sobota, 7 lutego 2015

Bo umarło, czyli poznajcie Inteligentną Febe /część IV/

Witajcie! Trochę czasu minęło, ale wracamy! Miało teraz nastąpić łzawe pożegnanie z Dilettą, ale okazuje się, że to nie takie proste. Wzruszający „last gudbaj” czeka Was więc w następnym odcinku (już na pewno). Dzisiaj jednak otrzymacie garść informacji na temat domu Diletty, matki Diletty, przemyśleń Diletty, cierpienia Diletty… I oczywiście STRASZNEJ RANY Diletty. Będzie też trochę o estetyce i zaprosimy Was do galerii sztuki nowoczesnej.
Zapraszamy do lektury!

ROZDZIAŁ TRZECI
Randka
Diletta
Spałam nieco ponad godzinę. Kiedy otworzyłam oczy, rozejrzałam się dookoła, szukając duchów, ale w pokoju nie znajdowało się nic prócz mebli.
Tak się dziwnie złożyło, że zniknęły ściany, okna i drzwi. Tak się dziwnie złożyło, że zniknęły ściany, okna i drzwi.
Ta powtórka jest celowa?
Właściwie to nie wiem, dlaczego się to zdanie zdublowało, ale skoro tak jest, to niech zostanie.
Łóżko Diletty dryfowało na środku jeziora, wypchnięte tam przez sprytne, rude bliźniaczki. Ewentualnie unosiło się w próżni i niebycie.
Wiszący nad biurkiem zegar wskazywał pierwszą po południu. Lada chwila zjawi się mama z najdroższym narzeczonym, Jerome’em Nottem.
Jeżeli jeździ Astonem Martinem to musi być najdroższy.
Zerknęłam w lustro i zobaczyłam bladą, wystraszoną twarz.
Duchy z pokoju Diletty przeprowadziły się do jej lustra i będą ją teraz nękać za każdym razem gdy będzie chciała się umalować. Jak po raz dwudziesty pójdzie do szkoły ze źle zrobionym makijażem, to może zrozumie swoje grzechy.
A gdyby upozorować chorobę? Nie musiałabym się specjalnie wysilać, wystarczyłoby wskoczyć pod kołdrę i jęczeć najgłośniej, jak się da.
Jęczozja to bardzo groźna, zakaźna choroba, przenoszona przez werbalny kontakt z chorym. W niedługim czasie może doprowadzić do przykrych konsekwencji, mianowicie ciężkich bólów głowy oraz uszkodzenia słuchu. Te następstwa nie odnoszą się jednak do zarażonego, lecz do osób przebywających w pobliżu.
Jeśli chciałabyś upozorować chorobę psychiczną, to rzeczywiście nie musisz się szczególnie starać. Wystarczy, że wyjdziesz z pokoju i powiesz „Widzę zmarłych ludzi.”.
Z drugiej strony, czy sądzisz, że jeśli będziesz udawać przeziębienie to twoja matka zerwie zaręczyny, by móc się zajmować tylko tobą? Czy może liczysz na to, że Jerome zostawi twoją matkę, gdy dowie się, że ma prawie dorosłą córkę chorą na katar?
Albo, jak to się mawiało u mnie w podstawówce, na zapalenie skarpetek.
Westchnęłam. To by było nie fair. Mamie wolno przecież ułożyć sobie życie z mężczyzną, przy którym czuje się szczęśliwa.
Twoja choroba by jej to udaremniła?
As I said…
Skoro zaś wybrała akurat Notta…
Przecież go jeszcze nawet nie znasz!
Może jej się nazwisko nie podoba?
Może jednak się do niego przekonam.
Jasne.
Wyszłam z sypialni, trzaskając drzwiami, i powoli zeszłam po schodach.
Bo całą energię włożyła w to trzaśnięcie.
Kretyńskie samooszukiwanie się. Nigdy nie należałam do zwolenników powtórnego… związku mamy.
