owoce, zaciska dłoń na moim nadgarstku.
Kurczę, ten
facet jest naprawdę głodny.
Uśmiecha
się. Na przodzie brakuje mu zęba.
– Rany, ale
ty masz piękne oczy – mówi. – Szkoda, że cała reszta taka zwyczajna.
Z cyklu: jak
powiedzieć komplement tak by równocześnie kogoś obrazić, wersja toporna.
Serce mi
łomocze. Szarpię rękę, ale on ściska jeszcze mocnej. W jego oddechu wyczuwam
coś
kwaśnego i
nieprzyjemnego.
Spoko, pewnie
cytryna.
– Kochana,
chyba jesteś trochę za młoda, żeby tu sama chodzić.
Przestaję
się szarpać, bardziej się wyprostowuję. Wiem, że wyglądam na mniej lat. Nie
trzeba
mi tego
przypominać.
Ależ nie, to
nie kwestia wyglądu! To kwestia mentalności.
– Jestem
starsza, niż wyglądam – odpowiadam. – Mam sto szesnaście lat.
Facet
szerzej otwiera usta, odsłania szary trzonowiec z ciemną dziurą z boku. Trudno stwierdzić,
czy się teraz śmieje, czy krzywi.
Eee…
No to zagadka:
kolega na zdjęciu się śmieje czy krzywi? Czy może ANI TO ANI TO??
– Więc dzisiaj
jest twój specjalny dzień? Dzień przed wyborem?
– Puść mnie.
– W uszach mi dzwoni.
To sprawka tego
drugiego kolesia, który wcześniej Cię przydusił. Pewnie właśnie zapoznaje się z
funkcjami Twojej komórki.
Przecież ona nie
ma komórki – to niezgodne z Zasdami.
Mój głos
brzmi wyraźnie i stanowczo. Nie spodziewałam się tego. Jakby nie należał do
mnie.
Ten specjalny
dzień tak bardzo Cię zmienił… <ociera łezkę z oka>
Jestem
gotowa. Wiem, co robić. Wyobrażam sobie, jak cofam łokieć i uderzam. Widzę
odlatującą
ode mnie
torebkę z jabłkami. Słyszę, jak biegnę. Jestem gotowa do akcji.
Ale wtedy
bezfrakcyjny puszcza nadgarstek,
A czyj?
zabiera
jabłka i mówi:
– Wybierz
mądrze, dziewczyno.
Gdzieś to już
słyszałam… Chwilka…
Rozdział 4
Według
zegarka, na swoją ulicę docieram pięć minut wcześniej niż zwykle. Zegarek to
jedyna
ozdoba, jaką
wolno nosić Altruistom, tylko dlatego, że jest potrzebna. Mój ma szary pasek i
szklaną
szybkę.
Ale bieda, mój ma
SZYBKĘ ze skórek młodych poliestrów karmionych diamentami.
Nie śmiej się,
jej szybka pewnie jest matowa i nieprzezroczysta, żeby nie wyglądała zbyt
radośnie i prowokacyjnie.
Jeśli
odpowiednio ją przechylę, na ręce prawie widzę swoje odbicie.
To prawie jak byś
miała lustro! Czy ktoś jeszcze wierzy, że bohaterka nie przegląda się w zegarku
równo co pięć minut?
Wyszło szydło z
worka.
Na mojej
ulicy wszystkie domy mają ten sam rozmiar i kształt. Zbudowane są z szarego
betonu.
Witamy w PRL…
To znaczy, przepraszam, Chicago przyszłości.
Do tego
kilka okien – takich zwykłych, praktycznych prostokątów. Na trawnikach rośnie palusznik,
a skrzynki pocztowe są z matowego metalu. Niektórym ten widok może się wydawać
ponury, ale
mnie uspokaja jego prostota.
A czy beton to
nie za bogato jak na was?
Powinny być
lepianki.
Wbrew temu,
co myślą w innych frakcjach, ta prostota nie wzięła się z niechęci do
oryginalności.
Domy, ubrania, fryzury mają nam pomóc zapomnieć o sobie samych i chronić przed wilgocią,
próżnością,
chciwością i zawiścią, które są odmianami egoizmu. Kiedy posiadamy niewiele, to
i
chcemy
niewiele, wszyscy jesteśmy równi, niczego sobie nie zazdrościmy.
