piątek, 27 lutego 2015

Bo umarło, czyli ale tu DUSZNO /część V (ostatnia!)/

To dziś ten dzień! To tylko kwestia chwili, a wszystko SKOŃCZY SIĘ... Mamy już dość Diletty i jej cierpienia. Dlatego dzisiaj się z nią definitywnie ŻEGNAMY (chociaż kto wie, może się kiedyś jeszcze gościnnie pojawi?). Wszystko kończy się w arcyciekawym momencie - wybuchy, huragany, fruwające kontenery na śmieci to tylko przedsmak tego, co Was dzisiaj czeka. 

Autopromocja
Zrealizowałyśmy w końcu pomysły, z jakimi nosiłyśmy się od jakiegoś czasu i założyłyśmy blogi satelickie. Cynders zaprasza na stronę z recenzjami wszystkiego, co nie ucieka wystarczająco szybko:
a Trillian na bloga zawierającego jej rysunki (czyli obrazy świata przefiltrowanego przez oko biologa i nie tylko):
Koniec autopromocji

Zapraszamy do lektury!

Alois
Rany, ale wieje.
Na dobre zawitała jesień.
Jak w Kubusiu Puchatku: „A dziś jest… pierwszy dzień jesieni!”
I do tego „wiatrodzień”
Najpierw nadciągnęło zimno, a teraz rozszalały się wichury.
Czy Alois został Jarosławem Kretem?
A może Ziemowitem Pędziwiatrem?
Najwyraźniej postawiły sobie za cel pozrywać z drzew żółtawe liście i obnażyć średnio nadające się na kryjówkę obumierające szkielety.

Na szczęście okazowi, na którym usiadłem, pozostało jeszcze wystarczająco dużo sił, by oprzeć się atakom wiatru.
Ta książka jest tak poetycka, że Mickiewiczowi nie pozostaje nic innego jak tylko siąść i płakać nad własnym brakiem talentu.
Przeczytałam „nad brakiem Internetu”…
Z tego powodu też mógł płakać.
 Sennie wpatrywałem się w horyzont. Lubiłem przebywać w miejscach, do jakich żywi nie umieją dostać się bez użycia różnych absurdalnych konstrukcji czy innego rodzaju pomocy.
Drabina jest rzeczywiście czymś tak absurdalnym…
Nie chcę wyjść na osobę, która się przechwala, ale wspięcie się na drzewo (pod warunkiem, że to nie palma, albo takie śmieszne kolczaste drzewa z czasów mastodontów) nie jest jakimś „nadludzkim” osiągnięciem. Nawet ja to potrafię.
Wtem doszedł mnie znajomy głos.
Szedł i szedł… W końcu doszedł, na szczęście.
Usiadł obok na gałęzi, która niepokojąco zatrzeszczała.
Gdy się nachyliłem, dostrzegłem wysokiego, nieco niezdarnego chłopaka. Właśnie oparł się o pień „mojego” drzewa,
Sami widzicie, jak głęboko potrzeba posiadania własności prywatnej jest zakorzeniona w człowieku. Szach mat, komuniści!
Z czego Alois wnioskuje, że chłopak jest niezdarny, skoro tylko opiera się o drzewo? Czy można to robić w niezdarny sposób?
z komórką przy uchu.
Ta informacja jest kluczowa, żebyśmy mogli rozpoznać kim jest ów młody człowiek.
Ostrożnie kucnąłem, uważając, by nie narobić hałasu i odgiąłem jedną z wciąż pokrytych brązowymi liśćmi gałęzi.
Noah Delling, przyjaciel Diletty Mair.
Alois też posiada niezwykłą zdolność rozpoznawania ludzi. Czyżby była to domena głUwnych boChaterów?
Często widywałem ich razem.
Świadczy to o twojej spostrzegawczości, brawo.
To niesamowite, opowiedz nam więcej… Albo może lepiej już nic nie mów.
Plotkowano, że skończą jako para. Pasują do siebie, oboje idealnie przeciętni. Noah ponadto sprawia wrażenie zbyt czarującego, by uwierzyć w jego szczerość.
Czyli jednak nie jest aż tak przeciętny, skoro nie jest do końca szczery…
Szczególnie czarująca jest jego niezdarność.
Wytężyłem słuch.
– …po wuefie, gdy… rozmawiałaś z Aloisem. Dostało się nam później od Febe. Oznajmiła, że jesteśmy niedojrzałymi idiotami, dodatkowo ślepymi i pozbawionymi uczuć. Bo wmieszaliśmy się w spotkanie dwojga zakochanych.
Uniosłem brwi.
A potem z całej siły rzuciłem nimi w Noaha. Co to za insynuacje! JA, Boski Alois i Przeciętna Diletta Mair? Nigdy!
Odgadłem, kogo ma na linii, i zaśmiałem się pod nosem, tak absurdalne wydało mi się przypuszczenie, że kręcę z Dilettą Mair. Serio sądzą, że upadłem równie nisko?
Znają cię przecież na wylot.
Przenigdy nie potrafiłbym…
Aż się wzdrygnąłem.
Jak się będziesz tak kręcić to zaraz upadniesz bardzo nisko ze „swojego” drzewa.
I może dobrze, będzie spokój.
Mair to tylko istota ludzka. Nikt więcej. Znajdowała się kilka szczebli pode mną.
Aha! Drabina wydaje ci się absurdalną konstrukcją, ale to nie przeszkadza Ci w stosowaniu analogii.
Nie poruszaliśmy się po tym samym torze.
Alois uważa, że drabina i tory kolejowe to to samo. Fakt, wyglądają nawet podobnie:
– Nie zrozum mnie źle, Diletta. Ale cieszę się.
Łatwo się domyślić, skąd ta radość. Ani chybi
Jak miło znowu spotkać Anię Chybi.
Mair zareagowała podobnie jak ja na insynuacje swoich kretyńskich przyjaciół odnośnie do charakteru łączącej nas znajomości.
A więc jaki charakter ma wasza znajomość? Choleryczny, flegmatyczny czy melancholijny?
– Ja… Moglibyśmy spotkać się dziś w nocy?
O proszę, to znacznie bardziej intrygujące. Czyli plotki się potwierdzą.
Diletta Mair i Noah Delling zaczną ze sobą chodzić. Może chłopak obawiał się, że odbiję mu przyjaciółeczkę, a zorientowawszy się, że nie jestem konkurentem, nabrał odwagi, by zdradzić jej, co czuje.
Cóż za wnikliwa analiza. Długo nad tym myślałeś?
Ależ romantyczne. Zbiera się na wymioty.
Myślałam, że zanosi się na deszcz.
Przepraszam, ale brak podmiotu w tym wyrażeniu wprowadził mnie w konsternację. Komu się zbiera? Aloisowi, czy jakoś tak… hm… ogólnie?
– O jedenastej przed wejściem do szkoły?
Zabawne. Ten człowiek ma nierówno pod sufitem. Kto przy zdrowych zmysłach umawia się z dziewczyną w środku nocy pod szkołą?
Jak to kto? Kujoni. Na pewno Noah chce pouczyć się z Dilettą matematyki.
Idiota.
Dostojewski. A o co chodzi?
– Dzięki. Do zobaczenia.
Odsunął się od drzewa, schował komórkę do kieszeni, ostrożnie rozejrzał się i uśmiechnął.
Dziwnym uśmiechem.
Noah musiał rozejrzeć się, sprawdzić czy nikt nie patrzy i dopiero wtedy mógł użyć swojego Dziwnego Uśmiechu.
Może uśmiecha się podobnie jak D. parę odcinków temu i straszy tym małe dzieci?
Nagle skulił się, a jego grzbiet przeciął promień światła.
O nie, czy skoro go „przeciął” to Noah do końca książki będzie, wzorem Diletty, narzekać na swoje straszne rany?
Grzbiet? Noah jest psem?
Zamarłem.
Przecież i tak już nie żyjesz.
Zatkał usta pięścią, zapewne tłumiąc okrzyk rozdzierającego go od środka bólu.
Co zabrzmiało mniej więcej tak: <YMGH!>
To i tak nie może się równać z cierpieniem jakiego doświadczyła D., nawet nie próbuj z nią konkurować!
 Cicho, niemal bezgłośnie zajęczał, po czym gwałtownie wygiął się w łuk i tym razem z pleców wydobyły się dwa ogromne świetlne prostokąty,
<wzuuut!>
rozpościerając się po obu stronach ciała i otaczając je niby lśniący płaszcz.
Dwa świetlne prostokąty używane jako płaszcz. Hm… Brzmi praktycznie.
Niemożliwe. On nie…
Wyprostował się, stając na czubkach palców. Doskonale widziałem teraz to, w co przekształciły się czworokąty światła.
W płaszcz, już to powiedziałeś.
W skrzydła. Białe skrzydła. To Anioł.
Kurczę.
Zamachał nimi i lekko wzniósł się w powietrze. Skryłem się między gałęziami, przygotowany na odparcie ewentualnego ataku. Niepotrzebnie. Noah, o ile rzeczywiście tak się nazywa,
Jeżeli czaisz się na drzewie i obawiasz się, że ktoś może cię zaatakować, to rozważanie tego jak naprawdę ma na imię jest rzeczywiście sprawą kluczową.
odleciał, nie
zauważywszy mnie. Stopniowo zlewał się z jasnym niebem, aż wreszcie zniknął.
Na pewno nikt tego nie zauważył. Na pewno.
To dlatego, że wszyscy patrzyli na siedzącego na drzewie, jak małpa, Aloisa, a straż miejska i pożarna były już w drodze.
Cholera.
Anioł…
I wybierał się na spotkanie z Mair. Oj, Diletta, Diletta… ale się zdziwisz.
Tak jak wszyscy czytelnicy. Takiego plot-twistu nie spodziewał się zupełnie nikt.
Że skoro Diletta jest nienormalna to otaczają ją również nienormalni? Tego się akurat spodziewałam.
Zacisnąłem zęby i uderzyłem dłonią w pień.
Czyżbyś przejmował się losem Diletty? To ciekawe, bo cały czas zapewniasz nas, jak mało cię ona i wszyscy inni ludzie obchodzą.
Obyś umiała szybko biegać. Inaczej mu się nie wymkniesz.
Co Ci zależy? Przecież to tylko głupia, przeciętna D.
Diletta
Pogoda się pogorszyła
Przykro.
Smuteczek.
Smagał mnie silny wiatr, targając włosy, które niczym ciemna zasłona
Zasłaniały i zaciemniały Ci świat, który i tak sam w sobie był zły i ciemny.
opadały na oczy, i zmieniając spódnicę w wirujący, krępujący nogi kawał materiału.
Chwila, chwila, chwila – chcesz powiedzieć, że to twoje włosy są tak niesforne, że zamieniają spódnicę w wirujący kawałek materiału?
Bo normalnie spódnica nie była zwykłym kawałkiem materiału, tylko tkaniną utkaną z cierpienia.
Szłam z trudem, uchylając się przed fruwającymi plastikowymi torebkami i drobnymi elementami okolicznych budów. Czy chodzi jej o cegły?
Bum! Bum! Bum! Pffffffffffffff! Trzask! Pachpachpachpach! Babach! Dudddudududum! (Sami widzicie – D. jest pod ostrzałem).
Swoją drogą, mam problem z ostatnim słowem w tym zdaniu. Czy Dilettcie chodziło o fruwające fragmenty pewnej polskiej miejscowości błędnie zwanej Budowo? Czy może to jednak drobne elementy ludzi o nazwisku Buda…?
Po prawie wymarłej ulicy przesuwał się od czasu do czasu popychany wichrem kontener na śmieci.