Zwolennicy Powtórnego Związku Mamy? Było ich więcej? To jakaś grupa wsparcia?
A jeszcze w tym wieku? Przekroczyła już czterdziestkę, chociaż trzeba przyznać, że jej spojrzenie zachowało młodzieńczą siłę…
What… Przynajmniej połowa komedii romantycznych jest o kobietach po 40-stce.
Tak czy inaczej, nie umiałam pogodzić się z tym, że postanowiła ponownie zostać… żoną. Swoją drogą… byłam okrutna. I wybitnie egoistyczna.
I… nadużywałaś wielokropków.
Diletto ileż samokrytyki! Zaraz sobie roczny limit wyczerpiesz.
Chciałam mieć mamę tylko dla siebie, jak przez ostatnie dziewięć lat. Trudno nagle zrezygnować z miłości na wyłączność. Bardzo trudno.
Powiedziałabym coś filozoficznego o miłości… Ale nie chcę sobie strzępić języka.
Skierowałam się do kuchni. Musiałam coś przekąsić, z głodu aż burczało mi w brzuchu. Sięgnęłam do lodówki po butelkę czekoladowego jogurtu,
A co ze zdrowym odżywianiem?
Co zagranica to zagranica. W Polsce czegoś takiego nie widziałam. Czekoladowe mleko, serki, ale jogurt?! Będzie mnie to dręczyć do końca odcinka.
mocno nią wstrząsnęłam,
Jogurt. Shaken not stirred.
odłożyłam zakrętkę na blat i upiłam duży łyk, <GLUP!> uciszając żołądek.
Na wieki.
W tym momencie rozległ się hałas otwieranych drzwi wejściowych.
Hałas? Z czego macie zrobione drzwi?
Z kapsli po piwie. I one klekoczą jak się je otwiera.
Nie odrywając butelki od ust, wychyliłam głowę. Mama. Trzymała za rękę mężczyznę ubranego w eleganckie brązowe spodnie i błękitną koszulę.
Jerome Nott.
Twoja wyjątkowa zdolność rozpoznawania ludzi nie przestaje mnie zaskakiwać.
Ekhem, ekhem:
„Podniosłam wzrok. Noah Delling.”
„Zerwałam się i z ulgą odnotowałam, że to (…) kolega z klasy. Alois. Alois Petersen.”
„Zadygotałam. Przecież to… Alois Petersen.”
„Wtem dostrzegłam w tej nieostrej masie znajomą osobę o bladej cerze. Petersen. Alois.”
„Mama.”
„Jerome Nott.”
Aż jej po prostu zazdroszczę.
Naraz zakrztusiłam się, oblewając jogurtem.
Diletto nie trzymaj nas w niepewności! Co oblałaś? Siebie, podłogę, ekspres do kawy, którego nie  masz?
Egzamin z logiki.
Dorośli natychmiast odwrócili się w stronę kuchni.
Wzzzut!
„Target lockated. Fire in 3, 2, 1…”
– Diletta! – wykrzyknęła mama,
BUUUM!
puszczając dłoń Jerome’a i szybko podchodząc. – Wszystko dobrze? Możesz oddychać?
A jak ci się niby wydaje?
Diletta prawie umiera, ale wciąż stać ją na sarkazm. Doceńmy to.
Po kilku sekundach doszłam do siebie i bacznym spojrzeniem zmierzyłam stojącego niecałe trzy metry dalej mężczyznę. On również czujnie mi się przyglądał, lekko zaniepokojony tym atakiem kaszlu.
Przestraszył się, że to mogą być suchoty i że na pewno się zarazi.
Albo ebola.
Był przystojny… Oceniając po siateczce zmarszczek wokół ciemnych oczu,
Hm, Diletto… Trochę odmiennie rozumiemy przystojność.
Zapytam od razu: czy miał kokardki na wąsach?
trochę starszy od mamy. Miał bezsprzecznie miłą twarz, o wysokim czole, prostym, proporcjonalnym nosie i kwadratowej, odrobinę wystającej brodzie. Sprawiał wrażenie sympatycznego, wręcz dobrodusznego. Jedyne, co mi się w nim nie spodobało, to zbyt wąskie usta.