To takie piękne…
No nie wiem…
Próbuję to
polubić.
Zamierzasz w
przyszłości zostać przodowniczką pracy?
Siadam przed
domem na schodkach i czekam na Caleba. Nie czekam długo. Po chwili widzę
ubrane na
szaro postacie idące ulicą. Słyszę śmiech. W szkole staramy się nie zwracać na
siebie
uwagi, w
domu jednak zaczynamy się bawić i śmiać.
Jasne… Przecież to
skupianie się na sobie, a to jest zabronione.
Ale nawet
wtedy nikt nie lubi moich złośliwych uwag.
Widać są mało
dowcipne albo altruiści nie umieją się śmiać z siebie samych (co lekko burzy
całą koncepcję altruizmu w tej historii), albo co najbardziej prawdopodobne
jedno i drugie.
Ja też nie
lubię, choć żadnej jeszcze nie słyszałam.
Złośliwość
jest zawsze czyimś kosztem. Może i lepiej, że w Altruizmie każą mi ją tłumić.
Może wcale nie muszę opuszczać rodziny. Może gdybym bardzo się starała
zachowywać jak Altruistka, udawanie zmieniłoby się w rzeczywistość.
Albo któregoś dnia
rzuciłabyś się z krawężnika, bo nie mogła byś tego wytrzymać nerwowo, kto wie? Na
pewno nie my, bo mamy świadomość, że wybierzesz inną frakcję, więc całe to
budowanie napięcia jest zbędne.
– Beatrice!
– woła Caleb. – Co się stało? Nic ci nie jest?
Mamy czwarty
rozdział i trzeci raz imię boHaterki.
– Nie, w
porządku.
Halo, altruiści
nie kłamią!
Caleb stoi z
Susan i jej bratem Robertem. Susan patrzy na mnie jakoś dziwnie, jakbym była
kimś
innym, a nie
tą, którą znała jeszcze dzisiaj rano.
Może nad głową
świeci Cisię wielki napis „NIEZGODNA”? Ja bym się nie zdziwiła. Czekam na
komandosów, którzy ją w końcu rozstrzelają.
Już pędzę,
lecę, tylko nie mogę się zdecydować co lepsze:
Czy:
Wzruszam
ramionami.
– Po teście
zrobiło mi się niedobrze. To pewnie przez ten płyn, który nam dali. Ale już mi
lepiej.
Staram się
uśmiechać przekonywająco. Z Susan i Robertem chyba mi się udało, ale Caleb
mruży
oczy, jak
zawsze, kiedy podejrzewa kogoś o kłamstwo.
Czyli w taki
sposób, jak zwykle, gdy na ciebie patrzy?
–
Jechaliście dzisiaj autobusem? – pytam.
- Nie, lecieliśmy
Concordem. – odpowiada Robert – Skąd ci to do głowy przyszło?
Wcale mnie
nie obchodzi, jak Susan i Robert wracali ze szkoły, ale muszę zmienić temat.
– Ojciec
musiał pracować do późna – odpowiada Susan – i powiedział, żebyśmy trochę
porozmyślali
przed jutrzejszą ceremonią.
Serce wali
mi na myśl o ceremonii.
– Jak
chcesz, przyjdź później, będziesz mile widziana – uprzejmie zaprasza ją Caleb.
– Dziękuję.
– Susan uśmiecha się do niego.
Jasne, dialog
wzięty z pragęby i wklejony w przypadkowe miejsce.
Robert unosi
brew, patrzy na mnie. Wymieniamy się takimi spojrzeniami już od roku,
Czy wymienianie
się czymkolwiek nie sugeruje skupienia się na sobie i własności prywatnej?
Sugeruje! Do łagru
z nimi!
od kiedy Susan
i Caleb zaczęli nieśmiało flirtować, tak jak to robią tylko Altruiści.
Wkrótce wasza
kolej…
Mój brat
odprowadza Susan wzrokiem. Aż muszę go szarpnąć za ramię, żeby się ocknął.
Idziemy do domu, zamykam za nami drzwi.
