niedziela, 31 stycznia 2016

Katnissowy Antrakcik #1

Witamy z powrotem! Po długim, długim czasie, ale z chęcią i gotowością do znęcania się nad biednymi i cierpiącymi bohaterkami książek. Dzisiaj będzie nawet więcej tego cierpienia, bowiem następuje mała zmiana - żegnamy Beatrycze! Tak nas już znudziła, że jedyne co jej proponujemy to pożegnalny wiersz:

Ach Beatrycze, tak nas już znudziłaś
Boś się ciągle Absolutem raczyła
Boś nas swymi problemami męczyła
Więc lepiej wracaj już tam skąd przybyłaś.

Ach Beatrycze, tak już nas znudziłaś
Boś nas altruizmu dzielnie uczyła
A że to bezsens toś już nie zoczyła 
Więc lepiej wracaj już tam skąd przybyłaś.

Na razie więc zostawiamy za sobą (mam nadzieję...) kwestie Niezgodności, frakcji, absolutów i innych. Dziś natomiast przedstawiamy Wam coś smakowitego - mianowicie naszą idolkę:

DUDUDUM! 
 To taki nasz nowy pomysł - żeby przerwy między kolejnymi książkami umilać sobie spotkaniem z Katniss. 
Po tym przydługim wstępie - zapraszamy do lektury! 

KOSOGŁOS
Ja wiem, że nazwa tego „gatunku” jest wytłumaczona w książce, i to niby nawet sensownie, ale i tak mi to słowo przeszkadza. I koniec.
Część I
Popioły
Ten moment, kiedy ktoś zacznie bardziej zrefleksyjnie (czaicie, że z refleksjami hehe) od Ciebie.
1.
Gapię się na swoje buty i patrzę
Ja się gapię i oglądam
A ja zerkam i spoglądam. Katniss, licytujesz się dalej?
jak cienka warstwa popiołu osiada na wytartej skórze.
Twojej, czy twoich butów? Czy rzuconej na podłogę walizki?
Tu stało łóżko,
Kurczę, to przez wszystkie poprzedni książki musiałaś chodzić boso, skoro Ci łóżko na butach ustawili?
W  świecie przedstawionym, chodzenie cały czas boso i tak byłoby jej najmniejszym problemem. Bo musisz wiedzieć Cynders, że życie w 12. Dystrykcie jest CIĘŻKIE.
które dzieliłam z moją siostrą, Prim.  Tam dalej stał kuchenny stół.
Osmalony stos cegieł, które kiedyś były kominkiem, jest moim punktem odniesienia.
Odnoszę tam brudne talerze z nieistniejącego stołu.
Od niego narysowała sobie kartezjański układ współrzędnych.
 Jak
dumdumdum
inaczej mogłabym ustalić swoje położenie w tym morzu szarości?
Nieee, ona też? Absolutu się zachciało (http://zrefleksyjnie.blogspot.com/2015/06/a-imie-jej-pozostanie-nieznane-czyli-o.html)
Może za pomocą GPSa. Goddammit, przecież żyjecie w przyszłości, a czasem się czuję jakby ta książka była o wyzwalaniu Ameryki spod rządów Anglików.
Niemal nic nie pozostało z Dwunastego Dystryktu. Miesiąc temu ogniowe bomby Kapitolu unicestwiły domy ubogich górników ze Złożyska, sklepy w mieście, nawet Pałac Sprawiedliwości. Spalenia uniknęła jedynie Wioska Zwycięzców.
Ależ są wymyślne te nazwy! Myślicie, że mają jakieś drugi dno?
Dom w wiosce zwycięzców dostaje się jak się wygra Igrzyska Śmierci. Jest po jednej w każdym Dystrykcie. A ponieważ w 12. ludzie raczej nie wygrywają (Katniss i Peeta byli pierwsi od dwudziestu paru lat, więc wyrobili normę na najbliższe pięćdziesiąt), więc zasadniczo są to po prostu ładne domy, które stoją puste i na które biedni ludzie patrzą z zazdrością.
Może dlatego, by ludzie zmuszeni do przybycia tutaj w interesie Kapitolu mogli zatrzymać się w jakimś przyzwoitym miejscu.
Tak na pewno Kapitol to w ten sposób zaplanował. „Tu nie bombardujcie, może wybiorę się tam na wakacje.”
Pracujący dorywczo dziennikarz. Komitet oceniający stan kopalni. Oddział Strażników Pokoju poszukujący powracających uciekinierów. Ale nie wraca nikt oprócz mnie.
No pewnie, przecież to Ty jesteś boCHaterką!  
A kto by chciał tam wracać? Zastanów się przez dziesięć sekund.
A to jedynie krótka wizyta.
A, tak żeby się pogapić na stos cegieł. Albo na buty. I popiół. Popiół jest ważny.
Władze Trzynastego Dystryktu sprzeciwiały się mojemu powrotowi. Wydał im się kosztownym i niepotrzebnym ryzykiem, jako że przynajmniej tuzin niewidzialnych poduszkowców krąży nade mną, czuwając nad moim bezpieczeństwem, i nie ma tu żadnych nowych wiadomości wartych zdobycia.
Well, no to może mieli trochę racji…?
Tuzin poduszkowców pilnuje rozwydrzonej gówniary. Oczywiście, że to jest nieopłacalne. Dlaczego nie pozwalacie Kapitolowi odstrzelić jej łba? Mieli byście problem z głowy. Podejrzewam, że prezydent Coin nie miała by nic przeciwko.
Mimo tego, musiałam to zobaczyć. Tak bardzo, że ustanowiłam to warunkiem mojej współpracy.
Przestań nas bujać, przecież zanim ty się zdecydujesz aktywnie pomóc 13., o ile można to nazwać aktywną pomocą, to minie jeszcze pół książki!
W końcu Plutarch Heavensbee, główny organizator igrzysk, który zorganizował buntowników w Kapitolu, wyrzucił ręce w górę.
Najpierw mu opadły, a potem dopiero je wyrzucił.
Mam wizję Plutarcha ściskającego bukiet rąk różnych manekinów, a potem rozrzucającego je w akcie rozpaczy po pokoju.
„Pozwólcie jej iść. Lepiej stracić dzień niż kolejny miesiąc.
Nie łudź się, przyjacielu.
Może mała wycieczka po Dwunastce jest właśnie tym, czego ona potrzebuje, by przekonać się, że jesteśmy po tej samej stronie.”
Ja jestem już prawie po stronie pierwszej, zaraz będę przechodzić do drugiej (coś powoli mi idzie) – a Wy?
Mnie by bardziej przekonała mała wycieczka na Karaiby albo Hawaje. Albo Nową Zelandię. Łatwo mnie przekupić.
Po tej samej stronie.
Ale po której?
Jak Katniss przedstawia tę sytuację, to mam wrażenie, że to wcale nie jest walka uciśnionych rebeliantów ze złym imperium, tylko jakieś trzy-osobowe szachy.
Ból kłuje moją lewą skroń i przyciskam do niej dłoń.
To zdanie aż się prosi o jakąś hiphopowo-raperską interpretację. Rymy są akurat na takim poziomie.
A Katniss nawet zapewnia choreografię brwią.
Dokładnie w miejscu, w które Johanna Mason uderzyła mnie zwojem drutu. Wspomnienia kłębią się, a ja próbuję rozróżnić co jest prawdą, a co kłamstwem.
Jak już Cię własne wspomnienia okłamują to wiedz, że coś się dzieje.
Proponuję diagnozować różne schorzenia Katniss. Po pierwsze schizofrenia.
Poza tym niech ona przestanie robić z siebie taką ofiarę, to Peetę torturują i manipulują jego pamięcią, a nie ją.
Jakie wydarzenia doprowadziły do tego, że stoję na ruinach mojego miasta?
Stawiałabym na porwanie przez kosmitów.
To trudne,
Stanie jest trudne? Ach, znowu wracamy do kwestii absolutu…
bo skutki wstrząsu przez nią spowodowanego nie całkiem zniknęły i moje myśli wciąż mają skłonności do gmatwania się. Katniss, ty i bez tego nie jesteś szczególnie lotna.
Niech to zdanie ogragnie uszy, bo zaniemogę.[i]
Poza tym, leki, których używają, by uśmierzyć mój ból i wpływać na nastrój czasami sprawiają, że mam omamy.
Oj mamo, oj mamo! Ciągle w kółko to samo.
Tak myślę. Wciąż nie jestem całkowicie przekonana, że miałam halucynacje tej nocy, kiedy podłoga mojej szpitalnej sali zmieniła się w dywan wijących się węży.
Nie, to był test na Twoją przynależność do frakcji. Z ciekawości – radziłabyś sobie z wężami serem czy nożem?
Nie no, dywan z węży jest standardowym wyposażeniem każdego normalnego szpitala.
Używam techniki zaproponowanej mi przez jednego z lekarzy. Zaczynam od najprostszych rzeczy, (szlaczki) których jestem pewna, że są prawdziwe, i stopniowo dodaję te bardziej skomplikowane. (alfabet) Lista zaczyna rozwijać się w mojej głowie…
Ciekawa jestem ile ten lekarz bierze za spotkanie. Bo jego rada brzmi jak coś taki oczywisty banał, który otrzymujesz, to po tym jak zastawisz dom by się umówić na wizytę.
Nazywam się Katniss Everdeen.
Nazywaj się jak chcesz, ale dla mnie tam zawsze będzie EverGREEN. Albo Everglade.
Mam siedemnaście lat. Nie piję już od… raz, dwa… Od czterech dni.
Moim domem jest Dwunasty Dystrykt.
Byłam trybutem trybikiem w Igrzyskach Śmierci. Uciekłam.
Kochanie, gdybyś sama uciekła, to nie uważałabym cię za ćwierć inteligentną. Wyciągnęła cię wielka grupa wtajemniczonych ludzi, dzięki temu, że przygotowali z dużym wyprzedzeniem, zakrojoną na szeroką skalę akcję wywrotową. I dalej się zastanawiam po co im to było.
Kapitol mnie nienawidzi.
Więc mówisz, że wszyscy są przeciwko Tobie? Spokojnie, Katniss…
Peeta został więźniem. Jest uważany za martwego. Najprawdopodobniej jest martwy. Prawdopodobnie byłoby najlepiej, gdyby był martwy…
— Katniss, mam się do ciebie pofatygować zejść na dół?
Głos mojego najlepszego przyjaciela, Gale’a, dociera do mnie przez słuchawki, które buntownicy nakazali mi założyć.
Spokojnie Katniss, są teraz w takim buntowniczym wieku, ale to im przejdzie. Nie martw się.
Jest w jednym z poduszkowców i obserwuje mnie uważnie, gotowy wkroczyć, jeżeli cokolwiek pójdzie źle.
Fucha roku. Ale pewnie mu za to nie płacą, hm?
Oczywiście, że nie, przecież on jest przyjacielem Katniss. Liczył na coś więcej, ale zdarzył się Peeta, a teraz wszystko jest skomplikowane. Ale przynajmniej jest przystojny.
Zauważam, że kulę się w sobie z łokciami na udach i ściskam głowę dłońmi.
Ja mam bogatą wyobraźnię, ale to nie znaczy, że wiem co w tej chwili robi Katniss.
Może to co ten pan:
Muszę wyglądać jakbym była na skraju załamania. Tak być nie może. Nie, kiedy w końcu odstawiają mi leki.
Odstawiają, bo doszli do wniosku, że nic ci już nie pomoże. Chyba że elektrowstrząsy.
Prostuję się i macham do niego, odrzucając jego ofertę.
— Nie, wszystko w porządku ty nachalny akwizytorze.
By go w tym upewnić, zaczynam oddalać się od mojego starego domu i idę w stronę miasta. Gale poprosił o wizytę w Dwunastce ze mną, ale nie zszedł do mnie, kiedy zrezygnowałam z jego towarzystwa. Rozumie, że nie chcę nikogo przy mnie dzisiaj.
A ty w ogóle kiedykolwiek szukasz ludzkiego towarzystwa?
Nawet jego. Czasami musisz wędrować samotnie.
To prawda. Są takie miejsca, do których nawet król wędruje samotnie i piechotą.
Sądzę, że Kat miała raczej na myśli to, że wielcy tego świata [czyt. Ona] muszą chodzić swoimi ścieżkami samotnie, bo pospolity motłoch i tak nie zrozumie ich geniuszu/sztuki/cierpienia/wszystkiego.
Lato było nieznośnie gorące i suche jak pieprz. Nie było prawie żadnego deszczu,
Taaak, myślę, że zrozumiałam co to znaczy suche lato.
który mógłby naruszyć sterty popiołu, które pozostały po ataku.
Bo suchy wiatr w żaden sposób sobie z nimi nie radził.
Przemieszczają się tu i tam w odpowiedzi na moje kroki.
Małe popiołowe ludziki podążają za boCHaterką krok w krok niczym leśne zwierzątka za królewną Śnieżką.
Nie ma wiatru, który mógłby je rozwiać.
W takim razie cofam moją przedostatnią wypowiedź. Ale mam pytanie: czy brak wiatru wynika bezpośrednio z suchego lata?
Zatrzymuję wzrok na czymś, co pamiętam jako drogę, bo kiedy pierwszy raz wylądowałam na Łące, nie byłam dość ostrożna i weszłam prosto na kamień.
A mogłaś na minę…
Tylko że to nie był kamień
No to adieu, Katniss.
— to była czyjaś czaszka. Kręciła się i kręciła i kręciła aż zatrzymała się twarzą w górę.
Czy Katniss na pewno nadepnęła na leżącą na trawie/ziemi czaszkę, czy na to:
Przez długi czas nie mogłam przestać patrzeć na zęby, zastanawiając się do kogo należały,
Mój biedny Yoricku!
Ekhm… Ja bym patrzyła raczej na oczodoły, wydaje mi się to naturalnym odruchem – próba nawiązania kontaktu wzrokowego. Chyba że Katniss zawsze podczas rozmów patrzy ludziom w zęby i dzięki temu rozpoznaje ich po zgryzie.
myśląc, że moje wyglądałyby prawdopodobnie dokładnie tak samo w podobnych okolicznościach.
Eee…
Wbrew naturze, trzymam się drogi, ale to zły wybór,
Ja rozumiem, że budowanie strasznych, asfaltowych autostrad jest wbrew naturze, ale może nie przesadzajmy.
Mam wrażenie, że mamy tu nadmiar przecinków. Nasza dzielna boCHaterka chyba ma zadyszkę.
bo jest pełna szczątków tych, którzy próbowali uciec. Niektórzy spłonęli w całości.
No to wiele z nich… nie zostało…?
Ale inni, prawdopodobnie owładnięci przez ZUO dym, uciekli najgorszym płomieniom
Dym to nie grzyby, nie jest w stanie przejąć kontroli nad układem nerwowym. Trzymajmy się faktów bardzo proszę.
i teraz leżą w różnych stopniach rozkładu, i cuchną, pokarm dla padlinożerców, przykryty dywanem much.