Robi się niebezpiecznie.
Cegły nisko latają, a po ulicy jeździ kontener na śmieci. Nie jestem oczywiście meteorologiem, ale według mnie zapowiada się niezły huragan.
Miałam złe przeczucia.
Powinnam była posłuchać mamy i zostać w domu. Noah zrozumiałby, gdybym wyjaśniła, że wolałabym nie umierać przygnieciona przez gałąź. No dobra, wolałabym być przygnieciona przez kontener na śmieci, ale takie wytłumaczenie zabrzmiałoby kuriozalnie.
W czasie huraganu? No owszem. W takiej sytuacji powinnaś raczej wspomnieć o latających samochodach.
Ale mogłam wspomnieć o zakazie wychodzenia w tygodniu.
Masz szlaban? A za co?
Zresztą mama naprawdę nie chciała mnie puścić.
Akurat jej się nie dziwię.
Pomógł Jerome, który z wyszukaną grzecznością poprosił ją, by się jednak zgodziła.
- Szanowna Pani raczy jednak wypuścić panienkę Dilettę na spotkanie z zacnym młodzieńcem. Jestem przekonany, iż panienka Diletta jest rozsądną młodą damą i dobrze wykorzysta ten czas. 
On też nie polubił D. i liczy na to, że przygniecie ją spadający z nieba fortepian/sejf. A wtedy jej matka nie będzie już musiała się zajmować tą upierdliwą smarkulą i będą mieli więcej czasu na randkowanie.
Seems legit.
Nie żebym nie doceniała tego wsparcia, w końcu to miłe z jego strony, lecz bynajmniej nie zamierzam nagle zaakceptować Notta. Co to, to nie!
O nie mój drogi! O nie mój drogi!
Musiał się mocniej postarać.
Czy jak kupi ci porsche to wystarczy?
Denerwowałam się. Nie przygotowałam sobie przemowy.
I wszystko jasne! Noah i Diletta idą na noce spotkanie kółka dyskusyjnego. Nuuuda.
Ale co właściwie powinnam powiedzieć Noahowi?
I have a dream! That one day…
Że jest mi bardzo bliski, choć wyłącznie jako przyjaciel? Żałosne. Gorzej niż żałosne.
Nie... W Twoim przypadku? Nie, zupełnie nie.
Nie wypadało uraczyć go taką deklaracją po tylu latach znajomości.
To może Deklaracją Praw Człowieka?
Albo Deklaracją Niepodległości Stanów Zjednoczonych?
Więc… Jak zareagować? Noah miał w tych sprawach więcej doświadczenia, odrzucał już przecież zaloty dziewczyn…
Zastanawia mnie jedno. Jeżeli Noah jest niezdarny, to dlaczego zalecają się do niego dziewczyny? Może jestem dziwna i staroświecka, ale dla mnie facet fajtłapa nie jest w żadnym wypadku pociągający.
Mnie nikt nigdy nie wyznał, że budzę w nim głębsze uczucia.
We mnie budzisz bardzo głębokie. To nienawiść.
Przepraszam, jeden raz, w podstawówce. Pamiętam, że wołaliśmy na niego Coco-prosię-dłubie-w-nosie. Nasz związek ograniczył się do kilku całusów w policzek. Wkrótce okazało się, że zostałam wymieniona na Brigitte-rajstopkiw-kropki. Owe głupawe przezwiska były czymś zupełnie normalnym,
Zrób mi przyjemność i powiedz: jak brzmiało twoje?
Diletta-
podobnie jak sporadyczne i krótkotrwałe miłości.
Od tamtej pory nie miałam się czym pochwalić.
Tym też niekoniecznie musiałaś.
I to nie tylko w tej jednej dziedzinie.
Inna sprawa, że akurat ten temat dotąd nie spędzał mi snu z powiek. Zaś Febe wręcz przeciwnie.
Febe spędza Ci sen z powiek? Mnie też – zaczynam zastanawiać się, czy jej brak inteligencji nie stanowi przypadkiem jakiegoś zagrożenia dla społeczeństwa.
Obsesyjnie szukała księcia z bajki
Całowała wszystkie napotkane żaby.

i co rusz zawierała nowe znajomości, zazwyczaj powierzchowne, a w konsekwencji raniła
Oho, zaczyna się…
i siebie, i chłopaków. Wypłakiwała mi się potem na ramieniu,
Rany? Ramię Diletty? Przypadkowe zestawienie?
złorzecząc na męski gatunek. Te jej szlochy okazały się szczepionką chroniącą mnie przed decyzją pójścia o krok dalej w kontaktach z płcią przeciwną.
Szczepionka chroniąca przed pójściem do dosyć nowatorskie rozwiązanie.
Strzykawkę w tym przypadku wbija się w kolano, które puchnie do rozmiarów dojrzałego arbuza i skutecznie uniemożliwia chodzenie.
Teraz po raz pierwszy w życiu żałowałam, że brak mi praktyki…
Czułabym się pewniej, a tak trzęsłam się jak galareta.
Pojawiłam się pod szkołą piętnaście minut przed czasem. Usiadłam na schodach prowadzących do wejścia i oplotłam kolana rękoma. Wciąż mocno wiało,

Diletta, jak widać, lubuje się w eufemizmach.
a nocne powietrze stawało się coraz chłodniejsze.