Caleb
odwraca się do mnie. Jego ciemne, proste brwi zbiegają się i pojawia się między
nimi
zmarszczka.
Kiedy robi taką minę, bardziej niż matkę przypomina ojca. Widzę wtedy, jak jego
dalsze życie
układa się tak jak życie ojca. Zostaje w Altruizmie, uczy się zawodu, żeni z
Susan i
zakłada
rodzinę. Cudowne.
Czy ja tu słyszę
sarkazm?
Mogę tego
już nigdy nie zobaczyć.
– Teraz
powiesz mi prawdę? – pyta cicho.
– Prawda
jest taka, że mam z tobą o tym nie rozmawiać. A ty masz mnie o to nie pytać.
To na pewno go
uspokoiło.
– Naginasz
wszystkie zasady, a tej jednej nie możesz? Nawet w tak poważnej sprawie? –
Bohaterka ze
Specjalnym Talentem Do Pakowania Się W Kłopoty i dość luźnym podejściem do
zasad – check.
Marszczy
brwi, przygryza kącik ust. Chociaż jego słowa brzmią oskarżycielsko, to chyba
chodzi
mu o
wydobycie ze mnie informacji. Jakby naprawdę zależało mu na odpowiedzi.
Nie, robi to tylko
po to by cię przyłapać na naginaniu zasad i palnąć ci kazanie.
Jak zacznie
przypalać Ci pięty to wszystko wyśpiewasz.
Mrużę oczy.
– A ty
powiesz? Caleb, co było w twoim teście?
Patrzymy na
siebie. Słyszę gwizd lokomotywy, tak cichy, że równie dobrze mógłby to być
tylko
wiatr wyjący
na ulicach. Poznaję ten dźwięk. Brzmi w nim Nieustraszoność, wzywa mnie.
Żadna tam
Nieustraszoność, przecież na teście nie poczułaś zewu noża.
Jak wzywa cię
gwizd lokomotywy, to raczej powinnaś być bezfrakcyjna i zostać maszynistą albo
konduktorem.
– Tylko...
nie mów rodzicom co się stało, okay? – odzywam się po chwili.
- Ciekawe co
miałbym im powiedzieć, skoro sam nie wiem. – prycha w odpowiedzi.
Przez moment
spogląda mi w oczy, wreszcie kiwa głową. Chcę iść na górę i się położyć. Test,
spacer i
spotkanie z bezfrakcyjnym zupełnie mnie wykończyły.
Ktoś tu nie ma
kondycji…
Ale Caleb
zrobił dzisiaj śniadanie, mama lunch, a wczoraj wieczorem kolację przygotował
ojciec, więc teraz moja kolej. Biorę głęboki wdech i ruszam do kuchni.
To co nie możesz
im powiedzieć, że się źle czujesz i iść się położyć? Przecież w takiej sytuacji
powinni się bić o to kto ma cię zastąpić.
Przychodzi
do mnie Caleb. Zaciskam zęby. We wszystkim mi pomaga.
Toż to
patologia!
Najbardziej
denerwuje mnie w nim właśnie ta naturalna dobroć, ta wrodzona ofiarność.
Pracujemy
razem, nie odzywamy się do siebie. Gotuję groszek na kuchence. Caleb rozmraża
cztery
kawałki kurczaka.
Czy Was też
zachwyca ta dokładność w opisach?
Teraz jemy
głównie mrożonki albo konserwy, bo farmy leżą bardzo daleko. Matka kiedyś mi
opowiadała, że dawno temu byli tacy ludzie, którzy specjalnie nie kupowali
żywności genetycznie zmodyfikowanej, bo uważali, że jest nienaturalna. My nie
mamy wyboru.
Hehehe… To się
może tak wydawać, że teraz jest jakiś wybór. Ale tak naprawdę wszystko co jemy
ma mniejszą lub większą styczność z GMO. Chyba że sobie to samemu wyhodujesz.
To już wiemy,
dlaczego muszą nosić te burki:
Gdy rodzice
wracają do domu, kolacja jest gotowa, a stół nakryty. Ojciec stawia teczkę na
podłodze i
całuje mnie w głowę. Inni widzą w nim człowieka, który nie znosi sprzeciwu.
może
nawet za
bardzo – ale on jest też czuły. Staram się dostrzegać tylko jego dobre strony.