Niezastąpiona, (nie)utalentowana plastycznie Cynders przedstawia:

Nieśmiało pozdrowił mnie ręką.
– Co robisz w domu o tej porze? – spytała mama. – Myślałam, że kończysz lekcje dopiero za godzinę…
Muszę przyznać, że jestem wyjątkowo zawiedziona Twoją obecnością tutaj, córko.
Myślała, że będzie mogła być z Jeromem sam na sam.
– Puścili nas wcześniej – skłamałam bez wahania.
Ach Ty… Żadnych oporów.
Miałaś przecież udawać chorą?
Chyba uwierzyła. Widać zabrzmiało to wiarygodnie… Albo zbyt stresowała się obecnością narzeczonego, by denerwować się czymkolwiek innym.
– Diletto, przedstawiam ci Jerome’a. – Uśmiechnęła się z wysiłkiem. – Jer, to moja córka, Diletta.
Rany. Jer. Jak słodko.
Słodko to by było jakby mówiła do niego „Jam”, albo po prosu „pączusiu”.
Zbliżył się i uścisnął mi dłoń, za długo ją przytrzymując. Skrzywiłam się i skinęłam głową.
No nie, ściskał mi dłoń przez 7 sekund. Przesada.
– Miło cię poznać. Mariel opowiadała, że jesteś ładna, lecz opis stanowczo nie dorównuje rzeczywistości.
Dobrze wychowany i średnio oryginalny.
Kochana Diletto, nie jesteś najlepszą osobą, by oceniać czyjąś oryginalność. Zastanów się, jaką jesteś boCHaterką.
Co druga napotkana osoba mówi D., że jest bardzo ładna i dlatego uważa to za średnio oryginalny komplement.
Ale komplement nie Wystarczy (grrr…), by zdobyć moje zaufanie, ty cholerny uzurpatorze.
– Powinnaś się przebrać – zauważyła mama, znacząco patrząc na zaplamioną koszulę. – My tymczasem nakryjemy do stołu.
– Dobra, już idę.
Z godnością odwróciłam się i poszłam na górę, głośno stawiając kroki. Może nieco przesadziłam z tym tupaniem.
W sumie trochę szkoda tych dziur w stopniach.
Diletta tupała tak bardzo, że zamiast do swojego pokoju dotarła do piwnicy.
Zamknąwszy drzwi do sypialni, zaczęłam się powoli rozbierać, nie zadając sobie trudu, żeby poskładać brudne ubranie. Po prostu rzucałam wszystko na podłogę.
 Kiedy zostałam w samej tylko bieliźnie i cienkiej koszulce owiniętej wokół szyi,
Nie przesadzaj; to prawda, że Cię nie lubię, ale nie musisz z tego powodu definitywnie ze sobą kończyć!
doszedł mnie brzęk tłuczonego szkła, a potem stłumione przekleństwo.
Znieruchomiałam, dostrzegając za zbitą szybą okna wpatrujące się we mnie zielone oczy.
I tylko oczy. Bez właściciela.
Od razu je rozpoznałam.
– Alois… Petersen?
Diletty zdolność rozpoznawania ludzi STRIKES BACK!
Na twarzy klasowego kolegi pojawił się anielski uśmiech.
Jeszcze rano uważałaś, że jest drapieżny, a nie anielski. Ogarnij się.
– Och! – krzyknął, udając zakłopotanie. – Co za niespodzianka! Mieszkasz tu?

Uznałam pytanie za zbyt retoryczne, by na nie odpowiadać.
Nie wiedziałam, że można stopniować „retoryczność” pytania.
Szybko spuściłam koszulkę, rozzłoszczona i czerwona ze wstydu, zastanawiając się, od jakiego czasu bezczelnie mi się przygląda.
Tak od trzech lat przynajmniej…
Rany!