(…)
Brzęczała na tym zgniłym brzuchu much orkiestra
I z wnętrza larw czarne zastępy
Wypełzały ściekając z wolna jak ciecz gęsta
Na te rojące się strzępy.

Wszystko się zapadało, jarzyło, wzbijało,
Jak fala się wznosiło,
Rzekłbyś, wzdęte niepewnym odetchnieniem ciało
Samo się w sobie mnożyło.[ii]
(…)

Przykro mi, Katniss, ktoś już kiedyś zrobił to lepiej.
Zabiłam cię, myślę, kiedy mijam jeden stos. I ciebie. I ciebie.
Od razu powiedz, że zabiłaś ich wszystkich. To wiele ułatwi.
Bo zabiłam.
To moja strzała wycelowana w szczelinę w polu siłowym otaczającym arenę spowodowała tę karną ogniową burzę. I pogrążyła całe Panem w chaosie.
Katniss i samokrytyka? Czy to jest w ogóle możliwe?
W głowie dźwięczą mi słowa prezydenta Snowa, wypowiedziane w dniu rozpoczęcia Tournée Zwycięzców. „Katniss Everdeen, dziewczyno, która igrałaś z ogniem, wznieciłaś iskrę, która, nieugaszona, może zamienić się w piekło i zniszczyć psa z jego Panem.”
Okazuje się, że wcale nie przesadzał ani nie próbował mnie wystraszyć. Próbował, być może, szczerze uzyskać moją pomoc.
Tak Katniss, prezydent Snow przyszedł do ciebie po pomoc, bo sobie nie radził. Na pewno.
Jednak ja już wprawiłam w ruch coś, nad czym nie mam żadnej kontroli.
Katniss, Pierwszy Poruszyciel!