Naprawdę
się staram.
Ale czemu? To
normalne, że ludzie mają dobre i złe strony. Chyba, że wynika to z
Altruistycznych Zakazów.
– Jak
poszedł test? – pyta.
- Nakładam groszek do wazy. – odpowiadam.
- Doprawdy? –
dziwi się.
– Świetnie.
– Nie mogłabym zostać Prawą. Za łatwo kłamię.
Czy ten ojciec
nie wie, że nie wolno pytać o test?
– Słyszałam,
że przy jednym z testów zrobiło się jakieś zamieszanie – wtrąca się matka.
Rozstrzelali
kogoś?
Tak jak
ojciec, ona też pracuje w administracji, ale kieruje projektami związanymi z
rozwojem
miasta.
Zajmuje się rekrutacją ochotników do przeprowadzania testów przynależności.
Większość
czasu spędza
jednak na pomocy bezfrakcyjnym. Zaopatruje ich w jedzenie, szuka dla nich
mieszkań i
pracy.
Mam już dość
tych Altruistów. Zarządzam wprowadzenie Wskaźnika Tęczy za każdym razem, gdy
bohaterka przypomni nam, jak cudownie bezinteresowna i pomocna jest jej
frakcja.
Wskaźnik Tęczy:
1000000000000000000
– Naprawdę?
– zaciekawia się ojciec.
– Problemy z
testami przynależności zdarzają się rzadko. Niewiele o tym wiem, ale moja
przyjaciółka
Erin
Czy posiadanie
przyjaciół nie jest sprzeczne z Zakazami?
mówiła, że
przy jednym z testów coś poszło tak źle, że wyniki trzeba było podać
ustnie.
Czy wy też
widzicie co AŁtorka nam tu zdradza? Czyż to nie jest arcysprytne zagranie?
– Matka
kładzie serwetkę przy każdym nakryciu. – Najwyraźniej jakiś uczeń źle się
poczuł
i odesłano
go wcześniej do domu. – Wzrusza ramionami. – Mam nadzieję, że nikomu nic się
nie
stało. A wy,
słyszeliście coś o tym?
– Nie. –
Caleb uśmiecha się do matki.
On też nie
mógłby zostać Prawym.
A może nie kłamie
tylko bardzo słabo kojarzy fakty?
Siedzimy
przy stole. Posiłek zawsze podajemy od prawej strony, nikt nie zaczyna jeść, aż
wszyscy go
nie dostaną.
Wskaźnik Tęczy:
2
Ojciec
wyciąga ręce do matki i brata, a oni wyciągają ręce do niego i do mnie.
Dziękuję Bogu za jedzenie, pracę, przyjaciół i rodzinę. W Altruizmie nie
wszystkie rodziny są religijne, ale ojciec mówi, że powinniśmy starać się nie
dostrzegać takich różnic, bo to tylko by nas dzieliło.
Wskaźnik Tęczy:
3
Nie wiem, co
o tym myśleć.
Zatem w ogóle tego
nie robisz, bo i tak nie jesteś w tej materii zbyt dobra.
– A teraz –
matka zwraca się do ojca – opowiadaj.
Chwyta ojca
za dłoń i kciukiem zatacza mu małe kółko po kostkach. Wpatruję się w ich złączone
ręce. Moi rodzice się kochają, ale przy nas rzadko okazują sobie czułość.
Uczyli nas, że kontakt fizyczny ma w sobie wielką siłę.
Szczególnie gdy
jesteś na przykład bokserem.
Dlatego od
dziecka się go wystrzegam.
Meeeeee,
meeeeeee…
– No,
powiedz, co cię dręczy? – dodaje matka.
Wpatruję się
w talerz. Czasem zaskakuje mnie jej wyczucie. Teraz mam wyrzuty sumienia.
Dlaczego tak
bardzo skupiłam się na sobie, że nie zauważyłam głębokiej zmarszczki na czole
ojca i
tego, że się
zgarbił?
Sama widzisz:
NIE NADAJESZ SIĘ.
– Miałem
ciężki dzień w pracy – zaczyna.
No nie mów.