To ich jest więcej? Myślałam, że twoim jedynym problemem jest ręka smętnie zwisająca na kawałku skóry.
Przecież on siedzi na gałęzi!
Masz pokój na piętrze, a on zagląda ci przez okno. Spodziewałaś się że lewituje?
– Śledziłeś mnie? – pisnęłam z oburzeniem. – Tak czy nie?
Wzruszył ramionami i przejechał dłonią po jasnych włosach.
– To… z przyzwyczajenia.
Alois w poprzednim wcieleniu pracował jako szpieg czy paparazzi?
Suchar za:
3…
2…
1…
Jako śledź.


Ostrzegałam.
– Mam rozumieć, że zajmujesz się podglądaniem dziewczyn, kiedy się przebierają?
– Wyłącznie tych, które mogą pochwalić się niebagatelnym potencjałem fizycznym. Jakkolwiek przypuszczalnie trudno ci się z tym pogodzić, nie zaliczasz się do tej grupy.
– Co w takim razie robisz na drzewie? – burknęłam, nie czując się bynajmniej urażona.
– Lubię chodzić po konarach.
Najgorsze wytłumaczenie w historii beznadziejnych wytłumaczeń. Powinien jeszcze dodać: „Szedłem sobie właśnie na spacer, gdy nagle poczułem przemożną ochotę wspięcia się na drzewo. A ponieważ mijałem właśnie, całkiem przypadkowo, twój dom i zobaczyłem ten wspaniały buk/dąb/kasztanowiec… Sama rozumiesz…”
No nie. Przegina. Jeżeli za sekundę stąd nie zniknie, wrzasnę wystarczająco głośno, by zaalarmować mamę i Jerome’a. Oskarżę Aloisa o molestowanie.
– Wynoś się, bardzo cię proszę – wycedziłam.
Tak kulturalnie wrzeszczysz? Diletto, podziwiam Cię.
– To się nazywa włamanie.
– Mylisz się – odparł. – To by się nazywało włamanie, jeślibym znajdował się w twoim pokoju, a jak widzisz, nie wszedłem do środka.
Ale wybiłeś szybę i miałeś taki zamiar. Nie mów, że Imperatyw twierdzi co innego.
– A nie powinieneś przypadkiem być teraz w szkole?
– A ty?
I <3 Słabe Dialogi
Diletta - mistrzyni ciętej riposty.
Głęboko nabrałam powietrza i na wszelki wypadek dałam krok w tył.
Nasza euforia po tym, jak Diletta pewnego dnia ZROBIŁA krok, już minęła.
Szykuje się do wrzasku życia. Zatkajcie uszy!
– Po co przyszedłeś?
To wszystko na co cię stać D.? Serio? Jestem głęboko rozczarowana.
Przestał się uśmiechać i dostrzegłam w jego źrenicach onieśmielający błysk. Zaniepokoiło mnie to spojrzenie.
Jakby mi groził.
– Chcę zerknąć na ranę.
Nie, błagam! Oszczędźcie mi już tego!
Alois obiecał, że będzie sprawdzał, czy Diletta dobrze się opiekuje to raną i jak widać wywiązuje się ze swojego zadania.
Posłusznie pokazałam mu zaczerwienioną rękę.
„Zaczerwienioną”, hę?
To eufemizm.
– Nie postanowiliśmy puścić całego zdarzenia w niepamięć? – wymamrotałam, tracąc nagle pewność siebie.
To ty ją kiedykolwiek miałaś? Jeśli tak to w niezauważalnych ilościach, więc strata jest niewielka.
– Owszem… Ale zmieniłem zdanie. – Obejrzał zadraśnięcie,
Żeby to tylko było zadraśnięcie…
 a następnie westchnął z rezygnacją, identycznie jak rano. – Bez problemów się nie obędzie…
Ja widzę już trzy duże problemy w tym jednym pokoju: Ty, Aloisie, Diletta i jej ręka, która pragnie się uwolnić.