Zimno.
Chciałam coś dodać, ale…
Me… Me, me?
Rozejrzałam się. Na szczęście nie dostrzegłam w pobliżu żadnego ducha. Dziwne. Odkąd wystraszyłam je przed południem, znikły.
Ach, to absolutnie innowacyjne podejście do znanych motywów – w tej książce to nie duchy straszą ludzi, lecz ludzie straszą duchy! Cóż za postęp!
Duchy siedzą teraz u Aloisa w domu i razem z nim knują przeciw Tobie.
Byłam za to oczywiście z całego serca wdzięczna. Perspektywa egzystowania bez ich towarzystwa nasuwała skojarzenia z rajem.
Ekhem… Nie jestem pewna, czy D. jest świadoma faktu, że raj jest miejscem, w którym przebywają DUSZE.
Wiesz dla niej rajem jest pusta ulica, więc…
Racja, zapomniałam.
Wtem coś uderzyło mnie w plecy i aż podskoczyłam, błyskawicznie się odwracając.
Odetchnęłam z ulgą. To tylko drzwi. Właśnie się uchyliły. Zaraz, zaraz.
No to właśnie czy zaraz?
Jakim cudem?
Woźny zapomniał zamknąć. Może się spieszył do chorego dziecka. Nie rób dramy.
Na wszelki wypadek nieco się odsunęłam, wpatrując się w nieprzeniknioną ciemność widoczną przez powiększającą się na skutek podmuchów wiatru szparę.
W tym samym czasie ciemność wpatrywała się w Dilettę.
Wygląda to na zaproszenie do wejścia…
Diletto, Dilettoooooo…! Weeeeeeeejdź…!
Z tyłu rozległ się nagle odgłos kroków i ledwo zdusiłam krzyk, rozpoznając Aloisa.
I znów mamy okazję podziwiać Diletty Niezwykłą Zdolność Rozpoznawania Ludzi.
Rozpoznała go po krokach? Ja moich kolegów z klasy nie umiałam tak odróżniać. Widać w ciągu tego jednego dnia Alois stał się D. bliższy niż chce przyznać.
No nie, to chyba żart, w dodatku wyjątkowo mało śmieszny.
Zaczęłam się naprawdę niepokoić.
Było siedzieć w domu?
Skuliłam się w tym samym momencie, w którym Petersen spojrzał w moją stronę. Raczej mnie nie zauważył, gdyż przy schodach rosły gęste krzaki,
Ty go oczywiście widziałaś mimo krzaków, bo masz Niesamowite Oczy o różnokolorowych tęczówkach.
Krzaki były jak lustro weneckie. Z jednej strony krzaki, z drugiej przezroczyste.
a jednak niespodziewanie zatrzymał się, nie spuszczając wzroku ze szkoły.
Może zobaczył otwarte drzwi? Albo tam wcale nie było krzaków?
Przezornie zakradłam się na czworakach do budynku, wycierając spódnicą brudną podłogę,
To piękne, że nawet w sytuacji ekstremalnej dbasz o porządek na terenie szkoły.
i ostrożnie zamknęłam drzwi.
Zapanowała cisza.
Oddychałam nienaturalnie
Wdychałam CO2 i wydychałam O2 .
szybko.
Ok, niech Ci będzie.
Co za paranoja. Chowałam się w pustej szkole, w środku nocy, przed prześladującym mnie nawiedzonym idiotą. Boże, można sobie wyobrazić lepsze zawiązanie akcji horroru?
Można, już nie kadź sobie tak, nie jesteś najlepsza we wszystkim.
Przymrużyłam oczy, policzyłam do dwudziestu, a następnie położyłam
dłonie na klamce.
Czyżby nadeszła pora na… DUMDUMDUM – poetycki opis klamki, pełniący funkcję retardacyjną?
Niestety, nie jestem dziś w nastroju.
Drżąc, nacisnęłam ją i pchnęłam drzwi.
I nic. Nie ustąpiły ani o milimetr.
Cholera.
Dla mnie to brzmi jak zawiązanie fabuły do parodii horroru: Diletta umawia się na randkę z Noahem w opuszczonej szkole. Gdy dociera na miejsce spotyka Aloisa, namolnego śledzia i ucieka przed nim do budynku, w którym przez własną głupotę się zatrzaskuje. Szkoła nawiedzana jest przez ducha piekielnego nauczyciela fizyki, który porywa D. i znęca się nad nią każąc rozwiązywać zadania z teorii względności przemieszanej z akustyką. Noah wyrusza na ratunek…
Natarłam z większą siłą, ignorując ostry ból w okolicach rany.
Dopiero po chwili zauważyłam, że moje ramię już od dawna nie łączy się z resztą organizmu, lecz smętnie leży na chodniku.
Chciałaś powiedzieć podłodze.
Aaa, bo D. jest już w szkole… Upsik. No, to niech będzie, że na podłodze.
Dlaczego się nie otworzyły?
Ponieważ, dum, dum, dum… są zamknięte!
O co chodzi?
O to, że pora na Wyjątkowo Dramatyczne Sceny.
Chciałam stąd wyjść! Natychmiast!
– Cholera… Cholera, szlag by to trafił!
Kilkakrotnie kopnęłam w drewniane skrzydło. Oczywiście na niewiele się to zdało.
Ja raz kopnęłam w ścianę. Dziura w niej przypomina mi o tym by więcej tego nie robić.
Wreszcie osunęłam się na posadzkę i ukryłam twarz w ramionach.
To wyjątkowe. Zwykli ludzie ukrywają twarz w dłoniach.
Aha, pamiętaj, że masz tylko jedno ramię.
Bałam się. Bardzo. Szkoła i tak nie zaliczała się do miejsc, w których przyjemnie przebywać, a co dopiero teraz, kiedy tkwiłam w niej sama jak palec, pogrążona w ciemnościach.
Z różnych miejsc w których można utknąć w nocy szkoła nie wydaje mi się takim złym. Popatrz na to z innej strony: to mogła być kostnica, dom pogrzebowy, zakład karny o zaostrzonym rygorze…
Opuszczony szpital psychiatryczny, żeby było tak kanonicznie.
Westchnęłam, postanawiając się podnieść.
Zaiste, czas na zmiany.
Siedzeniem raczej niczego się nie zdziała.
To jedno z tych zdań, które należałoby umieszczać jako złote myśli na pomnikach, obeliskach, odrzwiach itd.
Na makatkach.
Tuż obok takich bon motów jak ten:
Nie miałam pojęcia, gdzie znaleźć włączniki światła,
Prawdopodobnie są gdzieś niedaleko drzwi…
ale nieco dalej, w głównym korytarzu, powinno być odrobinę jaśniej: okna były tam wystarczająco duże, by wpuścić blask księżyca i latarni.
Ale jasne rób po swojemu.
„Rychłoż się zejdziem znów? Przy blasku księżyca  i latarni trzasku…”
Ruszyłam po omacku, z wyciągniętymi przed siebie rękoma,
Diletta:

obawiając się, że za moment na coś wpadnę… Albo na kogoś.
Bo w szkole o godzinie 23 jest tak tłoczno!
Parę minut zajęło mi przejście przez tę ścianę czerni.
Przez ścianę raczej ciężko się przechodzi. Chyba, że jesteś… DUCHEM.
Albo matką D. Pamiętasz?
A, faktycznie zupełnie zapomniałam. Małe przypomnienie:
Bo umarło, czyli mieszkam na cmentarzu /część I/:
– Nie powinnaś pić czarnej kawy – mruknęła mama, pojawiając się w kuchni.
Matka wleciała do kuchni przez ścianę.
Bo matka też jest zjawą. I boCHaterka, w przeciwieństwie do ZWYKŁYCH ludzi widzi swoją matkę.”
Nigdy jeszcze szkolny hol nie wydawał się tak ogromny i tak ponury. Jakbym znajdowała się w studni bez dna… Tyle że zamiast spadać, posuwałam się do przodu. Lepiej więc użyć określenia „niekończący się tunel”.
Lepiej nie używaj już żadnych określeń, bo zaczyna mnie od tego boleć głowa.
Czy widzisz światełko na końcu tego twojego tunelu?
Dotarłam do szerokiego korytarza i poczułam się bezpieczniej.
Przynajmniej cokolwiek widziałam. Jeśli pójdę w lewo, a potem skręcę w prawo, trafię do gabinetu dyrektora. Stamtąd zatelefonuję.
Do kogo? I co powiesz? „Halo? Straż pożarna? Mówi Diletta Mair. Zatrzasnęłam się w pustej szkole…”
Znając życie pewnie zapomni numer do straży pożarnej, a na biurku akurat będzie leżała teczka z danymi osobowymi Aloisa Petersena, a w niej, co? Jego numer.
Jako wzorowa idiotka komórkę zostawiłam w domu.
Tak, akurat w tej kategorii można stawiać Cię za wzór.
Nagle potężnie uderzyły dzwony.
To pewnie tylko szkolny dzwonek, tylko Diletta ma wybujałą wyobraźnię.
Krzyknęłam ze strachu, a po chwili nerwowo zachichotałam, wyzywając się od kretynek.
Hola, hola, w tym rozdziale wyczerpałaś już miesięczny limit samokrytyki.
Przecież co godzinę sąsiadujący z liceum kościół raczy miasto potężnym biciem.
Nawracajcie się albo czeka Was Potężne Bicie!
Jedenasta.
Wtem zamarłam, dostrzegając w mroku wysoką postać. Matko!
Twoja matka przyszła Cię ocalić!
I opierniczyć za bycie głupią smarkulą.
– Cześć, Diletta.
Niemal podskoczyłam z radości, słysząc ten głos. Noah.
Powiedziałabym coś o Niesamowitej Zdolności Rozpoznawania Ludzi, ale już mnie to trochę męczy.
Ależ mnie przestraszył!
Przestraszy Cię dopiero za chwilę…
Cynders, czy ty wiesz coś o czym nie wiedzą czytelnicy?
Nie, podzielam obawy Aloisa, który nagle, zupełnie niespodziewanie, zaczął martwić się o D. Przypadek?
Nie. Imperatyw.
Od razu ku niemu podbiegłam, z sercem walącym jak oszalałe.
Twoje serce także uskutecznia Potężne Bicie?
Nie, po prostu nienormalna Diletta ma oszalałe serce. Logiczne.
Pochyliłam się i oparłam dłonie o kolana, usiłując się uspokoić.
– To ty otworzyłeś drzwi? – zapytałam, prostując się.
– Tak. Zobaczyłem, że ktoś cię śledzi.
Ten przeklęty śledź Alois.
Jaki śliczny Alois! <3
Uśmiechnęłam się z wdzięcznością. Co ja bym bez niego zrobiła?
Bez tego Ktosia, który Cię śledził?
– Alois – wyjaśniłam. – Zachowuje się dosyć osobliwie. Uwierzysz, że podglądał mnie dziś przez okno mojego pokoju?
Eee…
Mee…

Pamiętacie galerię z poprzedniego odcinka? Myślę, że tutaj również pasowałaby jak ulał.
Czy Wy też powiedzielibyście o psychopacie, który Was śledzi i podgląda, że zachowuje się „osobliwie”?
Noah mocno zmarszczył brwi. Natychmiast zrozumiałam, że strzeliłam gafę.
Sądzę, że powinnaś go przeprosić za to, że pozwoliłaś Aloisowi się podglądać. Do it.
– Ciekawe… – mruknął.
Fascynujące jak obserwacja polujących pantofelków; kończmy już tę farsę.
Masz coś do pantofelków?!
– Kazałam mu się wynosić – dodałam pospiesznie, by naprawić błąd.– To wariat. W ogóle nie łapię, co on mówi. Wydaje się, że żyje w innym świecie niż my wszyscy.
– Nawet nie wiesz, jak niedaleka jesteś prawdy…
Noah, albo kończysz z nadużywaniem wielokropków, albo koniec naszej przyjaźni.
To myśmy się kiedyś przyjaźnili?
– Co?
– Nieważne.
Dziękuję.
Podszedł bliżej. Nie widziałam go zbyt dobrze, lecz miałam pewność, że badawczo mi się przypatruje. I że nigdy wcześniej nie przypatrywał się w podobny sposób. Wstrzymałam oddech, gwałtownie się czerwieniąc.
Czy on zamierzał… mnie pocałować?!
Diletto, mam wrażenie, że Febe przejęła twoje resztki mózgu.
MEMEMEMEMEMEEEEEEE
– Przepraszam!
Autonomiczne przepraszam, które nie zostało wypowiedziane przez żadnego z bohaterów. Ciekawa sprawa.
Zdążyłam odskoczyć w tej samej sekundzie, w której Noah skrócił dzielący nas dystans. Zadygotałam pod wpływem mroźnego prądu powietrza. Zupełnie jakbym otarła się o ducha…
Dramatyzujesz. To tylko przeciąg.
Gdy ponownie zerknęłam na przyjaciela, ujrzałam coś, co kompletnie wytrąciło mnie z równowagi.
Majestatycznie wywróciłam się więc na lewy bok.
<łups!>
Dzierżył w dłoniach długą metalową włócznię rozgałęziającą się na trzy ostrza skierowane dokładnie w miejsce, gdzie przed chwilą się znajdowałam.
Trójząb.
Tak nazywa się miejsce, gdzie przed chwilą się znajdowałaś? Interesujące. Chyba to sobie zapiszę.
Jedno z narzędzi walki, jakimi w starożytności posługiwali się gladiatorzy. Z pleców zaś wyrastały mu wielkie, błyszczące… skrzydła. Rety, skrzydła.
Może Noah wybierał się na bal przebierańców…?
To ciekawe, bo Alois był na balu przebierańców poprzedniej nocy. Ciekawe czy dziś też pójdzie?
Przecież przyszedł, tylko D. zatrzasnęła mu drzwi przed nosem.
Nie… To absurd. Znam tego chłopaka od lat, a oto… stoi przede mną z potężną, ostrą bronią i z tym… czymś wystającym z ciała. Ja chyba śnię.
– No…ach?
Ona wymawia jego imię czy mówi „no” i „ach” (tylko błędnie zapisane)?
Ze smutkiem potrząsnął głową.
– Nie ruszaj się. To, co muszę zrobić, nie należy do przyjemności. Chcę szybko skończyć.
Tak, tak. My też.
Dałam krok w tył, czując, że się duszę.

– Skończyć? – wyjąkałam. – Z… czym?
Zręcznie uniósł trójząb, jakby zadanie, do którego się szykował, wykonywał wcześniej niezliczoną ilość razy.
Chodził do rzeźnika i rzucał trójzębem w świńską tuszę.
– Z tobą. A to mnie akurat rozbawiło.
DUDDUDUDUDUDUDUDM!!!
W tym dramatycznym momencie ucinamy naszą przygodę z Dilettą. Ale nie martwcie się o jej los – Noah wcale (jeszcze) z nią nie kończy, bo w ostatniej chwili pojawia się niezastąpiony Alois i ratuje jej życie. Dalej już nie czytałyśmy, ale… Myślę, że jesteście w stanie się domyśleć, jak się cała historia Diletty kończy. Żeby potwierdzić Wasz przypuszczenia, zamieszczamy jeszcze krótki fragmencik z końca tej cudownej książki. Nie wymaga on komentarza, bo sam w sobie wyraża więcej niż ja, Trillian,  czy nawet Koza mogłybyśmy powiedzieć .

NA DESER
Diletta! – wrzasnąłem.
– Co?
– Mia… Właśnie miałem cię pocałować! – darłem się, głęboko zraniony w męskiej dumie. – Od… odwróciłaś twarz!
– Kiedy… już wcześniej chciałam o to zapytać, tyle że mi wyleciało – wyjaśniła z niewinną miną. – Zresztą… jesteśmy martwi. Przed nami pół wieczności na całowanie się.
– A… ale…
– Oj, odpowiedz! – zawołała rozpromieniona. – Kto decyduje o ukaraniu najwyższych dowódców Panteonu? Lucyfer? Szatan? – Zamyśliła się. – Tak, to pewnie on. Anioły reprezentuje Bóg, a demony…
– Diletta!
– Co, Alois?
Wtedy nie wytrzymałem i wybuchnąłem śmiechem. Kto by przypuszczał… Kruk zakochany w ptaszynce.
– Do cholery, kawał z ciebie pieprzonej debilki – szepnąłem, gwałtownie ją do siebie przyciągając. – I niech mnie trafi szlag, ale… taką cię uwielbiam.