– Tak naprawdę to Marcus miał ciężki dzień.
Ale jako altruiści
mamy wspólną jaźń, więc…
Nie powinienem
mieć do niego pretensji.
Marcus
pracuje razem z ojcem. Obaj stoją na czele rządu. Miastem rządzi rada złożona z
pięćdziesięciu
osób, samych przedstawicieli Altruizmu, bo naszą frakcję uważa się za
nieprzekupną
właśnie dlatego, że jesteśmy tacy bezinteresowni.
Wskaźnik Tęczy:
4
Chcesz mi
powiedzieć, że waszym światem rządzą tylko i wyłącznie bezosobowe ameby?
Liderzy
Altruizmu są wybierani spośród równych, bierze się przy tym pod uwagę
nienaganny charakter, przywiązanie do zasad i zdolności przywódcze.
Czy posiadanie
zdolności przywódczych nie jest niezgodne z Zasadami?
Nieeeeeee,
wszystko jest jak najbardziej logiczne.
Przedstawiciele
innych frakcji na spotkaniach rady mogą wypowiadać się
Mogą się
wypowiadać? Czy wy nie jesteście zbyt łaskawi?
w różnych
sprawach, ale to ona podejmuje ostateczną decyzję. Jej członkowie działają
wspólnie,
ale Marcus
ma największe wpływy.
Tak jest od
nastania Wielkiego Pokoju, kiedy utworzono frakcje. Myślę, że ten system
przetrwał,
bo wszyscy
się boimy tego, do czego by doszło, gdyby go nie było: wojny.
Jaaaaaaaaaaaaaaasne.
– Chodzi o
ten reportaż Jeanine Matthews? – pyta matka.
Jeanine
Matthews jest w radzie jedyną przedstawicielką Erudycji. Wybrano ją, bo ma
wysoki
iloraz
inteligencji. Ojciec często na nią narzeka.
Moim zdaniem nie
trudno mieć iloraz inteligencji wyższy niż ameba.
Unoszę
wzrok.
– Reportaż?
Caleb rzuca
mi ostrzegawcze spojrzenie. Nie wolno nam odzywać się przy stole, chyba że
rodzice o
coś zapytają. Zwykle tego nie robią. Ojciec mówi, że uwaga, jaką im poświęcamy,
to nasz
dar dla
nich. Oni poświęcają nam uwagę po kolacji w salonie.
Czy wy też
czujecie tę rodzinną idyllę?
Wskaźnik Tęczy:
5
– Tak, –
Ojciec mruży oczy. – Ci aroganccy, przemądrzali... – Urywa i chrząka. –
Przepraszam. Ale ona w reportażu atakuje charakter Marcusa.
Unoszę brwi.
– Co to
znaczy? – pytam.
– Beatrice!
– Caleb gasi mnie spokojnie.
Jest tak spokojny,
że aż krzyczy.
Pochylam
głowę, obracam widelec tam i z powrotem, tam i z powrotem. Czekam, aż przestają
mnie piec
policzki. Nie lubię, jak ktoś mi zwraca uwagę. Szczególnie brat.
Widzicie jak ona
ma ciężko? Brat musi ją cały czas wychowywać, bo jej rodzice to ameby.
Bywa.
– To znaczy
– odpowiada ojciec – że jej zdaniem syn Marcusa wybrał Nieustraszoność zamiast
Altruizmu,
bo Marcus był dla niego okrutny i brutalny.
I dlatego jest
najbardziej wpływowym altruistą w radzie, której członkowie są wybierani ze
względu na „nienaganny charakter, przywiązanie do zasad i zdolności przywódcze”.
Brzmi całkiem logicznie.
Niewiele
osób urodzonych w Altruizmie postanawia ją opuścić.
A w ogóle mogą
ją opuścić…? Bo że teoretycznie tak, to wiem. Ale praktycznie?
Kiedy stanie
się coś takiego, pamiętamy o tym. Dwa lata temu Tobias, syn Marcusa, przeszedł
z naszej frakcji do Nieustraszonych.
Ty będziesz
następna.
Marcus się
załamał. Tobias jest jego jedynym dzieckiem
Chciałaś
powiedzieć – „był”.