Zapomniałaś o zjawach, które pewnie stoją teraz pod drzewem i czekają, aż Alois wróci ze zwiadu.
– Że co?
– Nic. Nieważne. Przynajmniej chwilowo.
Uniósł się i znienacka wskoczył do pokoju.
Jak rącza gazela!
Myślałam, że siedział na gałęzi.
– Co ty wyrabiasz? – krzyknęłam. – Nie pozwoliłam ci wejść!
Ale w głębi duszy tylko o tym marzyłaś.
Bez słowa padł w jej rozpostarte ramiona i obsypał ją gradem pocałunków. Co ta książka robi z moim mózgiem.
na łóżko i zaczął rozglądać się po sypialni z zainteresowaniem sugerującym, że spodziewa się odkryć coś o fundamentalnym wręcz znaczeniu.
Maść na odcięte kończyny jest mile widziana.
– Matko, jaki koszmar – mruknął. – Co to niby jest? Zamach na estetykę?

Nic dodać, nic ująć
– Nie prosiłam cię o opinię, Petersen – prychnęłam.
– Wiem, Mair, i niespecjalnie mnie obchodzi, czy poprosisz, czy nie.
Now kiss! (nie żebym ich shipowała, ale w końcu musi do tego dojść…)
Miarka się wreszcie przebrała. Trzęsąc się z gniewu, irytacji i tym podobnych emocji, wskazałam mu okno.
Tym podobne emocje to szczególnie negatywne uczucie. Zapamiętajcie.
– Wynocha!
– Rety, nie wkurzaj się tak! – Skrzywił się z rozbawieniem. – Wiele dziewczyn wpadłoby w zachwyt, gdybym wylądował u nich w łóżku.
Nie wiem jak by to było, gdybyś lądował helikopterem.
– Z przykrością stwierdzam, że ja nie wpadłam.
Och, słaby sarkazm nisko lata, będzie deszcz.
– Oj, złamałaś mi serce…
Hohohohohohoho!
Setnie się ubawiłam.
Przymknęłam oczy, usiłując się opanować.
– Petersen…
– No już, znikam. – Zerwał się, a wszedłszy na parapet, odwrócił głowę i powiedział:
- Żegnaj, Diletto. Zawsze Cię kochałem, ale skoro mnie odrzucasz… To koniec.
– Jeszcze jedno. Udawaj, że ich nie widzisz. W przeciwnym wypadku je zdenerwujesz.
– Kogo? – zdziwiłam się.
Myśl, myśl…
Pewnie chodzi mu o jego fanki.
– Niedługo odejdę – wyjaśnił, ignorując pytanie
Och, jak ostatecznie to zabrzmiało!
Nie będziemy tęsknić.

 – i wolałbym uniknąć konieczności poświęcenia czasu, który mi pozostał, na opiekę nad tobą.
Teraz już kompletnie się zgubiłam.
Słuchaj Królika, to nigdy się nie zgubisz.
„O mapie trudno rzec, że coś mniej więcej mówi Ci. Zapomnieć przy niej maaasz o intuicjiii!”
„Bo mapa wiarygodnym jest, jednym i dokładnym, tak jak mało co, świadectweeem twojej pozycjiiiii!”[i]
– O czym ty… – zawołałam, kończąc zdanie przeraźliwym wrzaskiem, gdy rzucił się z okna.
Czego wrzeszczysz, przecież to właśnie chciałaś żeby zrobił.
Wychyliłam się zatrwożona, wypatrując nieruchomego ciała,
W tym wypadku mogła o już być krwawa plama.
Diletta mieszka na 30 piętrze?
lecz zobaczyłam tylko zgnieciony krzak,
Po upadku Alois zmienił się w krzak? Nareszcie zaczyna się dziać coś niezwykłego.
jakby coś… lub raczej ktoś na niego upadł. Po Aloisie nie było nawet śladu.
Niemożliwe…
Niemożliwe staje się możliwe!