Pożegnalny wiersz

Zła książka to z rana
Jak słodka śmietana
Dilettcie przestrzelę oba kolana[i]

Złą książkę w południe
Przyrządzić chcę cudnie
Diletta żre jogurt, nigdy nie schudnie

Zła książka wieczorem
Jak danie z kawiorem
Dilettę rozjechać pragnę traktorem




[i] I już nigdy nie będzie poszukiwaczem przygód! HAHAHAHAHA

***
Sponsorem dzisiejszego odcinka był Fiodor Dostojewski.
Co na to Dostojewski?
"Ten jakiś pytał czy tu mieszka student (...) Pan zeszedł, ja mu pokazałem, a on wziął i wyszedł. Bóg go tam wie."

F. Dostojewski "Zbrodnia i kara"

Audycja zawierała lokowanie produktu. 

sobota, 7 lutego 2015

Bo umarło, czyli poznajcie Inteligentną Febe /część IV/

Witajcie! Trochę czasu minęło, ale wracamy! Miało teraz nastąpić łzawe pożegnanie z Dilettą, ale okazuje się, że to nie takie proste. Wzruszający „last gudbaj” czeka Was więc w następnym odcinku (już na pewno). Dzisiaj jednak otrzymacie garść informacji na temat domu Diletty, matki Diletty, przemyśleń Diletty, cierpienia Diletty… I oczywiście STRASZNEJ RANY Diletty. Będzie też trochę o estetyce i zaprosimy Was do galerii sztuki nowoczesnej.
Zapraszamy do lektury!

ROZDZIAŁ TRZECI
Randka
Diletta
Spałam nieco ponad godzinę. Kiedy otworzyłam oczy, rozejrzałam się dookoła, szukając duchów, ale w pokoju nie znajdowało się nic prócz mebli.
Tak się dziwnie złożyło, że zniknęły ściany, okna i drzwi. Tak się dziwnie złożyło, że zniknęły ściany, okna i drzwi.
Ta powtórka jest celowa?
Właściwie to nie wiem, dlaczego się to zdanie zdublowało, ale skoro tak jest, to niech zostanie.
Łóżko Diletty dryfowało na środku jeziora, wypchnięte tam przez sprytne, rude bliźniaczki. Ewentualnie unosiło się w próżni i niebycie.
Wiszący nad biurkiem zegar wskazywał pierwszą po południu. Lada chwila zjawi się mama z najdroższym narzeczonym, Jerome’em Nottem.
Jeżeli jeździ Astonem Martinem to musi być najdroższy.
Zerknęłam w lustro i zobaczyłam bladą, wystraszoną twarz.
Duchy z pokoju Diletty przeprowadziły się do jej lustra i będą ją teraz nękać za każdym razem gdy będzie chciała się umalować. Jak po raz dwudziesty pójdzie do szkoły ze źle zrobionym makijażem, to może zrozumie swoje grzechy.
A gdyby upozorować chorobę? Nie musiałabym się specjalnie wysilać, wystarczyłoby wskoczyć pod kołdrę i jęczeć najgłośniej, jak się da.
Jęczozja to bardzo groźna, zakaźna choroba, przenoszona przez werbalny kontakt z chorym. W niedługim czasie może doprowadzić do przykrych konsekwencji, mianowicie ciężkich bólów głowy oraz uszkodzenia słuchu. Te następstwa nie odnoszą się jednak do zarażonego, lecz do osób przebywających w pobliżu.
Jeśli chciałabyś upozorować chorobę psychiczną, to rzeczywiście nie musisz się szczególnie starać. Wystarczy, że wyjdziesz z pokoju i powiesz „Widzę zmarłych ludzi.”.
Z drugiej strony, czy sądzisz, że jeśli będziesz udawać przeziębienie to twoja matka zerwie zaręczyny, by móc się zajmować tylko tobą? Czy może liczysz na to, że Jerome zostawi twoją matkę, gdy dowie się, że ma prawie dorosłą córkę chorą na katar?
Albo, jak to się mawiało u mnie w podstawówce, na zapalenie skarpetek.
Westchnęłam. To by było nie fair. Mamie wolno przecież ułożyć sobie życie z mężczyzną, przy którym czuje się szczęśliwa.
Twoja choroba by jej to udaremniła?
As I said…
Skoro zaś wybrała akurat Notta…
Przecież go jeszcze nawet nie znasz!
Może jej się nazwisko nie podoba?
Może jednak się do niego przekonam.
Jasne.
Wyszłam z sypialni, trzaskając drzwiami, i powoli zeszłam po schodach.
Bo całą energię włożyła w to trzaśnięcie.
Kretyńskie samooszukiwanie się. Nigdy nie należałam do zwolenników powtórnego… związku mamy.
Zwolennicy Powtórnego Związku Mamy? Było ich więcej? To jakaś grupa wsparcia?
A jeszcze w tym wieku? Przekroczyła już czterdziestkę, chociaż trzeba przyznać, że jej spojrzenie zachowało młodzieńczą siłę…
What… Przynajmniej połowa komedii romantycznych jest o kobietach po 40-stce.
Tak czy inaczej, nie umiałam pogodzić się z tym, że postanowiła ponownie zostać… żoną. Swoją drogą… byłam okrutna. I wybitnie egoistyczna.
I… nadużywałaś wielokropków.
Diletto ileż samokrytyki! Zaraz sobie roczny limit wyczerpiesz.
Chciałam mieć mamę tylko dla siebie, jak przez ostatnie dziewięć lat. Trudno nagle zrezygnować z miłości na wyłączność. Bardzo trudno.
Powiedziałabym coś filozoficznego o miłości… Ale nie chcę sobie strzępić języka.
Skierowałam się do kuchni. Musiałam coś przekąsić, z głodu aż burczało mi w brzuchu. Sięgnęłam do lodówki po butelkę czekoladowego jogurtu,
A co ze zdrowym odżywianiem?
Co zagranica to zagranica. W Polsce czegoś takiego nie widziałam. Czekoladowe mleko, serki, ale jogurt?! Będzie mnie to dręczyć do końca odcinka.
mocno nią wstrząsnęłam,
Jogurt. Shaken not stirred.
odłożyłam zakrętkę na blat i upiłam duży łyk, <GLUP!> uciszając żołądek.
Na wieki.
W tym momencie rozległ się hałas otwieranych drzwi wejściowych.
Hałas? Z czego macie zrobione drzwi?
Z kapsli po piwie. I one klekoczą jak się je otwiera.
Nie odrywając butelki od ust, wychyliłam głowę. Mama. Trzymała za rękę mężczyznę ubranego w eleganckie brązowe spodnie i błękitną koszulę.
Jerome Nott.
Twoja wyjątkowa zdolność rozpoznawania ludzi nie przestaje mnie zaskakiwać.
Ekhem, ekhem:
„Podniosłam wzrok. Noah Delling.”
„Zerwałam się i z ulgą odnotowałam, że to (…) kolega z klasy. Alois. Alois Petersen.”
„Zadygotałam. Przecież to… Alois Petersen.”
„Wtem dostrzegłam w tej nieostrej masie znajomą osobę o bladej cerze. Petersen. Alois.”
„Mama.”
„Jerome Nott.”
Aż jej po prostu zazdroszczę.
Naraz zakrztusiłam się, oblewając jogurtem.
Diletto nie trzymaj nas w niepewności! Co oblałaś? Siebie, podłogę, ekspres do kawy, którego nie  masz?
Egzamin z logiki.
Dorośli natychmiast odwrócili się w stronę kuchni.
Wzzzut!
„Target lockated. Fire in 3, 2, 1…”
– Diletta! – wykrzyknęła mama,
BUUUM!
puszczając dłoń Jerome’a i szybko podchodząc. – Wszystko dobrze? Możesz oddychać?
A jak ci się niby wydaje?
Diletta prawie umiera, ale wciąż stać ją na sarkazm. Doceńmy to.
Po kilku sekundach doszłam do siebie i bacznym spojrzeniem zmierzyłam stojącego niecałe trzy metry dalej mężczyznę. On również czujnie mi się przyglądał, lekko zaniepokojony tym atakiem kaszlu.
Przestraszył się, że to mogą być suchoty i że na pewno się zarazi.
Albo ebola.
Był przystojny… Oceniając po siateczce zmarszczek wokół ciemnych oczu,
Hm, Diletto… Trochę odmiennie rozumiemy przystojność.
Zapytam od razu: czy miał kokardki na wąsach?
trochę starszy od mamy. Miał bezsprzecznie miłą twarz, o wysokim czole, prostym, proporcjonalnym nosie i kwadratowej, odrobinę wystającej brodzie. Sprawiał wrażenie sympatycznego, wręcz dobrodusznego. Jedyne, co mi się w nim nie spodobało, to zbyt wąskie usta.
Niezastąpiona, (nie)utalentowana plastycznie Cynders przedstawia:

Nieśmiało pozdrowił mnie ręką.
– Co robisz w domu o tej porze? – spytała mama. – Myślałam, że kończysz lekcje dopiero za godzinę…
Muszę przyznać, że jestem wyjątkowo zawiedziona Twoją obecnością tutaj, córko.
Myślała, że będzie mogła być z Jeromem sam na sam.
– Puścili nas wcześniej – skłamałam bez wahania.
Ach Ty… Żadnych oporów.
Miałaś przecież udawać chorą?
Chyba uwierzyła. Widać zabrzmiało to wiarygodnie… Albo zbyt stresowała się obecnością narzeczonego, by denerwować się czymkolwiek innym.
– Diletto, przedstawiam ci Jerome’a. – Uśmiechnęła się z wysiłkiem. – Jer, to moja córka, Diletta.
Rany. Jer. Jak słodko.
Słodko to by było jakby mówiła do niego „Jam”, albo po prosu „pączusiu”.
Zbliżył się i uścisnął mi dłoń, za długo ją przytrzymując. Skrzywiłam się i skinęłam głową.
No nie, ściskał mi dłoń przez 7 sekund. Przesada.
– Miło cię poznać. Mariel opowiadała, że jesteś ładna, lecz opis stanowczo nie dorównuje rzeczywistości.
Dobrze wychowany i średnio oryginalny.
Kochana Diletto, nie jesteś najlepszą osobą, by oceniać czyjąś oryginalność. Zastanów się, jaką jesteś boCHaterką.
Co druga napotkana osoba mówi D., że jest bardzo ładna i dlatego uważa to za średnio oryginalny komplement.
Ale komplement nie Wystarczy (grrr…), by zdobyć moje zaufanie, ty cholerny uzurpatorze.
– Powinnaś się przebrać – zauważyła mama, znacząco patrząc na zaplamioną koszulę. – My tymczasem nakryjemy do stołu.
– Dobra, już idę.
Z godnością odwróciłam się i poszłam na górę, głośno stawiając kroki. Może nieco przesadziłam z tym tupaniem.
W sumie trochę szkoda tych dziur w stopniach.
Diletta tupała tak bardzo, że zamiast do swojego pokoju dotarła do piwnicy.
Zamknąwszy drzwi do sypialni, zaczęłam się powoli rozbierać, nie zadając sobie trudu, żeby poskładać brudne ubranie. Po prostu rzucałam wszystko na podłogę.
 Kiedy zostałam w samej tylko bieliźnie i cienkiej koszulce owiniętej wokół szyi,
Nie przesadzaj; to prawda, że Cię nie lubię, ale nie musisz z tego powodu definitywnie ze sobą kończyć!
doszedł mnie brzęk tłuczonego szkła, a potem stłumione przekleństwo.
Znieruchomiałam, dostrzegając za zbitą szybą okna wpatrujące się we mnie zielone oczy.
I tylko oczy. Bez właściciela.
Od razu je rozpoznałam.
– Alois… Petersen?
Diletty zdolność rozpoznawania ludzi STRIKES BACK!
Na twarzy klasowego kolegi pojawił się anielski uśmiech.
Jeszcze rano uważałaś, że jest drapieżny, a nie anielski. Ogarnij się.
– Och! – krzyknął, udając zakłopotanie. – Co za niespodzianka! Mieszkasz tu?

Uznałam pytanie za zbyt retoryczne, by na nie odpowiadać.
Nie wiedziałam, że można stopniować „retoryczność” pytania.
Szybko spuściłam koszulkę, rozzłoszczona i czerwona ze wstydu, zastanawiając się, od jakiego czasu bezczelnie mi się przygląda.
Tak od trzech lat przynajmniej…
Rany!
To ich jest więcej? Myślałam, że twoim jedynym problemem jest ręka smętnie zwisająca na kawałku skóry.
Przecież on siedzi na gałęzi!
Masz pokój na piętrze, a on zagląda ci przez okno. Spodziewałaś się że lewituje?
– Śledziłeś mnie? – pisnęłam z oburzeniem. – Tak czy nie?
Wzruszył ramionami i przejechał dłonią po jasnych włosach.
– To… z przyzwyczajenia.
Alois w poprzednim wcieleniu pracował jako szpieg czy paparazzi?
Suchar za:
3…
2…
1…
Jako śledź.


Ostrzegałam.
– Mam rozumieć, że zajmujesz się podglądaniem dziewczyn, kiedy się przebierają?
– Wyłącznie tych, które mogą pochwalić się niebagatelnym potencjałem fizycznym. Jakkolwiek przypuszczalnie trudno ci się z tym pogodzić, nie zaliczasz się do tej grupy.
– Co w takim razie robisz na drzewie? – burknęłam, nie czując się bynajmniej urażona.
– Lubię chodzić po konarach.
Najgorsze wytłumaczenie w historii beznadziejnych wytłumaczeń. Powinien jeszcze dodać: „Szedłem sobie właśnie na spacer, gdy nagle poczułem przemożną ochotę wspięcia się na drzewo. A ponieważ mijałem właśnie, całkiem przypadkowo, twój dom i zobaczyłem ten wspaniały buk/dąb/kasztanowiec… Sama rozumiesz…”
No nie. Przegina. Jeżeli za sekundę stąd nie zniknie, wrzasnę wystarczająco głośno, by zaalarmować mamę i Jerome’a. Oskarżę Aloisa o molestowanie.
– Wynoś się, bardzo cię proszę – wycedziłam.
Tak kulturalnie wrzeszczysz? Diletto, podziwiam Cię.
– To się nazywa włamanie.
– Mylisz się – odparł. – To by się nazywało włamanie, jeślibym znajdował się w twoim pokoju, a jak widzisz, nie wszedłem do środka.
Ale wybiłeś szybę i miałeś taki zamiar. Nie mów, że Imperatyw twierdzi co innego.
– A nie powinieneś przypadkiem być teraz w szkole?
– A ty?
I <3 Słabe Dialogi
Diletta - mistrzyni ciętej riposty.
Głęboko nabrałam powietrza i na wszelki wypadek dałam krok w tył.
Nasza euforia po tym, jak Diletta pewnego dnia ZROBIŁA krok, już minęła.
Szykuje się do wrzasku życia. Zatkajcie uszy!
– Po co przyszedłeś?
To wszystko na co cię stać D.? Serio? Jestem głęboko rozczarowana.
Przestał się uśmiechać i dostrzegłam w jego źrenicach onieśmielający błysk. Zaniepokoiło mnie to spojrzenie.
Jakby mi groził.
– Chcę zerknąć na ranę.
Nie, błagam! Oszczędźcie mi już tego!
Alois obiecał, że będzie sprawdzał, czy Diletta dobrze się opiekuje to raną i jak widać wywiązuje się ze swojego zadania.
Posłusznie pokazałam mu zaczerwienioną rękę.
„Zaczerwienioną”, hę?
To eufemizm.
– Nie postanowiliśmy puścić całego zdarzenia w niepamięć? – wymamrotałam, tracąc nagle pewność siebie.
To ty ją kiedykolwiek miałaś? Jeśli tak to w niezauważalnych ilościach, więc strata jest niewielka.
– Owszem… Ale zmieniłem zdanie. – Obejrzał zadraśnięcie,
Żeby to tylko było zadraśnięcie…
 a następnie westchnął z rezygnacją, identycznie jak rano. – Bez problemów się nie obędzie…
Ja widzę już trzy duże problemy w tym jednym pokoju: Ty, Aloisie, Diletta i jej ręka, która pragnie się uwolnić.
Zapomniałaś o zjawach, które pewnie stoją teraz pod drzewem i czekają, aż Alois wróci ze zwiadu.
– Że co?
– Nic. Nieważne. Przynajmniej chwilowo.
Uniósł się i znienacka wskoczył do pokoju.
Jak rącza gazela!
Myślałam, że siedział na gałęzi.
– Co ty wyrabiasz? – krzyknęłam. – Nie pozwoliłam ci wejść!
Ale w głębi duszy tylko o tym marzyłaś.
Bez słowa padł w jej rozpostarte ramiona i obsypał ją gradem pocałunków. Co ta książka robi z moim mózgiem.
na łóżko i zaczął rozglądać się po sypialni z zainteresowaniem sugerującym, że spodziewa się odkryć coś o fundamentalnym wręcz znaczeniu.
Maść na odcięte kończyny jest mile widziana.
– Matko, jaki koszmar – mruknął. – Co to niby jest? Zamach na estetykę?