– i jedyną
rodziną, od kiedy żona zmarła, rodząc drugie dziecko. Noworodek umarł kilka minut
po niej.
Nigdy nie
spotkałam Tobiasa. Rzadko brał udział we wspólnych uroczystościach naszej
społeczności
i nigdy nie przychodził do nas z ojcem na kolację. Mój ojciec często mówił, że
to
dziwne – ale
teraz to już bez znaczenia.
Nie, Tobias miał
po prostu charakter i nie był amebą. I, w przeciwieństwie do ciebie, nie
próbował jej udawać.
– Okrutny?
Marcus? – Matka kręci głową. – Biedny człowiek. Jakby jeszcze trzeba mu było
przypominać
o stracie.
– Chciałaś
powiedzieć: o zdradzie, jakiej dopuścił się jego syn? – odparł chłodno ojciec.
A czy
zachowywanie się w sposób „chłodny” nie jest niezgodne z Altruizmem?
Raczej z
serdecznością.
– Nie powinienem
się temu dziwić. Erudycja atakuje nas tymi reportażami już od miesięcy.
Reportażami o
życiu prywatnym Głównej Ameby? To musi być koszmarnie nudne. Czy w tej erudycji
nie wiedzą, że temat powinien być ciekawy?
A to jeszcze
nie koniec. Będzie tego więcej, zapewniam.
Osobiście tego
dopilnuję.
Nie powinnam
znowu się odzywać, ale nie potrafię się powstrzymać.
Zauważyliśmy.
– Dlaczego
to robią? – wypalam jednego, a potem drugiego, bo bardzo się denerwuję.
– Beatrice,
a dlaczego nie korzystasz z okazji, żeby teraz wysłuchać swojego ojca? –
odpowiada
łagodnie
matka, jej słowa są sugestią, nie poleceniem.
Ale przecież ona
jest zainteresowana tym co ojciec mówi! I okazuje to zainteresowanie! Czy wy
wszyscy uważacie, że lepiej by było gdyby siedziała cicho, śliniła się i
rozmarzonym wzrokiem gapiła w ścianę?!
Patrzę ponad
stołem na Caleba. Jego oczy mają wyraz niezadowolenia.
Ale cała reszta jest
zadowolona.
Caleb radośnie
merda swoją kością ogonową.
O, to mi
przypomniało, że opis rodzinnej idylli przedstawiony w poprzednim odcinku,
kazał nam zastanowić się, czy bohaterka nie jest przypadkiem psem.
Wpatruję się
w swój groszek.
Jego oczy też mają
wyraz niezadowolenia. I oczy twojego widelca i talerza… Cały dom i wszystkie
będące w nim sprzęty są głęboko rozczarowane twoją postawą.
A ona, jak na
wzorową Altruistkę przystało, zaraz pożre ten groszek. I zupełnie nie przejmuje
się jego cierpieniem.
Nie jestem
pewna, czy umiałabym dalej żyć w takim posłuszeństwie. Nie idzie mi to.
– Dobrze
wiesz dlaczego – ciągnie dalej ojciec. – Bo mamy coś, czego chcą. Kiedy niepohamowana
żądza wiedzy prowadzi do żądzy władzy, człowiek błądzi, podąża w mrok i pustkę.
Powinniśmy się cieszyć, że jesteśmy mądrzejsi.
Meeeeee.
Ach, te
głębokie, filozoficzne przemyślenia…
Przytakuję.
Wiem. że nie wybiorę Erudycji, nawet jeśli z mojego testu by wynikało, że mogłabym.
A czy przypadkiem
tak właśnie nie było? Przypomnijmy sobie ten fragment:
„Moim zdaniem
jednakowo nadajesz się do Altruizmu, Nieustraszonych i Erudycji”
Beatrice, plączesz
się w zeznaniach.
Jestem
nieodrodną córką swojego ojca.
Jakbyś była to nie
miałabyś problemu z uczuciem, że tu nie pasujesz.
Rodzice sprzątają
po obiedzie. Calebowi też nie pozwalają, żeby im pomagał, bo dzisiaj musimy
być sami, a
nie siedzieć w salonie. Mamy przemyśleć test.