Cofnęłam się, niczego nie pojmując.
Nihil novi, dziecinko.
Nagły przypływ adrenaliny spowodował, że ledwo trzymałam się na nogach. Wtem w pokoju rozległa się chwytliwa muzyczka dzwoniącej komórki.
Chwytliwa muzyczka, jak ładnie… <3
Pewnie jeden z tych upiorny utworów, które się do człowieka przyczepiają i nawiedzają go kiedy próbuje spać…
Wzdrygnęłam się i prędko podeszłam do biurka, na którym wibrujący telefon zataczał koła wokół własnej osi.
Czyżby z prędkością około 1667  km/h?
Chwyciwszy aparat, nacisnęłam klawisz z zieloną słuchawką.
Jestem wdzięczna za ten drobiazgowy opis.
Dzięki temu wiesz, że odebrała to połączenie, a nie wysłała sygnał zajętości.
Odetchnęłam z ulgą, kiedy rozpoznałam głos Noaha.
– Cześć! Bałem się, że nie odbierzesz…
Roześmiałam się, wyciągając na łóżku.
Co wyciągając? Z czego?
Żyły z rany.
Od razu jednak przypomniałam sobie, że niedawno leżał tu Alois, i błyskawicznie się podniosłam.
Będziesz musiała dać pościel do prania na pewno naniósł jakiegoś świństwa.
Żeby tylko do prania… Pościel musi przejść zabiegi dezynfekcji, dezynsekcji, dekontaminacji, deratyzacji…
– No co ty… Dlaczego miałabym nie odebrać?
– Uciekłaś dziś tak niespodziewanie… Sądziłem, że…
Pomyślał sobie, że już go nie lubisz.
– Racja – przerwałam, przytykając dłoń do czoła. Jak mogłam zapomnieć o niefortunnym zachowaniu sprzed kilku godzin…?
Zginęło wśród nadmiaru wielokropków.
Diletta miała dziś dużo przeżyć, a nie jest w stanie zapamiętać za wielu rzeczy na raz.
 – Przepraszam. Nie chciałam cię zaniepokoić.
Głośno westchnął. Ogarnęły mnie wyrzuty sumienia.
I dobrze. Mam nadzieję, że to z tego powodu, że masz destrukcyjny wpływ na MOJĄ PSYCHIKĘ.
– Ja… znaczy my… nie zamierzaliśmy ci przeszkodzić – wyszeptał wolno. – Przykro mi, jeśli tak się stało.
– Weź przestań, Noah. Przeszkodzić? Niby kiedy?
Tym „weź przestań” zafundowałaś mi właśnie wysypkę.
– Po wuefie, gdy… rozmawiałaś z Aloisem.
Stłumiłam jęk złości. Moi przyjaciele najwidoczniej uznali, że romansuję z tym aroganckim kretynem.
Kwestia czasu, kochana.
As I said many, many times.
– Dostało się nam później od Febe – kontynuował Noah. – Oznajmiła, że jesteśmy niedojrzałymi idiotami, dodatkowo ślepymi i pozbawionymi uczuć. Bo wmieszaliśmy się w spotkanie dwojga zakochanych.
Jedyną ślepą osobą w tym towarzystwie wydaje mi się być Febe. Co Diletta będzie musiała zrobić, żeby wytłumaczyć jej, że nie kocha Aloisa? Wepchnąć go pod pociąg?
– Rany,
Wiem że cały czas jesteś ciężko ranna, ale przestań przypominać o tym na każdym kroku.
 ale się przejęła… – mruknęłam ironicznie i nagle z całą siłą dotarł do mnie sens ostatniego słowa, którego użył. – Zakochanych? Serio uważasz, że zależy mi na Aloisie?
– A nie? – spytał Noah po chwili ciszy.
Noah też do najbardziej spostrzegawczych nie należy.
– Jasne, że nie! – zapewniłam, nieświadomie unosząc głos.
Uniosła go i odłożyła na najwyższą półkę.