Pali się.
Co się pali, gdzie się pali?
Pali się pożar.
Ciągle się pali

I tak, wspólnymi siłami, stworzyłyśmy całkiem ładny wiersz.
, myślę z odrętwieniem. Ogień w kopalniach wyrzuca dym na odległość. Nie został jednak nikt, kto by się tym przejmował.
Pali się to się pali, po co drążyć temat.
Więcej niż dziewięćdziesiąt procent mieszkańców dystryktu nie żyje. Pozostałe osiemset,
Zawsze mi się wydawało, że nie ma więcej niż 100 procent, ale nigdy nie byłam dobra z matematyki.
Katniss wyznacza nową matematykę.
czy coś koło tego, żyje jako uciekinierzy w Trzynastym Dystrykcie, co, jeśli o mnie chodzi, równa się pozostaniu bezdomnym na zawsze.
Katniss, czy ty widziałaś kiedyś bezdomnego? Rozumiem, że chodzi ci o to, że stracili swoje miejsce na w Panem, ale nie melodramatyzuj.
Wiem, że nie powinnam tak myśleć; wiem, że powinnam być wdzięczna za sposób, w jaki nas powitano.
Ciebie to pewnie fanfarami i czerwonym dywanem.
Chorych, rannych, umierających z głodu i nie oferujących nic w zamian. Jednak nie potrafię zignorować faktu, że Trzynasty Dystrykt odegrał znaczną rolę w zniszczeniu Dwunastki.
No i koniec samokrytyki…
To nie zwalnia mnie z poczucia winy
A może jednak nie?
— mam sporo do ignorowania.
Ale z ciebie pracowita osoba. „Dziś ignoruję swój zdrowy rozsądek, jutro uczucia, a pojutrze… ach tak, pojutrze ignoruję moją matkę.”
Ale bez nich nie byłabym częścią większego spisku,
Bez poczucia winy?
który ma na celu obalenie Kapitolu albo zgromadzenie środków, by to umożliwić.
Czyli nie ważne co, koniec końców chcą obalić Kapitol.
Nie chcą, tylko Katniss chce.
Mieszkańcy Dwunastego Dystryktu nie zorganizowali ruchu oporu na własną rękę. Nie było o tym mowy. Po prostu mieli pecha, że mieli mnie.
Ależ ta dziewczyna ma tupet…
W przypadku Katniss to już nie jest solipsyzm, to jest Katnissocentryzm.
Wprowadzam #katnissocentryzm – to nam oszczędzi dodawania komentarzy.
Niektórzy z ocalałych myślą jednak, że to szczęście w końcu uwolnić się od Dwunastego Dystryktu.
Szczególnie, gdy wszyscy przerzucili się na energię odnawialną i nikt nie chciał kupować węgla, no nie?
Uciec od niekończącego się głodu i opresji, niebezpiecznych kopalni, od bata naszego ostatniego Głównego Strażnika Pokoju, Romulusa Threada. Znalezienie nowego domu wydaje się cudem,
Nie rozpędzaj się tak, przed chwilą powiedziałaś, że wszyscy są „bezdomni na zawsze”.
jako że do niedawna nie wiedzieliśmy nawet, że Trzynasty Dystrykt istnieje.
I pewnie nadal byście nie wiedzieli, gdyby 13. dystrykt nie doszedł do wniosku, że teraz można spróbować przejąć władzę.
Ucieczkę ocalałych przypisać należy całkowicie Gale’owi,
To znaczy, że on uciekał za tych wszystkich ludzi?
Jak to Katniss, a nie tobie?
aczkolwiek przyznaje się do tego niechętnie.
Może dlatego, że – hmmm – nie jest TOBĄ?
Może Katniss niechętnie przyznaje się do tego, że to wszystko zasługa Gale’a a nie jej.
Kiedy tylko Ćwierćwiecze Poskromienia się skończyło — jak tylko zabrano mnie z areny
Oczywiście, impreza zakończyła się od razu jak tylko zniknęła gwiazda programu. #katnissocentryzm
— odcięto prąd w Dwunastym Dystrykcie, telewizory wyłączyły się i Złożysko stało się tak ciche, że ludzie mogli usłyszeć bicie serc innych.
To oni tak wszystko mieli na prąd, że jak go zabrakło to był całkowity zastój? Ludzie na prąd, zwierzęta na prąd…
Nikt nie zaprotestował ani nie świętował tego, co zaszło na arenie. A mimo tego w ciągu piętnastu minut niebo pokryło się poduszkowcami i bomby zaczęły spadać na ziemię.
Twoja wina, Twoja wina, Twoja bardzo wielka wina.
To Gale pomyślał o Łące, jednym z niewielu miejsc bez starych drewnianych domów przymocowanych pyłem węglowym.
Dziwny materiał do stawiania fundamentów, ale sądzę, że chodzi o podkreślenie jak bardzo żyją tam wunglem. 12. dystrykt to Sosnowiec Panem.
Poprowadził tych, których mógł, w tamtym kierunku, włączając w to moją mamę i Prim.
A kota? Pamiętam, że była mowa o kocie.
Nie martw się, kot był mądrzejszy od ludzi.
Zorganizował ekipę, która zburzyła ogrodzenie — w tej chwili jedynie nieszkodliwą metalową barierę z wyłączonym prądem — i wprowadził ludzi do lasu.  Zabrał ich do jedynego miejsca, które przyszło mu do głowy — jeziora,
Skaczcie! Pod wodą Was nie zobaczą!
które mój ojciec pokazał mi w dzieciństwie.
Uporządkujmy fakty: pierwszym miejscem, które przyszło do głowy Gale’owi było jezioro, które pan Everdeen pokazał Kat w dzieciństwie. Ergo Gale i Katniss mają (przynajmniej częściowo) wspólną jaźń. #katnissocentryzm
Stamtąd patrzyli jak odległe płomienie pochłaniają wszystko, co do tej pory znali.
Z dna jeziora, w sensie, że.
O świcie bombowce dawno odleciały, ogień dogasał, ostatni maruderzy dołączyli.
Co zrobiły bombowce?
         a) Odleciały o świcie
             b)  Dawno odleciały
c        c)  O świcie było już dawno i odleciały
d        d)   Dawno już był świt więc odleciały
e        e)    Z racji tego, że koniec końców nie wiedziały co zrobiły, to poszły na piwo.
Mama i Prim zorganizowały miejsce dla rannych i próbowały leczyć ich tym, co udało im się znaleźć w lesie.
Jakie dzielne!
Pliniusz miałby kilka ciekawych pomysłów jakby ich leczyć za pomocą innych ludzi…
Gale miał dwa komplety łuków i strzał, jeden nóż myśliwski, jedną sieć rybacką i ponad osiemset przerażonych ludzi do wykarmienia.
Jak mi teraz powiesz, że rozmnożył osiem chlebów i dwie ryby, to oskarżę cię o plagiat.
Dzięki pomocy co silniejszych udało im się przeżyć trzy dni. Wtedy nagle pojawił się poduszkowiec, który ewakuował ich do Trzynastego Dystryktu, gdzie było więcej niż wystarczająco dużo czystych, białych
No z tym rasizmem to już przesadziłaś.
siedzib, mnóstwo ubrań i trzy posiłki dziennie. Siedziby miały nieszczęście znajdować się pod ziemią, ubrania były identyczne, a jedzenie raczej bez smaku,
AAAAAAAAA! ON WRÓCIŁ! ON WRÓCIŁ!!!
Nie sprawdzałam tego wcześniej, ale naprawdę w oryginale ta frakcja nazywa się „Abnegacja”? Srsly?!
ale dla uciekinierów z Dwunastki były to mało ważne niedogodności. Byli bezpieczni. Opiekowano się nimi. Byli żywi i ochoczo przywitani.
Entuzjazm interpretowano jako serdeczność życzliwość.
Interpretujcie to sobie jak chcecie, ale mnie osobiści trochę dziwi, że Kapitol bombarduje sobie dystrykt Katniss, a 13. ma akurat tyle miejsca (a nawet trochę więcej) by pomieścić uciekinierów.
Jednak człowiek imieniem Dalton, uciekinier z Dziesiątego Dystryktu,
Dalton – uciekinier, mówisz?
któremu udało się dotrzeć do Trzynastki pieszo kilka lat temu, zdradził
Nie dziwota, hehe.
mi prawdziwy powód. „Potrzebują was. Mnie. Potrzebują nas wszystkich. Jakiś czas temu była tu epidemia kiły,
Tyle jest chorób na świecie, dlaczego akurat kiła? To nie świadczy najlepiej o mieszkańcach 13. (jakbym w ogóle miała o nich dobre zdanie).
która zabiła wielu z nich, a mnóstwo innych uczyniła bezpłodnymi. Nowe bydło rozpłodowe. Tak nas widzą.” W Dziesiątce pracował w gospodarstwie zajmującym się hodowlą bydła mięsnego utrzymując genetyczną różnorodność
A po co utrzymywać różnorodność bydła mięsnego? Przecież po to ludzie pracują nad klonowaniem, żeby się w to nie bawić.
stada poprzez implantację głęboko zmrożonych krowich embrionów.
Me me me me.
Najprawdopodobniej ma rację co do Trzynastki, bo nie widuje się tu zbyt wielu dzieci.
Tylko mi nie mów, że też pomarły na kiłę. Nie chcę tego słyszeć.
Ale co z tego? Nie trzymają nas w zagrodach,
Sukces, towarzysze, sukces!
szkolą nas do pracy, dzieci są kształcone. Te powyżej czternastu lat otrzymały podstawowy stopień w wojsku i zwraca się do nich per „Żołnierzu”.
Nie wiem, może są na świecie ludzie, którzy są za państwami, które całe są armią, ale mnie na samą myśl o czymś takim odrzuca.
Każdemu uciekinierowi władze Trzynastki automatycznie nadały obywatelstwo.
Przecież w tym waszym zabawnym świecie istnieje tylko państwo Panem. I 13. dystrykt. Po co im obywatelstwa?
Mimo tego, nienawidzę ich. Ale, oczywiście, nienawidzę teraz prawie wszystkich.
Elegancko. Dobrze mieć taki prosty podział świata.
Siebie najbardziej.
Hohohoho!
Oczywiście, wszystko musisz najbardziej, nie? #katnissocentryzm
Powierzchnia pod moimi stopami twardnieje i pod dywanem popiołów wyczuwam kamienie brukowe placu. Otacza go niewielka obwódka śmieci w miejscu, gdzie stały sklepy. Sterta poczerniałych gruzów zastąpiła Pałac Prawa i Sprawiedliwości #dystryktwruinie. Idę mniej więcej w kierunku piekarni, której właścicielem była rodzina Peety. Nie zostało nic poza roztopioną płytą piekarnika. Rodzice Peety, jego dwaj starsi bracia — żadne z nich nie dotarło do Trzynastki.
Niewielka strata, przecież wszyscy wiemy, jacy to straszni ludzie, bo milion lat temu, w pierwszej części, nie poświęcili się za swojego młodszego brata, TAK JAK KATNISS ZA SIOSTRĘ…
No, a jeszcze matka go biła w dzieciństwie.
Niewiele ponad tuzin tych, którzy uchodzili za zamożnych w Dwunastym Dystrykcie, uciekło od ognia. Peeta nie będzie miał do czego wracać.
Hm, hm, raczej już… Nie wróci?
Poza mną…  #katnissocentryzm
Sugerujesz, że Peeta miałby chcieć wracać do ciebie? Powiedziałabym: „Skąd ta pewność?”, ale przecież wszyscy wiemy jaki jest Peeta. Żal mi tego chłopaka.
Odchodzę od piekarni i wpadam na coś, tracę równowagę i zastaję siebie siedzącą na kawałku rozgrzanego przez słońce metalu.
Chwila, że CO ROBISZ? Wychodzę, ale mam nadzieję, że nie zastanę siebie siedzącej w kuchni.
Katniss po prostu nie panuje nad swoim ciałem.
Łamię sobie głowę
To był niebezpieczny upadek.
co to może być i wtedy przypominam sobie ostatnie ulepszenia placu wprowadzone przez Threada. Dyby, słupy do biczowania i to, pozostałości po szubienicy. Źle. Bardzo źle. Moje myśli zalewa strumień obrazów,
Przeczytałam „obozów”… Przepraszam.
które dręczą mnie, we śnie czy na jawie.
Ty w ogóle wiesz gdzie leży Jawa? Chyba, że chodzi ci o coś takiego:
Obrazy torturowanego Peety — podtapianego, palonego, kaleczonego, rażonego prądem, rozrywanego, bitego — gdy Kapitol próbuje uzyskać o rebelii informacje, których on nie posiada.
Skąd masz pewność, że nie sprzedał was za bochenek chleba?
Zaciskam powieki i próbuję dosięgnąć go poprzez setki kilometrów, przesłać myśli do jego umysłu, dać mu do zrozumienia, że nie jest sam. Ale jest. A ja nie mogę mu pomóc. Biegnę Peeta, biegnę! Już nigdy Cię nie opuszczę!  Uciekam od placu
I jakimś cudem nie potykasz się o te wszystkie trupy, o których tak szczegółowo opowiadałaś wcześniej.
i zmierzam do jedynego miejsca, którego ogień nie zniszczył. Mijam gruzy domu burmistrza, gdzie mieszkała moja przyjaciółka, Madge.
Ty masz przyjaciół?
Nic nie wiadomo o niej ani o jej rodzinie. Czy zostali ewakuowani do Kapitolu z uwagi na pozycję jej ojca, czy pozostawieni płomieniom?
Trolololo, a jak myślisz?
Popiół unosi się wokół mnie i naciągam brzeg koszuli na usta. To nie myśl o tym co wdycham, a kogo, grozi zadławieniem.
Nieodpowiednie dla dzieci, oddychać tylko pod nadzorem dorosłych.
Nie można się zadławić powietrzem. Ale rozumiem, że robi ci się po prostu niedobrze.





[i] Miało być janiemogę, ale w sumie tak jest lepiej. Dzięki, autokorekto!
[ii] Ch. Baudelaire „Padlina” 



Sponsorem dzisiejszego odcinka był Charles Baudelaire.
Co na to Baudelaire?

„W miłości najbardziej przeszkadza mi to, że jest zbrodnią, której się nie da popełnić bez wspólnika."

Ch. Baudelaire "Pisma. Sztuczne raje"

wtorek, 9 czerwca 2015

A imię jej... pozostanie nieznane, czyli o Azteków obcowaniu z Absolutem /część III/

Oto nastał długo oczekiwany dzień wyboru frakcji. Jednak za nim przyłączymy się do naszej boCHaterki, by towarzyszyć jej w tej doniosłej chwili, chciałabym opowiedzieć suchar:
Otóż zrozumiałam ostatnio dlaczego o przynależności do serdeczności decyduje wybór sera a nie jakiegokolwiek innego produktu spożywczego.
Bo to SERdeczność!

Mam nadzieję, że Wasze pranie dzięki mnie wyschło.
W międzyczasie odkryłyśmy też, że autorzy filmu na podstawie naszej wybitnej książki nie dokonali równie przełomowego odkrycia co Trillian i kazali wybierać bohaterce między mięsem a nożem.
Zauważyłam też, że w dzisiejszej analizie pojawiło się kilka obrazków i gifów identycznych co poprzednio. Czy to nasz brak oryginalności, czy może wina BoChaterki, Której Imienia Nie Pamiętam?
Myślę, że można zrzucić odpowiedzialność na BKINP. W końcu i tak nie może się bronić.

Jeszcze jedna sprawa, już na koniec tego przydługiego wstępu: ominęłyśmy pierwsze urodziny naszego bloga - ale, mimo że z opóźnieniem - życzymy sobie i Wam wszystkim wszystkiego najlepszego :) 
W dzisiejszej analizie pojawia się pewne nawiązanie do naszych pierwszych postów - kto znajdzie, w nagrodę może sobie przyznać papierową koronę z najbliższego Burger Kinga. 
Miłej lektury!