Nonsens, po prostu
oboje macie szlaban. Ty za ogólną niechęć do poddania się kompleksowemu praniu
mózgu, a Caleb… za to, że śmiał się razem z Susan, bo to złamanie Zasad.
Gdybym tylko
mogła porozmawiać o tych wynikach, rodzina pewnie wsparłaby mnie w dokonywaniu
wyboru.
Powiedzieli by ci,
żebyś została altruistką i w ogóle, o jakim wyborze ty mówisz?
Nie,
powiedzieliby, że mówiąc im o wynikach złamała Zasady; popatrzyli by na nią
niezadowolonym wzrokiem i jutro też nie mogłaby sprzątać po obiedzie.
Ale mi nie
wolno. Za każdym razem, gdy już słabnie moje postanowienie, żeby trzymać buzię
na kłódkę, słyszę w myślach ostrzegawczy szept Tori.
Razem z
Calebem wchodzę po schodach, ale na górze, gdy się rozdzielamy i idziemy do
swoich
sypialni,
brat mnie zatrzymuje, kładzie mi dłoń na ramieniu.
To jest właśnie
kłopot z narracją w czasie teraźniejszym. Nasi bohaterowie wchodzą po schodach
i w tym samym czasie się rozdzielają, a także Caleb zatrzymuje Beatrycze i
kładzie jej rękę na ramieniu. Widzę to tak:
– Beatrice –
zaczyna poważnym tonem i patrzy mi prosto w oczy. – Powinniśmy myśleć o naszej
rodzinie. –
W jego głosie pojawia się zawziętość. – Ale musimy też myśleć o sobie.
Mam ochotę
przytoczyć cytat, który już się tu pojawił, ale jeszcze mnie ktoś oskarży o
sklerozę…
Przecież Wam
nie wolno!!!
Przez chwilę
wpatruję się w niego. Jeszcze nigdy dotąd nie widziałam, żeby myślał o sobie,
jeszcze
nigdy nie słyszałam, żeby namawiał do czegoś innego niż ofiarność.
Tu powinniśmy się
zastanowić, czy twój brat czegoś nie knuje…
Jestem tak
zaskoczona słowami brata, że po prostu mówię to, czego by ode mnie oczekiwano:
Rozumiem, że w
tym świecie ludzie mają po prostu wdrukowane do głów kilka schematów
odpowiedzi, z których potem mogą wybierać?
– Testy nie
muszą zmieniać naszych wyborów.
Caleb
uśmiecha się lekko.
– I nie
zmienią, prawda?
Komuś tu chyba
na teście wyszła Serdeczność…
Ściska mi
ramię i idzie do swojego pokoju. Zaglądam do niego, widzę niepościelone łóżko i
stos
książek na
biurku. Caleb zamyka drzwi.
Bałagan? U
CALEBA?! Wyczuwam… bunt.
Chciałabym
móc mu powiedzieć, że oboje czujemy to samo. Chciałabym porozmawiać z nim tak,
jak chcę, a nie jak powinnam. Ale przyznać się, że sama potrzebuję pomocy... na
to nie mogę się zdobyć – dlatego się odwracam.
Aha. Ok, jasne.
Wchodzę do
swojego pokoju. Kiedy zamykam za sobą drzwi, uświadamiam sobie, że decyzja
może okazać
się łatwa. Wybranie Altruizmu wymaga wielkiej bezinteresowności, a wybranie
Nieustraszonych
wielkiej odwagi.
Widzicie? Łatwizna.
To czemu przez
bite cztery rozdziały trułaś nam jaki to trudny wybór przed tobą?!
Dlatego, że:
Ta cecha,
która jutro przeważy, pokaże, do czego pasuję. Jutro obie cechy będą we mnie
walczyć i tylko jedna wygra.
Mam nadzieję,
że podczas tej walki dokonają dużych zniszczeń. Dziękuję.
***
Sponsorem dzisiejszego odcinka był George Orwell.
Co na to Orwell?
"Żadne z trzech supermocarstw nigdy nie ryzykuje rozpoczynania działań, które mogłyby zakończyć się dla niego totalną klęską. Jedyne większe operacje wojenne to nagłe, podstępne ataki na siły sojusznika."
George Orwell "Rok 1984"
George Orwell "Rok 1984"