Nic dodać, nic ująć
– Nie prosiłam cię o opinię, Petersen – prychnęłam.
– Wiem, Mair, i niespecjalnie mnie obchodzi, czy poprosisz, czy nie.
Now kiss! (nie żebym ich shipowała, ale w końcu musi do tego dojść…)
Miarka się wreszcie przebrała. Trzęsąc się z gniewu, irytacji i tym podobnych emocji, wskazałam mu okno.
Tym podobne emocje to szczególnie negatywne uczucie. Zapamiętajcie.
– Wynocha!
– Rety, nie wkurzaj się tak! – Skrzywił się z rozbawieniem. – Wiele dziewczyn wpadłoby w zachwyt, gdybym wylądował u nich w łóżku.
Nie wiem jak by to było, gdybyś lądował helikopterem.
– Z przykrością stwierdzam, że ja nie wpadłam.
Och, słaby sarkazm nisko lata, będzie deszcz.
– Oj, złamałaś mi serce…
Hohohohohohoho!
Setnie się ubawiłam.
Przymknęłam oczy, usiłując się opanować.
– Petersen…
– No już, znikam. – Zerwał się, a wszedłszy na parapet, odwrócił głowę i powiedział:
- Żegnaj, Diletto. Zawsze Cię kochałem, ale skoro mnie odrzucasz… To koniec.
– Jeszcze jedno. Udawaj, że ich nie widzisz. W przeciwnym wypadku je zdenerwujesz.
– Kogo? – zdziwiłam się.
Myśl, myśl…
Pewnie chodzi mu o jego fanki.
– Niedługo odejdę – wyjaśnił, ignorując pytanie
Och, jak ostatecznie to zabrzmiało!
Nie będziemy tęsknić.

 – i wolałbym uniknąć konieczności poświęcenia czasu, który mi pozostał, na opiekę nad tobą.
Teraz już kompletnie się zgubiłam.
Słuchaj Królika, to nigdy się nie zgubisz.
„O mapie trudno rzec, że coś mniej więcej mówi Ci. Zapomnieć przy niej maaasz o intuicjiii!”
„Bo mapa wiarygodnym jest, jednym i dokładnym, tak jak mało co, świadectweeem twojej pozycjiiiii!”[i]
– O czym ty… – zawołałam, kończąc zdanie przeraźliwym wrzaskiem, gdy rzucił się z okna.
Czego wrzeszczysz, przecież to właśnie chciałaś żeby zrobił.
Wychyliłam się zatrwożona, wypatrując nieruchomego ciała,
W tym wypadku mogła o już być krwawa plama.
Diletta mieszka na 30 piętrze?
lecz zobaczyłam tylko zgnieciony krzak,
Po upadku Alois zmienił się w krzak? Nareszcie zaczyna się dziać coś niezwykłego.
jakby coś… lub raczej ktoś na niego upadł. Po Aloisie nie było nawet śladu.
Niemożliwe…
Niemożliwe staje się możliwe!
Cofnęłam się, niczego nie pojmując.
Nihil novi, dziecinko.
Nagły przypływ adrenaliny spowodował, że ledwo trzymałam się na nogach. Wtem w pokoju rozległa się chwytliwa muzyczka dzwoniącej komórki.
Chwytliwa muzyczka, jak ładnie… <3
Pewnie jeden z tych upiorny utworów, które się do człowieka przyczepiają i nawiedzają go kiedy próbuje spać…
Wzdrygnęłam się i prędko podeszłam do biurka, na którym wibrujący telefon zataczał koła wokół własnej osi.
Czyżby z prędkością około 1667  km/h?
Chwyciwszy aparat, nacisnęłam klawisz z zieloną słuchawką.
Jestem wdzięczna za ten drobiazgowy opis.
Dzięki temu wiesz, że odebrała to połączenie, a nie wysłała sygnał zajętości.
Odetchnęłam z ulgą, kiedy rozpoznałam głos Noaha.
– Cześć! Bałem się, że nie odbierzesz…
Roześmiałam się, wyciągając na łóżku.
Co wyciągając? Z czego?
Żyły z rany.
Od razu jednak przypomniałam sobie, że niedawno leżał tu Alois, i błyskawicznie się podniosłam.
Będziesz musiała dać pościel do prania na pewno naniósł jakiegoś świństwa.
Żeby tylko do prania… Pościel musi przejść zabiegi dezynfekcji, dezynsekcji, dekontaminacji, deratyzacji…
– No co ty… Dlaczego miałabym nie odebrać?
– Uciekłaś dziś tak niespodziewanie… Sądziłem, że…
Pomyślał sobie, że już go nie lubisz.
– Racja – przerwałam, przytykając dłoń do czoła. Jak mogłam zapomnieć o niefortunnym zachowaniu sprzed kilku godzin…?
Zginęło wśród nadmiaru wielokropków.
Diletta miała dziś dużo przeżyć, a nie jest w stanie zapamiętać za wielu rzeczy na raz.
 – Przepraszam. Nie chciałam cię zaniepokoić.
Głośno westchnął. Ogarnęły mnie wyrzuty sumienia.
I dobrze. Mam nadzieję, że to z tego powodu, że masz destrukcyjny wpływ na MOJĄ PSYCHIKĘ.
– Ja… znaczy my… nie zamierzaliśmy ci przeszkodzić – wyszeptał wolno. – Przykro mi, jeśli tak się stało.
– Weź przestań, Noah. Przeszkodzić? Niby kiedy?
Tym „weź przestań” zafundowałaś mi właśnie wysypkę.
– Po wuefie, gdy… rozmawiałaś z Aloisem.
Stłumiłam jęk złości. Moi przyjaciele najwidoczniej uznali, że romansuję z tym aroganckim kretynem.
Kwestia czasu, kochana.
As I said many, many times.
– Dostało się nam później od Febe – kontynuował Noah. – Oznajmiła, że jesteśmy niedojrzałymi idiotami, dodatkowo ślepymi i pozbawionymi uczuć. Bo wmieszaliśmy się w spotkanie dwojga zakochanych.
Jedyną ślepą osobą w tym towarzystwie wydaje mi się być Febe. Co Diletta będzie musiała zrobić, żeby wytłumaczyć jej, że nie kocha Aloisa? Wepchnąć go pod pociąg?
– Rany,
Wiem że cały czas jesteś ciężko ranna, ale przestań przypominać o tym na każdym kroku.
 ale się przejęła… – mruknęłam ironicznie i nagle z całą siłą dotarł do mnie sens ostatniego słowa, którego użył. – Zakochanych? Serio uważasz, że zależy mi na Aloisie?
– A nie? – spytał Noah po chwili ciszy.
Noah też do najbardziej spostrzegawczych nie należy.
– Jasne, że nie! – zapewniłam, nieświadomie unosząc głos.
Uniosła go i odłożyła na najwyższą półkę.
Mam nadzieję, że przez jakiś czas nie będzie go stamtąd zdejmować.
Roześmiał się z wyraźną ulgą.
– Nie zrozum mnie źle, Diletta, ale cieszę się – wyznał wreszcie.
Odniosłam wrażenie, że mówi szczerze.
Zapewne się mylisz.
„Everybody lies.” jak to mawiał pewien znany lekarz.
– Dobra już, dobra. – Zerknęłam na wpółotwarte drzwi. Mama czeka w salonie ze swoim…
A może twoim? Kto to wie?
narzeczonym. Powinnam się pospieszyć; bez wątpienia zastanawia się, dlaczego tak długo zwlekam.
Nie przejmuj się, twoja matka jest świadoma, że nastolatki potrzebują półgodziny by wyszykować sobie odpowiedni „out fit”.
 – Coś jeszcze? Muszę kończyć…
Noah odchrząknął. Ciekawe… Zwykle odchrząkuje wtedy, kiedy ma do powiedzenia coś naprawdę ważnego.
I prycha, kiedy chce powiedzieć coś obraźliwego. I kaszle, gdy zaczyna mówić o szkole.
– Ja…
Aha, rzeczywiście arcyważne.
„Ja, ja i tylko ja! (…) Chyba solipsyzmem to nazywają.”[ii]
Moglibyśmy spotkać się dziś w nocy?
Oniemiałam. Spotkać się? Tylko we dwoje? W nocy? To nie wygląda na zwykłą prośbę.
No popatrz…
Ktoś tu szybko kojarzy fakty…
– Oczywiście, czemu nie – odparłam. – Noah… nic złego się nie dzieje?
Między nami…
Ekhem, ekhem, ekheeeem…
– Skąd! – zawołał, ewidentnie podenerwowany. – Nie, nic się nie martw. W sumie chodzi o głupstwo, lecz… w każdym razie… O jedenastej przed wejściem do szkoły?
– Zgoda. Jesteśmy umówieni.
CO?! Umawia się z tobą w nocy przed szkolą, a ty nie masz żadnych pytań? Tak po prostu się zgadzasz? Przecież są setki lepszych miejsc gdzie można się spotykać w nocy: cmentarz, kostnica, w ostateczności nocne kluby.
– Dzięki. Do zobaczenia.
– Pa.
Odłożyłam telefon na łóżko i dłuższą chwilę się w niego wpatrywałam, zupełnie nie wiedząc, jak zinterpretować ostatnią część tej rozmowy.
Zacznij od określenia problematyki i tematu.
A przecież Noah należał do wąskiego grona osób, które dotąd potrafiłam rozszyfrować bez problemu.
Dlaczego zaproponował tak późną godzinę? I równie odosobnione nocą miejsce?
Medycyna rozkłada ręce.
Wasza szkoła znajduje się dziesięć kilometrów za miastem, w środku lasu?
Ponownie spojrzałam w kierunku drzwi. Jeśli zaraz nie pojawię się w salonie, mama się wścieknie…
Co ty, ona tam teraz przeżywa przyjemne chwile z fajnym facetem. Dlaczego miałaby chcieć, żebyś jej w tym przeszkadzała?
Trudno, bardziej przejmuję się teraz inną sprawą. Zapomniałam nawet o Aloisie Petersenie i o przedpołudniowych zdarzeniach.
Coś masz strasznie krótką pamięć, dziecko. Proponuję wizytę u specjalisty.
Chyba nie do końca zapomniałaś, skoro właśnie o nich wspomniałaś.
Powoli zaczęłam wybierać numer. Ze wzburzenia trzęsły mi się ręce i pomyliłam cyfry, toteż powtórzyłam operację.
Dziękuję po raz ko… Albo nieważne.
Me, meee, me.
– Halo?
– Cześć, Febe. To ja, Diletta.
Cóż, Diletta musi jakoś radzić sobie z trudną sztuką przedstawiania się, bo Febe nie posiada niestety tej nadprzyrodzonej zdolności rozpoznawania ludzi.
Tak to jest gdy się jest wyjątkowym.
Wrzasnęła na całe gardło.
D. jednak tej sztuki nie opanowała.
A może przedstawia się tak:

A może jej przyjaciółka ma zaburzenia psychiczne?
Musiałam odsunąć komórkę na odległość prawie metra,
Prawie metra, czyli nie mniej nie więcej tylko 86,356 cm.
by dać błonom bębenkowym odpocząć po tym brutalnym ataku.
Ach te środki artystycznego wyrazu! Czy „odpoczywające błony bębenkowe” nie są ujmującą animizacją?
– Przestań się drzeć! Ogłuchnę przez ciebie!
Skoro twoje błony bębenkowe już odpoczywają, to znaczy, że Febe przestała się drzeć chwilę temu. Masz opóźniony refleks.
– Przepraszam, przepraszam… To wina cHama.
cHam właśnie morduje siostrę niezaostrzonym ołówkiem, ale ona ma jeszcze dość sił, by odebrać ostatni telefon. Doceńmy to.
Usłyszałam odgłosy przepychanki. cHam chyba starał się wyrwać siostrze aparat, a ta usiłowała do tego nie dopuścić.
To niesamowite. Tell me more.
– Ochłonęłaś już – szepnęła zaintrygowana – czy dalej wspominasz, jak fantastycznie było całować się z Aloisem?
Zapraszam do galerii. Temat wystawy: reakcja na inteligencję Febe.
 
 
Z irytacją wzniosłam oczy na sufit.
– Febe, mówię serio, nie całowałam się z Petersenem. Odpuść sobie.
– Kłam-czu-cha. Niby więc co robiliście tacy przytuleni na szkolnym boisku?
Wystawy ciąg dalszy.
 
 
– Wcale się nie przytulaliśmy, tylko…
W tym momencie mama zawołała mnie tonem wskazującym, że jej cierpliwość się wyczerpała. Powinnam wreszcie zejść. Ani chybi za parę minut z furią wparuje do pokoju.
Kim jest furia? Przyjaciółka Ani Chybi, jak rozumiem?
Wydawało mi się, że furie to postacie z mitologii…
– Nieważne – mruknęłam. – Dzwonię w innej sprawie.
– Dawaj.
– Właśnie rozmawiałam z Noahem i… kiedy wyjaśniłam, że nie spotykam się z Petersenem… Nie przerywaj… Umówił się ze mną… na dwudziestą trzecią pod szkołą. Nie pojmuję, czego może chcieć.
Ja chyba wiem…
Chce się włamać do szkolnych dokumentów, a ty posłużysz mu jako dywersja.
Febe milczała, w przeciwieństwie do cHama, który pytał raz za razem:
– No i? No i?
Co on taki przejęty?
Mam wrażenie, że cHam i Febe mają po pięć lat. Jeszcze chwila i polecą pisać „Alois + Diletta = WNM” na wszystkich murach i chodnikach w mieście. Kolorową kredą.
– Febe?
– Tak?
– Jesteś tam?
– Mniej więcej – odparła,
Została tylko głowa i ręka trzymająca słuchawkę, a reszta wyleciała w kosmos.
A może Febe stoi w drzwiach i połowa jej jest w tym samym pokoju co telefon, a druga połowa już nie?
a po kilku kolejnych sekundach ciszy wykrzyknęła: – Kurczę! Jakim cudem masz tyle szczęścia?!
– Szczęścia? – zdziwiłam się.
– Szczęścia, Diletta! Przecież to oczywiste! Poprosi, żebyś została jego dziewczyną żoną/przynętą!

Zadrżałam, czerwieniąc się.
– Nie…
– A właśnie, że tak! – pisnęła. – Matko! Przeklęta szczęściara! Czym ty się dziś rano spryskałaś? Wabiącym wszystkich przedstawicieli męskiego gatunku eliksirem?
Masz na myśli dezodorant?

– Febe! Nie gadaj głupot!
Robi to od początku waszej rozmowy i do tej pory ci to nie przeszkadzało.
– burknęłam. – Nie nazwałabym się szczęściarą. Noah mnie zupełnie nie interesuje… Nie w tym sensie.
A to feler.
A w jakim sensie cię interesuje, jeśli można wiedzieć?
– Nie?
– Nie.
Westchnęła. Niemal zobaczyłam, jak zmartwiona kręci głową.
– Musisz więc jasno postawić sprawę. Nie wolno robić mu fałszywych nadziei.
Ciotka Febe radzi.
Przymknęłam powieki. Cholera, tego tylko brakowało… Przyjaciel postanowił nagle wyznać mi miłość.
Naprawdę wierzysz w to co mówi Febe? Przecież ona jest święcie przekonana, że lecisz na Aloisa! Ja obstaję przy mojej wersji.
Prawdziwa wisienka na torcie cierpienia.
– Diletta?
– Hm…?
– Nie powinnaś się skarżyć, przeżywasz chyba niesamowicie emocjonujący dzień.
Kiedy człowiek ma w ciągu jednego dnia do napisania trzy kolokwia, to też przeżywa „niesamowicie emocjonujący dzień”. I jakoś tak nikt się nie dziwi, jak się skarży.
Z rezygnacją położyłam palec na klawiszu z czerwoną słuchawką.
Trzymałaś tak ten palec przez 10 minut, które Febe spędziła na rozpaczliwych krzykach: „Halo? HALOOO!”
– Określenie „kiepski” jest stanowczo bliższe obiektywnej ocenie.



[i] „Niezwykła przygoda Kubusia Puchatka”
[ii] Andrzej Ziemiański, „Achaja”

***

Sponsorem dzisiejszego odcinka jest Lew Tołstoj.
Co na to Tołstoj?
„No i co? Jak ci się podoba nasza świątynia próżniactwa?”


L. Tołstoj „Anna Karenina”