Autobus, którym jedziemy na Ceremonię Wyboru, jest pełen ludzi w szarych koszulach i
szarych spodniach. Blady krąg słonecznego światła przepala chmury jak końcówka żarzącego się
papierosa. Sama nigdy nie paliłam – to ściśle wiąże się z próżnością
A w jaki konkretnie sposób? Może takim węzłem?
– ale kiedy wysiadamy z autobusu, przed budynkiem stoi tłum Prawych i pali czarownice.
Żeby zobaczyć górną część Bazy, muszę odchylić głowę, a i tak część gmachu chowa się w
chmurach. To najwyższa budowla w mieście.
Reszta została wyburzona przez rozszalały Imperatyw tej pamiętnej zimy, gdy moi dziadkowie byli młodzi.
Z okna sypialni widzę światła dwóch anten na jej dachu.
To jedziesz autobusem, czy jesteś w sypialni, hę? Ja już zupełnie nie ogarniam tej narracji.
Tu nie chodzi o to byś ogarniała. Masz przeżywać.
Wysiadam z autobusu za rodzicami. Caleb wydaje się spokojny, też bym była, gdybym wiedziała, co robić.
Sugerujesz, że on wie? A może jest lepszym aktorem od ciebie?
Mam wrażenie, że serce zaraz wyskoczy mi z piersi. Kiedy wchodzę po schodach do głównego wejścia, opieram się na ramieniu brata.
A on jest w siódmym niebie, bo może ci pomóc. Tak, wiemy.
W windzie jest tłok, więc ojciec ustępuje miejsca frakcji Serdecznych. Wchodzimy schodami.
Bo poczekanie na następną windę byłoby zbytnim myśleniem o sobie.
Idziemy za nim bez słowa, dając przykład innym osobom z naszej frakcji, i wkrótce całą naszą trójkę wchłania masa ubranych na szaro ludzi,
<wplumf!> i to koniec tej historii. Bohaterowie zjednoczyli się w jedno z szarym, masywnym ucieleśnieniem Absolutu i w ten sposób odkryli sedno wszechświata. 
Mam na to jedno słowo: AMEBY.
którzy w przyćmionym świetle wspinają się po betonowych stopniach.
Czyli jednak jesteście przodownikami pracy. Aż się łezka w oku kręci.
Dostosowuję się do ich tempa. Tupot równego kroku rozbrzmiewający mi w uszach i jednolity wygląd otaczających mnie osób sprawia, że zaczynam myśleć o wybraniu właśnie czegoś takiego. Mogłabym dołączyć do wspólnego umysłu Altruizmu Absolutu! Już mówiłam przecież, zajmować się tylko tym, co dotyczy innych.
To zrób to. Albo i nie. Tylko miejmy to już za sobą, bo jak znowu zaczniesz coś bredzić o wyborze, to nie ręczę za siebie.
Ale zaczynają mnie boleć nogi, z trudem łapię oddech i znowu się rozpraszam.
A powinnaś zapomnieć o tym, że to twoje nogi i połączyć się ze strumieniem (a w każdym razie jakiś ciekiem wodnym) świadomości pozostałych ameb.
Żeby dotrzeć na Ceremonię Wyboru, musimy wdrapać się po dwudziestu ciągach schodów.
Czyli na dwudzieste piętro, ale rozumiem, że wyrażanie swoich myśli w formie pisanej może ci sprawiać trudność.
Ciągi…? Matematyka…? Żegnam Państwa.
Ojciec przytrzymuje otwarte drzwi na dwudziestym piętrze. Mijany przez wchodzących Altruistów stoi w nich jak strażnik. Poczekałabym na niego, ale tłum pcha mnie dalej, wypycha z klatki oraz oków konwenansów i wreszcie jestem wolna! 
schodowej do sali,
A, nieważne. Mam dzisiaj jakiś poetycki nastrój.
gdzie zadecyduję o reszcie swojego życia. Zgromadzeni ustawili się w kręgi.
Czyżby nawiązanie do tego: https://www.youtube.com/watch?v=GibiNy4d4gc ?
Na samych obrzeżach są szesnastolatkowie ze wszystkich frakcji. Jeszcze nie nazywa się nas członkami. Po podjętych dzisiaj decyzjach staniemy się nowicjuszami – a pełnię praw uzyskamy po zakończeniu nowicjatu.
Ustawiamy się w porządku alfabetycznym, według nazwisk – które dzisiaj będziemy mogli
porzucić. Staję między Calebem a Danielle Pohler, dziewczyną z Serdeczności. Ma różowe
policzki, a na sobie żółtą sukienkę.
Dobierała kolor sukienki pod kolor policzków, czy odwrotnie?
Frakcjo Serdeczności:

















Tyle Ci powiem.
Trzeba by zrobić takie małe odznaki i rozdawać je wszystkim ludziom.
Żeby tylko ludziom…
Następny krąg tworzą krzesła przeznaczone dla członków rodzin. Podzielono je na pięć części,
według frakcji. Na Ceremonię Wyboru nie przychodzą wszyscy,
Ja też wolałabym zostać w domu niż oglądać takie stężenie dramy.
ale jest tyle ludzi, że tłum wydaje się ogromny.
Co roku ceremonię przeprowadza inna frakcja. Teraz zajmuje się tym Altruizm.
A w inne lata ze spokojem pozwalacie, żeby męczył się ktoś inny? Jestem zawiedziona.
Tak naprawdę zawsze zajmuje się tym altruizm, bo żadnej innej frakcji nie chciałoby się wynosić krzeseł. To, że kto inny powie przemówienie o niczym nie świadczy.
Marcus rozpocznie od przemówienia, a potem odczyta nazwiska w odwróconym porządku
alfabetycznym.
A zrobi to, ponieważ…???
Imperatyw.
Caleb wybierze więc przede mną.
No, bo gdyby ona wybierała przed Calebem byłoby za mało DRAMATYCZNIE. BoCHaterko przyjmij od nas ten dar:
Ostatni krąg to pięć metalowych mis. Każda z nich jest taka duża, że gdybym się skuliła,
schowałabym się w niej cała.
A może to ty jesteś taka mała, Calineczko?
Umieszczono w nich substancje odpowiadające różnym frakcjom.
Szare kamienie symbolizują Altruizm, woda Erudycję, ziemia Serdeczność, rozżarzone węgle
Nieustraszoność, a szkło Prawość.
Przynajmniej macie świadomość, że ta wasza Erudycja to nie żadna erudycja, a zwyczajne lanie wody.
Zwróć uwagę, że mamy tu nawiązanie do tradycyjnego podziału na żywioły. Jednak ponieważ frakcji jest pięć, to coś musiało być udziwnione i tak powstało szkło prawości czy (mroczny) pomiot startych na piasek kamieni altruizmu i rozżarzonych węgli nieustraszoności.
Kiedy Marcus odczyta moje nazwisko, wyjdę na środek trzeciego kręgu. Nie będę się odzywać.
To ty tak umiesz? Niemożliwe.
Marcus poda mi nóż. Natnę sobie rękę i upuszczę trochę krwi do misy wybranej frakcji.
Swoją drogą czy wiecie, że właśnie w ten sposób wyglądał rytuał inicjacyjny władców Majów? (albo Azteków – czasem mi się mylą) Też się mieli nacinać nożem, ale w kilku miejscach, nie tylko w rękę, i składali ofiarę z tej krwi.
Moja krew na kamieniach. Moja krew sycząca na węglach.
Co zrobić, gdy zwykły facepalm już nie wystarcza, by opisać mój stan emocjonalny?
Rzucić się z krawężnika.
Rodzice, zanim usiądą, stają przede mną i Calebem. Ojciec całuje mnie w czoło, potem z szerokim uśmiechem klepie Caleba po ramieniu.
– Niedługo się zobaczymy – mówi. Nie okazuje żadnych wątpliwości.
Skoro rodzice są obecni na tej ceremonii, to właściwie będziecie się zobaczać jeszcze przynajmniej przez godzinę, ale ok.
Matka mnie przytula i wtedy niemal tracę tę odrobinę przekonania, jaka jeszcze mi pozostała.
Przekonania do czego? Przecież od początku książki trujesz, że jesteś nieprzekonana i niezdecydowana. Może taki powinien być tytuł? Zamiast „Niezgodna” – „Niezdecydowana”. Różnica jest niewielka.
Zaciskam zęby, wpatruję się w sufit, tam gdzie wisi kulista lampa, która wypełnia salę niebieskim
światłem. Matka długo mnie przyciska, nawet kiedy ja już opuściłam ręce.
„Mamo, plizzz puść już… Robisz mi siarę na dzielni…” pomyślała… Beatrice? Chyba tak miała na imię.
W końcu się odsuwa, ale przedtem jeszcze szepcze mi do ucha: „Kocham cię. Nieważne, co się stanie. No, pod warunkiem, że wybierzesz altruizm.
Marszczę brwi, gdy odwraca się plecami i odchodzi. Wie, co mogę dzisiaj zrobić.
Nie, moja droga. Ona wie co ty ZROBISZ. I mając tę widzę nie odwodzi cię od tego pomysłu tylko z miejsca ci wybacza. Doceń to.
Na pewno wie, bo inaczej nie czułaby potrzeby, żeby mówić coś takiego.
A jak myślisz, po co masz WYBÓR? Może po to, aby WYBRAĆ…?
No chyba nie.
Caleb łapie mnie za dłoń i ściska tak mocno, że aż boli, ale nie protestuję. Ostatnim razem
trzymaliśmy się za ręce na pogrzebie wujka, kiedy ojciec płakał.
Płakał? Czy to nie jest wyraz zbytniego zainteresowania sobą?
Mam wątpliwości co do związku przyczynowo-skutkowego tego zdania.
Teraz nawzajem potrzebujemy swojej siły, tak jak potrzebowaliśmy jej wtedy.
W sali powoli zapanowuje porządek. Powinnam się teraz przyglądać Nieustraszonym, dowiedzieć się o nich jak najwięcej.
Teraz to już na to za późno. Trzeba się było dowiadywać wcześniej, zamiast gapić się, jak wyskakują z pociągu.
Ale jestem w stanie tylko gapić się na lampy po drugiej stronie sali.
Na pewno są wyjątkowo piękne.
Chcę się rozpłynąć w ich błękitnym świetle.
I połączyć z Absolutem Amebami? Może jednak nadajesz się do altruizmu bardziej niż myślisz.
Marcus stoi na podium, między Erudytami a Nieustraszonymi. Odchrząkuje przed mikrofonem.
Ekhem.
Witam. Witam na Ceremonii Wyboru.
Jestem. Jestem bardzo zaszczycony. Że. Że mogę was tu wszystkich. Powitać.
Witam w dniu,
Cynders, źle napisałaś. Powinnaś wszystko powtarzać trzy razy.
Witam w dniu, witam w dniu, witam w dniu.
Better?
Better.
w którym oddajemy hołd demokratycznej filozofii wyznawanej przez naszych przodków.
Kult przodków? Czyżby wyżej wspomnianych?
Ona mówi nam, że każdy człowiek ma prawo wybrać własną drogę przez świat.
A raczej, co właśnie zrozumiałam, jedną z pięciu już wytyczonych dróg.
Co właściwie kłóci się z ideą wolności. Ale dobra, wierzcie w swoją demokrację.
Ściskam palce Caleba tak mocno jak on moje.
Czekam na moment aż wam krew przestanie dopływać i wejdzie martwica.
– Nasi podopieczni skończyli szesnaście lat. Stoją u progu dorosłości i teraz od nich zależy
decyzja, jakimi ludźmi się staną.
Jeszcze chwila a zacznę dostawać wysypki jak tylko ktoś powie „decyzja”. Ile można?!
– Marcus mówi podniosłym tonem, każdemu słowu nadaje taką samą wagę.
10 kilo minimum, inaczej jego wypowiedź będzie nieważna.
Cynders, czyżby gra słów?
– Przed dziesięcioleciami nasi przodkowie uświadomili sobie, że za toczone na świecie wojny trzeba winić polityczną ideologię (naziści to przecież bardzo mili ludzie), a nie wierzenia religijne (Noc św. Bartłomieja to była tylko taka zabawa), rasę czy pochodzenie (rabacja w Galicji – a komu to potrzebne?). Doszli do wniosku, że chodzi o wadę ludzkiej osobowości, o skłonność człowieka do czynienia zła, niezależnie od jego formy. Podzielili się na frakcje i starali się usunąć z nich te cechy, które odpowiadają za nieporządek na świecie.
To znaczy polityczne ideologie zastąpili durnymi frakcyjnymi ideologiami. Powinszować.
Ten pomysł na organizację świata przedstawionego jest chyba jeszcze głupszy niż w „Igrzyskach śmierci”, a myślałam, że to niemożliwe.
Przenoszę spojrzenie na misy stojące pośrodku sali. A co ja sądzę? Nie wiem. Nie wiem. Nie
wiem.
Wystarczyło powiedzieć raz. My, w przeciwieństwie do ciebie, nie jesteśmy głupie.
Widzisz Trillian? Miałaś rację. Rzeczywiście powtarzanie wszystkiego trzy razy leży w dobrym tonie.
– Ci, którzy potępili agresję, stworzyli Serdeczność.
Członkowie Serdeczności uśmiechają się do siebie. Mają wygodne czerwone i żółte ubrania.
10 punktów dla Gryffindoru!
Zawsze, kiedy na nich patrzę, wydają się tacy mili, kochający, wolni.
Hippisi? Było.
Jednak to, żebym do nich dołączyła, nigdy nie wchodziło w rachubę.
To dobrze, że zostało Ci choć tyle rozsądku, by nie poddawać się dobrowolnej operacji usunięcia mózgu.
Nie dołączyłabyś nawet gdyby zaproponowali ci tyle towaru ile zdołasz wciągnąć?
– Ci, którzy potępili ignorancję, stali się Erudytami.
Wykluczenie Erudycji było dla mnie jedynym łatwym wyborem.
To, że nie jesteś zbyt inteligentna, wiemy wszyscy, ale dzięki za info.
– Ci, którzy potępili dwulicowość, stworzyli frakcję Prawości.
Nigdy nie lubiłam Prawych.
Z wzajemnością.
–Ci, którzy potępili egoizm, stali się Altruistami.
Potępiam egoizm. O, tak.
Hell yes.
Oh yissssss…
– A ci, którzy potępili tchórzostwo, są Nieustraszonymi.
Ale ja przecież nie jestem wystarczająco bezinteresowna.
Żeby potępiać tchórzostwo? To do tego trzeba bezinteresowności? Zaciekawiłaś mnie.
Już szesnaście lat próbuję i wciąż mi nie wychodzi. Drętwieją mi nogi, jakby powoli obumierały.
Oczywiście drętwienie nóg wynika bezpośrednio z tego, że nie jesteś bezinteresowna. Seems legit.
Chociaż właściwie racja. Gdybyś była Prawdziwą Altruistką, to nie czułabyś własnych nóg, lecz Wspólne Nogi Absolutu.
Zastanawiam się, jak będę szła, kiedy wyczytają moje nazwisko.
Czyżbyśmy wracali do dyskusji o Ministerstwie Głupich Kroków?
– Pracując wspólnie, pięć frakcji przez wiele lat żyło w pokoju, aż do dziś! MWAHAHAHAHAHAHAHA!!!!! a każda z nich wnosiła swój wkład w życie społeczeństwa. Dzięki Altruizmowi mamy bezinteresownych administratorów;
Nie zapominaj o ochotnikach! Chyba że w tym świecie to synonimy…
Prawość dała nam solidnych i godnych zaufania instruktorów w dziedzinie prawa;
Po co wam prawo jak macie frakcje?
Erudycja inteligentnych nauczycieli i badaczy; Serdeczność pełnych współczucia doradców oraz
opiekunów; Nieustraszoność obronę przed zagrożeniami, zarówno wewnętrznymi, jak i
zewnętrznymi.
A jakie są te zagrożenia, co? Przecież wszystkie frakcje są takie milusie. A poza Chicago chyba nic nie ma, bo gdyby było wymagałoby rozbudowanego i przekonującego świata przedstawionego, a tego przecież nie chcemy, nieprawdaż? Katniss, zgodzisz się ze mną?
Zgadza się.
Jednak oddziaływanie każdej frakcji nie ogranicza się tylko do tych sfer. Nawzajem dajemy sobie znacznie więcej, niż można by to odpowiednio podsumować. W naszych frakcjach odnajdujemy sens, odnajdujemy cel, odnajdujemy życie.
Pachnie mi to potężną ideologiczną sektą, ale nie przeszkadzajcie sobie.
Myślę o motcie, które przeczytałam w podręczniku historii frakcji: „Frakcja ponad krwią”.
Oczywiście to wszystko, o czym mowa, nie nosi ŻADNYCH znamion politycznej ideologii.
– Przede wszystkim jesteśmy członkami frakcji, dopiero potem należymy do rodziny. Czy to w
porządku? Bez nich nie przetrwalibyśmy – dodaje Marcus.
Cisza, jaka nastaje po tych słowach, jest cięższa od innych chwil ciszy.
To przez te wszystkie kilosy, którymi Marcus naszpikował swoją wypowiedź.
 Ciężka od naszego największego lęku, większego nawet od strachu przed śmiercią: lęku przed bezfrakcyjnością.
Boicie się, bo nie jesteście w stanie ogarnąć swoimi małym wspólnym mózgiem ogarnąć idei jednostki, która ma możliwość samostanowienia.
Marcus mówi dalej.
– Dlatego dzisiejszy dzień jest dniem szczęśliwego wydarzenia. To dzień, kiedy przyjmujemy
naszych nowicjuszy, którzy wspólnie z nami będą pracować, aby ulepszyć społeczeństwo, aby
ulepszyć świat.
Albo staną się bezfrakcyjnymi. I będą się świetnie bawić.
Rozbrzmiewają oklaski. Są jakby stłumione. Próbuję stać całkiem bez ruchu, bo kiedy kolana mi
drętwieją i ciało sztywnieje, to się nie trzęsę.
Marcus odczytuje pierwsze nazwiska,
Czyli ostatnie, zgodnie z waszą pokrętną tradycją?
Żadna tradycja, zrobili wyjątek w tym roku, bo przecież na sali mamy miłościwie nam panującą Królową Dramy.
ale nawet nie rozróżniam sylab.
Bo nie urodziłaś się w Erudycji.
Skąd będę widziała, że wyczytał moje?
Spokojnie, wszyscy popatrzą na Ciebie groźnym wzrokiem.
Jeden po drugim szesnastolatki wychodzą z kręgu i idą na środek sali.
To brzmi tak jakby tam były same dziewczyny…
W sumie to by nawet pasowało do stężenia dramy.
Pierwsza dziewczyna
As I said.
wybiera Serdeczność, frakcję, z której pochodzi. Patrzę, jak krople jej krwi spadają na ziemię w
misie i jak potem samotnie staje za krzesłami, na których siedzą członkowie jej frakcji.
A tak w ogóle to dlaczego Serdeczność = ziemia? Daliby już ten ser.
Na sali nie ustaje ruch, cały czas wyczytywane są nowe nazwiska, cały czas nowe osoby
podejmują decyzje(!!!). Nowe noże, nowe wybory.
Ciekawe jak sobie radzą osoby, które na teście wykazały niechęć do noży…
Tną się serem…?
Rozpoznaję większość z tych osób, ale wątpię, żeby one mnie znały.
Na pewno nie, przecież dla wszystkich jesteś tylko szarą Altruistką. Nikt nie ma pojęcia o Twoim przebogatym życiu wewnętrznym.
Też wolałabym żyć w tej niewiedzy.
– James Tucker – wywołuje Marcus.
James Tucker z Nieustraszonych jest pierwszym, który się potyka, gdy podchodzi do mis.
Potem dzieje się to już nagminnie.
Wyrzuca przed siebie ramiona i odzyskuje równowagę, nie upada. Twarz mu czerwienieje. Szybko
wychodzi na środek sali. Kiedy tam staje, wędruje wzrokiem od misy Nieustraszoności do misy
Prawości. Pomarańczowe płomienie unoszą się coraz wyżej, a od szkła odbija się niebieskie światło
lamp.
Marcus podaje mu nóż. James bierze głęboki wdech – patrzę, jak unosi mu się pierś – i robiąc
wydech, chwyta ostrze. Potem, wzdrygając się, przesuwa nim po wnętrzu dłoni, wyciąga ramię na
bok. Krew spada na szkło. On pierwszy opuszcza swoją frakcję. Z części sali zajmowanej przez
Nieustraszonych dochodzą szmery, a ja wbijam wzrok w podłogę.
Od teraz widzą w nim zdrajcę.
I cała piękna idea wolności wyboru okazuje się tylko pustym frazesem.
Nie, no bo oni mają wybór, ale muszą ponieść jego konsekwencje. A konsekwencją zamiany frakcji jest to, że w twojej rodzimej cię znienawidzą.
A w nowej zawsze będziesz kimś obcym… Kusząca perspektywa.
Rodzina Tuckera, z Nieustraszoności, za półtora tygodnia, w Dzień Odwiedzin, będzie mogła spotkać się z synem w siedzibie jego nowej frakcji, ale nie zrobi tego. Bo ją porzucił.
To po cholerę organizować taki dzień?
Żeby zdrajcy mogli poczuć ciężar swojej winy.
Nieobecność Jamesa będzie prześladować ich dom, on sam stanie się wolną przestrzenią, której nie zdołają zapełnić. A potem minie jakiś czas i dziura zniknie, jak wtedy, kiedy usuwa się jakiś organ, a soki ciała zajmują pozostałe po nim miejsce.
Jakie soki mogą wypełnić pustkę po usuniętym mózgu?
Przypomnij mi, dziecinko, co miałaś z biologii.
 Ludzie nie potrafią długo znosić pustki. Caleb Prior.
Jest przykładem tego jak nie można znosić pustki?
Caleb po raz ostatni ściska moją dłoń i gdy odchodzi, rzuca mi przez ramię długie spojrzenie.
Jest takie długie, że zanim doleciało do bohaterki Caleb zdążył już cztery razy wybrać.
Patrzę, jak stopy brata przesuwają się ku środkowi Sali, a ręce spokojnie przyjmują nóż od
Marcusa. Jedna dłoń zręcznie przyciska nóż do drugiej. Potem Caleb stoi, krew wypełnia mu
wnętrze ręki, a usta się napinają.
Będziesz nam opowiadać co się dzieje z wszystkimi częściami ciała Caleba? Średnio mnie obchodzi jego wątroba…
Robi wydech. Potem wdech
To niesamowite.
i wysuwa rękę nad misę Erudycji. Jego krew kapie do wody, pogłębiając jej czerwień.
Słyszę szepty, coraz głośniejsze, które stają się krzykami oburzenia. Ledwie potrafię jasno
myśleć. Mój brat, ten mój bezinteresowny brat, on zmienia frakcję? Mój brat, urodzony do
Altruizmu – zostanie Erudytą?
Dlaczego urodzony do altruizmu? Czyżbyś wierzyła w predestynację?
Ale widzisz? Przynajmniej masz już przetarty szlak.
Kiedy zamykam oczy, widzę stos książek na biurku Caleba i jak po teście przynależności
przesuwa po nogach drżącymi rękami. Dlaczego nie wpadłam na to, kiedy wczoraj mi radził,
żebym myślała o sobie, że kieruje to także pod własnym adresem?
Bo masz IQ ameby?
Przyglądam się zgromadzonym Erudytom – na ich twarzach pojawiają się zadowolone
uśmiechy, szturchają się. Altruiści, zwykle tacy spokojni, rozmawiają półgłosem pełnym napięcia i
patrzą na drugą stronę sali, na frakcję, która stała się naszym wrogiem.
Deception (An outrage!)
Disgrace (For shame!)
He asked for trouble the moment he came…

Kto wie z jakiego filmu łapka w górę!
Ja wiem! JA!
– Przepraszam! – odzywa się Marcus, ale tłum go nie słyszy.
Oto prawdziwy Altruista! Przeprasza nawet, gdy nie jest winien.
– Proszę o ciszę! – krzyczy.
Robi się cicho, nie licząc jakiegoś brzęczenia.
To oburzające! Jak cokolwiek może brzęczeć w TAKIEJ chwili?
Słyszę swoje nazwisko, wzdrygam się i ruszam przed siebie. W połowie drogi do mis jestem
pewna, że wybiorę Altruizm. Teraz to widzę. Widzę siebie, jak nosząc szaty Altruizmu, staję się
kobietą, jak wychodzę za brata Susan, Roberta, a w weekendy pracuję społecznie.
Tylko w weekendy?
Właśnie, dlaczego tak bardzo skupiasz się na sobie?
Widzę spokój rutyny, ciche wieczory przy kominku, pewność, że będę bezpieczna, a jeśli nawet nie bardzo dobra, to i tak lepsza niż teraz.
Zdaję sobie sprawę, że dzwoni mi w uszach.
O co zakład, że boChaterka zaraz odstawi jakiś cyrk?
Patrzę na Caleba, który stoi za Erudytami. Odwzajemnia spojrzenie i lekko pochyla głowę,
jakby wiedział, o czym myślę, i się ze mną zgadzał.
Masz aż jednego sojusznika! Brawo ty!
Stawiam kroki już mniej zdecydowanie. Jeśli nawet Caleb nie nadaje się do Altruizmu, to jak ja mogę się nadawać?
10…
Ale czy mam wybór, teraz, kiedy nas opuścił i zostałam tylko ja? Nie dał mi innej możliwości.
9…
Zaciskam zęby. Będę tym dzieckiem, które pozostanie. Muszę to zrobić dla rodziców. Muszę.
8…
Marcus podaje mi nóż. Spoglądam mu w oczy – mają taki dziwny ciemnoniebieski kolor – i
biorę ostrze.
7…
Marcus skłania głowę, odwracam się w stronę mis.
6…
Po lewej mam zarówno ogień Nieustraszoności, jak i kamienie Altruizmu, jedno przede mną, a drugie za mną.
5…
W prawej ręce trzymam nóż, czubkiem dotykam wnętrza dłoni.
4…
Zgrzytając zębami, przeciągam nim po skórze.
3…
Piecze, ale ledwie to zauważam.
2…
Przyciskam obie ręce do piersi, a kiedy wypuszczam powietrze, drżę.
1…
Otwieram oczy i gwałtownie wyciągam ramię.
Moja krew kapie na dywan między misami.
BUM!!!
Czy to znaczy, że wybierasz bezfrakcyjność? To byś mnie zaskoczyła.
Potem z jękiem, którego nie potrafię stłumić, przesuwam rękę do przodu, a krew syczy na
węglach. Jestem samolubna. Jestem odważna.
O kurczę. A tu mnie zaskoczyłaś.
Rozdział 6
Wbijam wzrok w podłogę i staję za nowicjuszami, który urodzili się jako Nieustraszeni. Tymi,
którzy wybrali powrót do swojej frakcji. Wszyscy są ode mnie wyżsi i dlatego, nawet gdy
podnoszę głowę, widzę tylko ramiona okryte czarnymi ubraniami. Kiedy ostatnia dziewczyna
dokonuje wyboru – decyduje się na Serdeczność – czas już wychodzić.
To co tylko nasza wariatka zdecydowała się przenieść do nieustraszonych?
Pierwsi ruszają Nieustraszeni.
Ach, tacy wspaniali…
Ale chwila, czy to ten moment, w którym bohaterka przestanie wychwalać zalety frakcji Altruistów? Wkurzało mnie, ale chyba będę za tym tęsknić. Zakończył się pewien etap. [*]
Mijam mężczyzn i kobiety w szarych strojach, którzy byli moją frakcją, i z determinacją wpatruję się w tył czyjejś głowy.
Ale jeszcze muszę chociaż raz popatrzeć na rodziców. Zerkam przez ramię i od razu tego żałuję.
Oczy ojca płoną, patrzy na mnie oskarżycielsko. Kiedy czuję żar, też za oczami, myślę najpierw, że
jakoś mnie podpalił, ukarał za to, co zrobiłam.
Meee?
Ten gif nigdy mi się nie znudzi.
 Ale to co innego, po prostu chce mi się płakać.
Och, dzięki, uspokoiłaś mnie.
A moja matka obok niego się uśmiecha.
Chyba nie jest do końca świadoma co się dzieje. Albo właśnie powiedziała „A nie mówiłam?” – nic tak nie cieszy jak mieć rację gdy inni się mylą.
A może jakoś zaiwaniła towar tym z Serdeczności?
Ludzie za mną pchają mnie do przodu, oddalam się od rodziców, którzy wychodzą jako ostatni.
Może nawet zostaną dłużej, żeby sprzątnąć krzesła i wyczyścić misy.
O, jednak nie omieszkałaś nam przypomnieć o wspaniałości Altruistów. Pospieszyłam się z tym zniczem.
Zerkam do tyłu, żeby odnaleźć Caleba w tłumie Erudytów. Jest wśród innych nowicjuszy, mocno trzyma dłoń chłopaka, który też zmienił frakcję – był w Serdeczności.
Idą parami i trzymają się za łapki? Czyli nowicjat to takie przedszkole dla 16-latków?
Swobodny uśmiech brata to oznaka zdrady. Ściska mnie w dołku, odwracam się. Skoro to dla niego takie łatwe, dla mnie też powinno być łatwe.
Spoglądam na chłopaka po lewej – wcześniej Erudytę – teraz jest taki blady i zdenerwowany,
jak chyba ja jestem. Cały czas się dręczyłam, którą frakcję wybrać, ale myślałam co się stanie, jeśli
zdecyduję się na Nieustraszonych. Co mnie czeka w ich siedzibie?
Będą chcieli podać Cię na uroczystą kolację. To będzie test: albo jesteś na tyle nieustraszona, że nie boisz się gotowania, albo wypad.
Pamiętaj, że nie możesz czuć niechęci do noży.
Najpierw denerwowała się tym, że musi dokonać wyboru, a teraz dręczy się tym, że DOKONAŁA wyboru. Takiej to nie dogodzisz.
Tłum Nieustraszonych nie idzie do wind, ale na schody. Myślałam, że tylko Altruizm z nich
korzysta.
Widzisz, nie miałaś pojęcia, jakich niebezpiecznych rzeczy dokonujesz.
Potem ktoś zaczyna biec. Wszędzie dookoła słyszę krzyki, nawoływania i śmiech, dziesiątki
dudniących stóp wybijają różne rytmy. Dla Nieustraszonych zejście po schodach nie jest aktem
bezinteresowności. To akt dzikości.
Mój Boże, nie tylko ludziom z Serdeczności wycinają mózgi.
Nie, ich po prostu szprycują hormonami.
– Co się dzieje, do cholery?! – woła ten chłopak obok mnie.
- Ja też nie wiem, ale chyba właśnie stałeś się moją ulubioną postacią w tej książce, drogi nieznajomy!
Po prostu kręcę głową i biegnę.
Ach, nasza boChaterka, tak dzika…
Kiedy docieramy na parter, tracę już oddech, a Nieustraszeni wypadają przez wyjście. Na zewnątrz powietrze jest ostre i zimne, a niebo pomarańczowe od zachodzącego słońca. Odbija się w czarnych szybach Bazy.
Nieustraszeni rozbiegają się po ulicy, blokują pas autobusu, ruszam sprintem i dołączam z tyłu
do tłumu. Kiedy tak pędzę, znikają moje rozterki. Dawno nie biegałam.
Zawsze poruszałaś się krokiem pełnym godności.
Altruizm zniechęca do robienia czegoś tylko dla własnej przyjemności – a teraz właśnie coś takiego robię: płuca mi płoną, mięśnie palą,
To kwestia tego, że ojciec podpalił Cię swoim niezadowoleniem. Czy jakoś tak.
Dla przyjemności skazałaś się na śmierć przez podpalenie? Skoro jesteś taką masochistką, trzeba było zostać w altruizmie i cierpieć.
czuję dziką rozkosz niepohamowanego pędu. Podążam za Nieustraszonymi przez ulice, mijam skrzyżowania i wreszcie słyszę znajomy odgłos: gwizd pociągu.
– O, nie – mamrocze chłopak z Erudycji. – Mamy wskoczyć na to coś?
– Tak – odpowiadam zdyszana.
-Na dach pędzącego pociągu? No, chyba sama nieustraszoność nie wystarczy, potrzeba czegoś jeszcze: KONDYCJI I KRZEPY.
Dobrze, że tyle czasu przyglądałam się Nieustraszonym, kiedy przyjeżdżali do szkoły.
Czyli jednak na coś Ci się przydało. Dobrze wiedzieć.
To tak jak powiedzieć: „Jestem świetnie wyszkolonym komandosem, bo oglądałem wszystkie filmy o Rambo.”
Phi, przecież to banalnie proste:
Tłum rozciąga się w długą linię. Pociąg sunie w naszą stronę po stalowych szynach,
Po czym to rozpoznałaś?
jego światła błyszczą, gwizdek wyje gwiżdże. Drzwi wagonów są otwarte, żeby Nieustraszeni wskoczyli do środka.
Miało być na dach!
Idą na łatwiznę.
I robią to, jeden za drugim, aż wreszcie zostają tylko nowicjusze. Ci urodzeni w Nieustraszoności
przyzwyczaili się do podobnych wyczynów, więc po chwili poza pociągiem są tylko przybysze z
innych frakcji.
Nie zdążycie, trololo.
Wraz z kilkoma innymi ruszam do przodu, zaczynam biec.
A co robiłaś do tej pory?
Przemierzamy kilka kroków równolegle do wagonu i skaczemy. Nie jestem taka wysoka ani silna jak niektórzy, dlatego nie mogę sama dostać się do środka. Trzymam uchwyt obok drzwi i uderzam barkiem o wagon, drżą mi ramiona, aż wreszcie łapie mnie jakaś dziewczyna z Prawości i wciąga do środka.
Już nie z Prawości, zapomniałaś? Ceremonia wyboru, takie tam?
Ona szufladkuje ludzi według pochodzenia! To niedopuszczalne!
Dziękuję jej, sapiąc.
-Sap, sap, sap.
-Jasne, nie ma sprawy.  <3
BoCHaterka tak bardzo utożsamia się z lokomotywą.
Słyszę krzyk i oglądam się przez ramię. Wysoki rudy chłopak z Erudycji wymachuje rękami,
próbując złapać się pociągu. W wejściu stoi dziewczyna z Erudycji, wychyla się, żeby chwycić
kolegę za rękę. Wysila się, ale został za daleko z tylu. Kiedy się oddalamy, pada obok torów na
kolana i chowa twarz w dłoniach.
Czuję się nieswojo. Właśnie oblał nowicjat Nieustraszonych.
Ciekawe jak taki nowicjat wygląda w Altruizmie.
W altruizmie musisz naraz pomóc nieść zakupy dziesięciu staruszkom i jeszcze w między czasie zdjąć małego kotka z drzewa.
Teraz jest bezfrakcyjny. To się może zdarzyć w każdej chwili.
To może jednak jakieś rytualne składanie nowicjuszy w ofierze? Proszę?
Ależ proszę:
Dzięki <3 Poker face słońca bardzo mnie ujął.
– Nic ci nie jest? – pyta żywiołowo dziewczyna z Prawości, ta która mi pomogła. Jest wysoka,
ma ciemnobrązową skórę i krótkie włosy. Ładna. Kiwam głową.
Kiwasz głową bo:
a) nic Ci nie jest
b) coś Ci jest
c) dziewczyna jest ładna
???
– Jestem Christina. – Wyciąga do mnie rękę.
Dawno nie podawałam nikomu ręki.
Właściwie to przed chwilą, kiedy to ta sama dziewczyna pomogła Ci wspiąć się do pociągu, ale nie czepiam się. Wiem, że masz krótką pamięć.
Altruiści, kiedy się witają, na znak szacunku pochylają głowy. Niepewnie chwytam jej dłoń i potrząsam nią dwa razy.
Ale nie jesteś tak wzruszająca jak Pan Tumnus, nie wyobrażaj sobie za dużo.
Mam nadzieję, że nie ściskam ani za mocno, ani za słabo.
Możesz zawsze zapytać czy dobrze ci idzie.
– Beatrice.
Uhu! Trillian, przypomnisz mi, który raz pojawia się imię boChaterki?
Do czwartego rozdziału 3. W piątym chyba w ogóle.
– Wiesz, dokąd jedziemy? – Dziewczyna musi przekrzykiwać wiatr, który z każdą chwilą coraz
mocniej wieje przez otwarte drzwi.
To… Może je zamkniecie? Czy to objaw tchórzostwa?
Pociąg przyspiesza. Siadam. Jeśli będę niżej, łatwiej zachowam równowagę.
Padnij!
Albo się zagrzeb w deskach podłogi.
Christina patrzy na mnie i unosi brwi.
-Boże, ona siadła. Chyba jest jakaś nienormalna.
– Szybki bieg pociągu to silny podmuch – mówię. – Silny podmuch to znaczy, że można
wypaść. Siadaj.
Christina zajmuje miejsce obok mnie. Przesuwa się do tyłu, żeby oprzeć o ścianę.
– Jak się domyślam, teraz jedziemy do głównej siedziby Nieustraszonych – odpowiadam. – Ale
nie wiem, gdzie to jest.
– A ktoś w ogóle wie? – Christina kręci głową, śmieje się. – Tak jakby wyskakiwali z dziury w
ziemi, czy coś w tym rodzaju.
Żarcik kosmonaucik, hoho.
Potem przez wagon przelatuje podmuch, uderza w resztę przybyszów z innych frakcji,
wpadają na siebie. Widzę, że Christina się śmieje, ale jej nie słyszę. Mnie też udaje się uśmiechnąć.
Nad moim lewym ramieniem pomarańczowe światło zachodzącego słońca odbija się od
szklanych gmachów. Dostrzegam majaczący daleko rząd szarych budynków, które kiedyś były
moim domem.
Dzisiaj kolej Caleba na zrobienie kolacji. Kto zajmie jego miejsce – matka czy ojciec?
Nikt. Jesteście egoistami, więc wasi rodzice umrą z głodu.
Sądzę, że już się zdążyli pobić o to kto zmywa.
A kiedy zaczną sprzątać jego pokój, co tam znajdą? Wyobraziłam sobie książki upchnięte między szafą a ścianą, książki pod materacem, książki w szufladzie na bieliznę, w wazonie z kwiatami, pod podłogą, w szparach w ścianie, w poszewce na poduszkę. Pragnienie wiedzy wypełniające każdy ukryty zakamarek.
Coś się wam chyba w mieszkaniu zalęgło.
A w Altruizmie czytanie było zabronione?
Oczywiście. Jedynym dopuszczalnym hobby w altruizmie jest gapienie się w ścianę i łączenie umysłem z Absolutem.
A to skąd się tutaj wzięło?
Czy zawsze wiedział, że wybierze Erudycję? A jeśli tak, dlaczego tego nie zauważyłam?
Może dlatego, że zawsze byłaś skupiona wyłącznie na swoim przebogatym życiu wewnętrznym?
Cynders nie wmówisz mi, że boCHaterka KIEDYKOLWIEK zainteresowała się życiem swojej flory bakteryjnej.
Pewnie nie, ale ona przecież nie ma flory bakteryjnej, tylko jakieś wewnętrzne soki, czy coś tam.
Ale z niego dobry aktor. Od tej myśli robi mi się niedobrze, bo chociaż też opuściłam rodzinę,
przynajmniej nie wychodziło mi udawanie. Przynajmniej wszyscy wiedzieli, że nie jestem
bezinteresowna.
A może nie wiedzieli? Może byli tak tępi i krótkowzroczni, że tego nie zauważali?
Zamykam oczy, wyobrażam sobie matkę i ojca, jak siedzą w ciszy przy kolacji. Kiedy o nich
myślę, ściska mnie za gardło jakaś resztka ofiarności, a może samolubność, bo wiem, że już nigdy
nie będę ich córką?
Me?
Teraz jest córką swojej frakcji! Ein Fratkion! Ein Reich! Ein Volk!
– Wyskakują!
Unoszę głowę. Boli mnie szyja. Co najmniej pół godziny siedziałam skulona, oparta plecami o
ścianę, wsłuchując się w wycie wiatru i patrząc, jak miasto rozmazuje się obok nas.
Ależ ten czas szybko leci, gdy się człowiek dobrze bawi.
Nawet nie zauważyła, że powinna zmienić pozycję.
Wychylam się.
Chłopak, który krzyczy, ma rację.
A już miałam nadzieję, że żartuje.
Ach, to tutejsze poczucie humoru… Ubawia do łez.
Kiedy pociąg mija jakiś dach, z wagonów przed nami wyskakują Nieustraszeni. Tory są na wysokości szóstego piętra.
Kto połamie nogi ten oblewa nowicjat!
Na myśl, żeby skakać z jadącego pociągu na dach, ze świadomością, że między jego krawędzią
a torami jest szczelina, aż mnie mdli.
Czyżbyś wybrała złą frakcję?
Wstaję i wlokę się na drugą stronę wagonu, gdzie w szeregu stoją pozostali, którzy zmienili frakcję.
– Czyli że my też musimy skakać – mówi jakaś dziewczyna z Prawości. Ma duży nos i krzywe
zęby.
Czy w związku z tym już jej nie lubisz?
Oczywiście! Brzydkie bohaterki nie mają racji bytu w takich książkach, chyba że jako złe wredoty.
– Super – odpowiada chłopak, też z Prawości. – Bo widzisz, Molly, to po prostu ma sens.
Molly? Co ty tu robisz?
Wracaj do domu, jesteś pijana, a tam dzieci i mąż czekają.
Skakanie z pociągu na dach.
– Peter, na tym właśnie polega to, do czego się zapisaliśmy – zauważa dziewczyna.
Bo odwaga polega wyłącznie na skakaniu z wysokości.
Dlaczego ten świat jest taki płytki?
Życiowe plany pingwina, który kiedyś odwiedził moich simów, są bogatsze.
– Dobra, ja tego nie robię – mamrocze za mną jakiś chłopak z Serdeczności. Ma oliwkową skórę
i brązową koszulę. I tylko on opuścił Serdeczność.
Och, bo to taka fantastyczna frakcja.
Chociaż mam wrażenie, że im głębiej ją poznać, tym bardziej przypominałaby ankh-morporską gildię błaznów.
Policzki lśnią mu od łez.
Wszyscy z Serdeczności to mięczaki.
Za mało obcują z Absolutem [niech ktoś mnie powstrzyma!]
Ewentualnie płacze, bo zdał sobie sprawę, że ominie go wieczorna porcja koki, czy co tam biorą.
W Serdeczności Hera, koka, hasz, LSD (ta zabawa po nocach się śni); w Altruizmie Absolut… Co czeka boChaterkę w Nieustraszoności?
– Musisz skoczyć – przekonuje Christina – albo oblejesz. No dalej, wszystko będzie dobrze.
– Nie, nie zrobię tego! Wolę być bezfrakcyjny niż martwy! – Kręci głową. W jego głosie słychać
panikę. Ciągle kręci głową i wpatruje się w dach zbliżający się z każdą sekundą.
– Nie zgadzam się z nim. Wolałabym nie żyć, niż być taka pusta w środku jak bezfrakcyjni.
„Bo po co żyć skoro nie czujesz, że żyjesz?”
Nie zmusisz go. – Zerkam na Christinę.
To była wypowiedź naszej kochanej boChaterki? A co ona taka radykalna nagle?
Dołączyła do skino-punko-kibolo-metalowców. Czego się spodziewałaś?
Szeroko otwiera brązowe oczy i zaciska wargi tak mocno, że aż zmieniają kolor. Podaje mi rękę.
– Dawaj – mówi. Unoszę brwi, patrzę na jej dłoń, już mam powiedzieć, że nie potrzebuję
pomocy, ale ona dodaje: – Ja po prostu... nie dam rady tego zrobić, jak mnie ktoś za sobą nie
pociągnie. Liczę na miękkie lądowanie.  Hehehe.
Chwytam jej rękę i stajemy na krawędzi wagonu. Kiedy jesteśmy obok dachu, odliczam.
– Raz... dwa... trzy!
Na „trzy” wyskakujemy.
A ja myślałam, że na „dwa”…
Chwila nieważkości
O nie moja droga, o nie moja droga! Podczas spadania nie znajdujesz się w stanie nieważkości! Gdybyś była wewnątrz spadającej windy, to owszem. Ale nie luzem!
i stopy uderzają o płaską powierzchnię, czuję ukłucie bólu w łydkach, po twardym lądowaniu padam na dach jak długa, pod policzkiem czuję żwir.
Ciekawe pokrycie dachu.
Puszczam dłoń dziewczyny. Śmieje się.
Znamy ją ledwie od kilku akapitów, a ona śmiała się już chyba ze trzy razy. Coś mi się widzi, że wcale nie pochodzi z Prawości.
– To było fajne – mówi.
Christina będzie pasowała do Nieustraszonych, którzy poszukują nowych wrażeń. Ocieram
policzek ze żwiru. Poza tamtym chłopakiem z Prawości wszystkim nowicjuszom udaje się dotrzeć
na dach.
Czyli nawet kolega z Serdeczności skoczył? Brawa dla tego Pana.
Molly, ta z krzywymi zębami, z Prawości, krzywi się
Bo ma krzywe zęby!
Rany, jaki suchar… Co ja sobą reprezentuję <face palm>
i trzyma za kostkę, a Peter, chłopak o lśniących włosach z Prawości, uśmiecha się z dumą.
Włosy z Prawości? To jakiś rodzaj peruki?
Wykonane z włókna szklanego.
Na pewno wylądował na równych nogach.
Eee…
Jeżeli masz na myśli to, że wylądował na PROSTYCH nogach, to nie wiem z czego jest taki zadowolony. Mógł się nabawić uszkodzeń miednicy itd.
Potem słyszę jęk. Odwracam głowę, jakaś dziewczyna z Nieustraszoności stoi na krawędzi
dachu, patrzy w dół i krzyczy, jest za nią chłopak, też Nieustraszony, i trzyma ją w pasie, żeby nie
spadła.
Czuję się zbombardowana ilością przecinków w tym zdaniu.
W ogóle złożoność tego zdania jest przytłaczająca.
– Rita. Rita, uspokój się. Rita...
- !@#$%^&*(), debilu! Wiem jak mam na imię!
Wstaję i patrzę za brzeg dachu. Na chodniku pod nami ktoś leży – dziewczyna, ramiona i nogi
ma powyginane pod dziwnymi kątami,
Czy 67,4° jest wystarczająco dziwnym kątem?
włosy rozsypane wokół głowy przypominają wachlarz.
Czuję ucisk w dołku, spoglądam na tory. Nie wszystkim się udało. Nawet Nieustraszeni nie mogą
czuć się bezpiecznie.
Rita opada na kolana, szlocha. Odwracam się. Im dłużej na nią patrzę, tym bardziej chce mi się
płakać, a przecież nie mogę rozpłakać się przed nimi wszystkimi.
Oj tam, wielka rzecz.
Powtarzam sobie z największą surowością, na jaką mogę się zdobyć, że tutaj tak właśnie jest.
Robimy niebezpieczne rzeczy i czasem ktoś ginie.
Ludzie umierają, a my idziemy dalej, żeby znowu narazić się na niebezpieczeństwo.
Rzeczywiście, ten podział na frakcje jest baaaaaardzo dobrym rozwiązaniem. Ciekawa jestem, kto będzie bronił waszego państwa, gdy wszyscy Nieustraszeni pozabijają się na tysiąc dziwnych sposobów.
Jak to kto? Przecież ochotników nie tak trudno znaleźć.
Aaa, racja… „Ochotników”! Wolno kojarzę.
Im szybciej zapamiętam tę lekcję, tym więcej mam szans, że przetrwam nowicjat. Bo już nie jestem taka pewna, że go przetrwam.
No coś Ty, jak na razie fantastycznie Ci idzie.
Mówię sobie, że teraz policzę do trzech, a gdy skończę, pójdę przed siebie.
A nie mogłabyś tego zrobić od razu? Co ty masz z tym liczeniem do trzech?
Raz. Przypominam sobie ciało dziewczyny na chodniku i przechodzi mnie dreszcz. Dwa. Słyszę szloch Rity i uspokajające słowa mruczane przez stojącego za nią chłopaka. Trzy. Wydymam wargi.
<puff!>
Odchodzę od Rity i krawędzi dachu.
Boli mnie łokieć. Podnoszę rękaw i kiwam głową. Zdarłam sobie trochę skóry, ale nie krwawię.
Żadnych strasznych ran? Jestem zawiedziona.
– Och! Skandal!
Cynders, popatrz, ludzie w książce się z tobą zgadzają.
Dziękuję, dziękuję, dziękuję! Pragnę pokoju na świecie!
Ach, ta popularność…
Sztywniaczka pokazuje gołą skórę!
Chyba raczej jej brak, skoro jej ją zdarło.
Podnoszę głowę. „Sztywniacy” to przezwisko nadane Altruistom, a ja jestem tutaj jedyna z tej
frakcji. Peter pokazuje na mnie, uśmiecha się złośliwie. Słyszę rechot. Policzki mi płoną, puszczam
rękaw, który opada z trzaskiem jak zamykana płyta nagrobna.
Dum, dum, dum! Warto zapamiętać tę chwilę, bo oto poznajemy Dracona Malfoya tej książki.
– Słuchajcie! Mam na imię Max! Jestem jednym z przywódców waszej nowej frakcji! – woła jakiś
mężczyzna z drugiej strony dachu. Jest starszy od innych Nieustraszonych, ma głębokie
zmarszczki na ciemnej skórze i siwe włosy na skroniach.
Dożył siwości? To zaskakujące. A może przedwcześnie osiwiał.
Stoi na gzymsie tak swobodnie, jakby to był chodnik. Jak ktoś, kto po prostu nie może spaść i się zabić.
Wiesz, istnieje spore prawdopodobieństwo,  że tak właśnie jest. Asekuracja, te sprawy… Albo po prostu jest świetnie wytrenowany.
– Kilka pięter niżej jest wejście na nasze terytorium. Jeśli nie weźmiecie się w garść i tam nie zeskoczycie, to się tutaj nie nadajecie.
Co robić, gdy facewall także nie wystarczy, by opisać moje uczucia?
Nasi nowicjusze mają przywilej pierwszeństwa.
– Chcesz, żebyśmy skoczyli z gzymsu? – pyta jakaś dziewczyna z Erudycji.
Niby inteligentna, a prostego zdania nie rozumie.
Dlatego musiała opuścić erudycję.
Jest wyższa ode mnie o kilka centymetrów,
Wszyscy są od ciebie wyżsi, może rzeczywiście jesteś Calineczką?
ma mysiobrązowe włosy i duże wargi. Rozdziawia usta.
Rozdziawia, rozdziawia i rozdziawić nie może.
Nie wiem, dlaczego ją to tak szokuje.
– Tak. – Max wydaje się rozbawiony.
Zacna krotochwila zaiste.
A tam na dole jest woda w łazience?
Chwila, chwila, CO???
– Kto wie? – Unosi brew.
Tłum zgromadzony przed nowicjuszami pęka na pół
<krraak!>
robi nam przejście.
A skąd nagle na tym samym dachu pojawił się jakiś tłum?
Rozglądam się. Raczej nikt nie rwie się do skakania z dachu. Zgromadzeni patrzą wszędzie, tylko nie na Maksa. Niektórzy oglądają skaleczenia albo otrzepują ubrania. Zerkam na Petera. Dłubie w nosie przy zadrapaniu.
Staram się zachowywać swobodnie.
Tak, właśnie zamierzam skoczyć z 6. piętra, nie przejmujcie się. 
Chce im pokazać jak jest z niej spoko wyluzowana ziomalka.
Jestem dumna.
My też, kwiatuszku.
Kiedyś wpakuję się przez to w kłopoty, ale dzisiaj dodaje mi to odwagi. Idę w stronę gzymsu, słyszę za sobą prychnięcia. Max mnie przepuszcza. Docieram do krawędzi dachu, patrzę w dół. Wiatr szarpie mi ubranie, materiał łopocze. Budynek, na którym stoję, wyznacza bok placu, otoczonego jeszcze przez trzy inne gmachy.
Doceniamy, że nawet w takiej chwili jesteś w stanie ze szczegółami opisać nam otoczenie.
Pośrodku placu w betonie jest ogromna dziura.
Ach, te dokładne i barwne opisy. „Nad Niemnem” to tylko marna namiastka.
Nie widzę jej dna.
W tej dziurze jest pewnie jakaś wielka, miękka poduszka. Gorzej, jeśli sobie nie trafisz.
To ma nas wyłącznie przestraszyć. Wyląduję bezpiecznie. Tylko ta myśl pozwala mi wejść na
gzyms. Szczękam zębami.
Czyżbyś miała stracha?
Już nie mogę się cofnąć. Nie teraz, kiedy za moimi plecami tyle osób zakłada się, że nie dam rady. Błądzę dłońmi wokół kołnierzyka i odnajduję guzik. Po kilku próbach rozpinam wszystkie guziki i ściągam koszulę.
YYYY! Ekshibicjonistka!
Pod spodem mam szary podkoszulek. To najbardziej obcisła część mojego ubrania, nikt jeszcze
mnie w nim nie oglądał. Zwijam koszulę w kłębek, patrzę przez ramię na Petera. Z całej siły
rzucam w niego kulą materiału i zaciskam zęby. Trafiam go w pierś.
Aleś go zrobiła. Brawo.
Koszula była wykrochmalona i pewnie wbiła mu się w serce, albo rozcięła go na pół.
Spogląda na mnie. Słyszę za sobą gwizdy i okrzyki.
Znowu patrzę na dziurę. Blade ramiona pokrywają mi się gęsią skórką, czuję ucisk w dołku.
Jeśli teraz tego nie zrobię, nie zrobię nigdy.
Jeśli teraz tego nie zrobisz, później nie będziesz już musiała.
Z trudem przełykam ślinę. Nie myślę.
To akurat nie nowina.
Po prostu uginam kolana i skaczę.
- Nie było plusku, kapitanie!
Powietrze wyje mi w uszach,
<łiuuuuuuuułiiiiiiiiiuuuuuuuuułiuuuuuuuuu!>
kiedy ziemia pędzi w moją stronę, rośnie i się rozszerza. A może to ja pędzę w stronę ziemi.
Zaiste, oto jest pytanie! I nawet już nie wiadomo, czy to kwestia dla fizyka czy filozofa.
Wciąż fizyka – wszystko zależy od punktu odniesienia.
Serce dudni tak szybko, że aż boli, a uczucie spadania szarpie mnie za żołądek, napinają się wszystkie mięśnie. Dziura otacza mnie i lecę w ciemność.
Uderzam w coś twardego. Ustępuje, otula mnie. Uderzenie wydusza ze mnie oddech i teraz
dyszę, żeby znowu nabrać powietrza. Pieką mnie ramiona i nogi.
To siatka. Na dnie dziury jest siatka.
No niestety, tym razem się myliłam.
Patrzę w górę na budynek i śmieję się, na wpół z ulgą, na wpół histerycznie.
Wiesz, dobrze, że z tej histerii nie wybuchnęłaś płaczem.
Dygoczę, zasłaniam twarz dłońmi. Właśnie zeskoczyłam z dachu.
Muszę znowu stanąć na pewnym gruncie. Kilka rąk wyciąga się do mnie znad krawędzi siatki, więc chwytam pierwszą, której mogę dosięgnąć, i się podciągam. Potem się zataczam i pewnie upadłabym twarzą na drewnianą podłogę, gdyby ktoś mnie nie złapał.
Jest w szoku, właśnie skoczyła z dachu, znajduje się w ciemnej dziurze pod ziemią, ale zauważyć, że podłoga jest drewniana nadal potrafi.
Ten ktoś jest młodym mężczyzną, to jego dłoń złapałam.
Wyczuwam tru loffa.
Ma wąską górną wargę i pełną dolną.
Oczy osadzone tak głęboko, że rzęsy aż dotykają skóry pod brwiami. Są ciemnoniebieskie, w
takim nierealnym, rozmarzonym, bajkowym kolorze.













Pięknego sobie znalazłaś amanta, nie ma co.
Na drugim obrazku wygląda trochę jak smerf, któremu czapka przyrosła do czaszki.
Chwyta mnie za ramiona, ale puszcza, kiedy wstaję się i prostuję.
To uprzejme z jego strony.
– Dziękuję – mówię.
A to uprzejme ze strony boCHaterki.
Stoimy na platformie ponad trzy metry nad ziemią. Wokół mamy otwartą przestrzeń jaskini.
Z drewnianą podłogą.
– Nie do wiary – odzywa się jakiś głos zza jego pleców. Należy do ciemnowłosej dziewczyny z
trzema srebrnymi kółkami w prawej brwi. Dziewczyna uśmiecha się do mnie złośliwie. –
Sztywniaczka skoczyła pierwsza? Po prostu niesamowite.
I znów Slytherin dokucza… Ale chwila, przecież nie Gryffindorowi. Kim są Altruiści? Hufflepuffem?
Na pewno, bo z Puchonów to nawet w Hogwarcie wszyscy się śmiali.
– Lauren, ona właśnie dlatego ich opuściła – odpowiada młody mężczyzna. Głos ma niski, dudniący jak pociąg – Jak się nazywasz?
– Hm... – Nie wiem, dlaczego się waham. Ale „Beatrice” po prostu już nie brzmi dobrze.
Nigdy nie brzmiało.
I tak nikt o tym nie pamięta.
– Zastanów się. – Nieznaczny uśmiech krzywi mu wargi. – Drugi raz nie będziesz miała takiego
wyboru.
Nowe miejsce, nowe imię. Mogę tutaj urodzić się na nowo.
– Tris – odpowiadam zdecydowanym tonem.
O! Jeszcze nie zdążyliśmy przyzwyczaić się do tamtego imienia, a tu już nowe! Mam nadzieję, że to uda mi się zapamiętać.
–Tris – powtarza Lauren z uśmiechem. – Cztery, powiedz wszystkim.
Nowe imię boCHaterki pojawiło się dwa razy w dwóch wersach. Coś czuję, że za szybko się od niego nie uwolnimy.
Młody mężczyzna, Cztery, ogląda się za ramię i krzyczy:
Sam sobie wybrał to imię?
Właśnie też się zastanawiam.
– Jako pierwsza skoczyła... Tris!
- Stary, nic nam to nie mówi! – krzyczy ktoś.
Gdy oczy przyzwyczajają mi się do ciemności, widzę otaczający mnie tłum. Wiwatuje i wyrzuca
w górę pięści, potem w sieć wpada jeszcze jedna osoba. Ciągną się za nią okrzyki.
To jakaś odmiana ogona jak u komety?
To Christina.
Wszyscy się śmieją, ale po śmiechu następują kolejne wiwaty.
Co z tą Christiną, że gdzie się nie pojawi tam od razu wszyscy się śmieją?
A ty byś się nie śmiała?
Krystyna, kochanie! Tęskniłam <3
Cztery kładzie mi dłoń na plecach.
Czy to nie zbytnia poufałość, jak na pierwszy dzień znajomości?
Chciałaś powiedzieć: pierwszy dzień związku.

– Witamy w Nieustraszoności.

***
Sponsorem dzisiejszego odcinka był sir Terry Pratchett.
Co na to Pratchett?

"Patrycjusz rzucił jeden z tych krótkich, przelotnych uśmieszków, jak zawsze, kiedy chciał powiedzieć coś, co wcale nie jest śmieszne, a jednak go rozbawiło.
- Veni, vici... Vetinari."

Terry Pratchett "Bogowie, Honor, Ankh-Morpork"