Mam nadzieję, że przez jakiś czas nie będzie go stamtąd zdejmować.
Roześmiał się z wyraźną ulgą.
– Nie zrozum mnie źle, Diletta, ale cieszę się – wyznał wreszcie.
Odniosłam wrażenie, że mówi szczerze.
Zapewne się mylisz.
„Everybody lies.” jak to mawiał pewien znany lekarz.
– Dobra już, dobra. – Zerknęłam na wpółotwarte drzwi. Mama czeka w salonie ze swoim…
A może twoim? Kto to wie?
narzeczonym. Powinnam się pospieszyć; bez wątpienia zastanawia się, dlaczego tak długo zwlekam.
Nie przejmuj się, twoja matka jest świadoma, że nastolatki potrzebują półgodziny by wyszykować sobie odpowiedni „out fit”.
 – Coś jeszcze? Muszę kończyć…
Noah odchrząknął. Ciekawe… Zwykle odchrząkuje wtedy, kiedy ma do powiedzenia coś naprawdę ważnego.
I prycha, kiedy chce powiedzieć coś obraźliwego. I kaszle, gdy zaczyna mówić o szkole.
– Ja…
Aha, rzeczywiście arcyważne.
„Ja, ja i tylko ja! (…) Chyba solipsyzmem to nazywają.”[ii]
Moglibyśmy spotkać się dziś w nocy?
Oniemiałam. Spotkać się? Tylko we dwoje? W nocy? To nie wygląda na zwykłą prośbę.
No popatrz…
Ktoś tu szybko kojarzy fakty…
– Oczywiście, czemu nie – odparłam. – Noah… nic złego się nie dzieje?
Między nami…
Ekhem, ekhem, ekheeeem…
– Skąd! – zawołał, ewidentnie podenerwowany. – Nie, nic się nie martw. W sumie chodzi o głupstwo, lecz… w każdym razie… O jedenastej przed wejściem do szkoły?
– Zgoda. Jesteśmy umówieni.
CO?! Umawia się z tobą w nocy przed szkolą, a ty nie masz żadnych pytań? Tak po prostu się zgadzasz? Przecież są setki lepszych miejsc gdzie można się spotykać w nocy: cmentarz, kostnica, w ostateczności nocne kluby.
– Dzięki. Do zobaczenia.
– Pa.
Odłożyłam telefon na łóżko i dłuższą chwilę się w niego wpatrywałam, zupełnie nie wiedząc, jak zinterpretować ostatnią część tej rozmowy.
Zacznij od określenia problematyki i tematu.
A przecież Noah należał do wąskiego grona osób, które dotąd potrafiłam rozszyfrować bez problemu.
Dlaczego zaproponował tak późną godzinę? I równie odosobnione nocą miejsce?
Medycyna rozkłada ręce.
Wasza szkoła znajduje się dziesięć kilometrów za miastem, w środku lasu?
Ponownie spojrzałam w kierunku drzwi. Jeśli zaraz nie pojawię się w salonie, mama się wścieknie…
Co ty, ona tam teraz przeżywa przyjemne chwile z fajnym facetem. Dlaczego miałaby chcieć, żebyś jej w tym przeszkadzała?
Trudno, bardziej przejmuję się teraz inną sprawą. Zapomniałam nawet o Aloisie Petersenie i o przedpołudniowych zdarzeniach.
Coś masz strasznie krótką pamięć, dziecko. Proponuję wizytę u specjalisty.
Chyba nie do końca zapomniałaś, skoro właśnie o nich wspomniałaś.
Powoli zaczęłam wybierać numer. Ze wzburzenia trzęsły mi się ręce i pomyliłam cyfry, toteż powtórzyłam operację.
Dziękuję po raz ko… Albo nieważne.
Me, meee, me.
– Halo?
– Cześć, Febe. To ja, Diletta.
Cóż, Diletta musi jakoś radzić sobie z trudną sztuką przedstawiania się, bo Febe nie posiada niestety tej nadprzyrodzonej zdolności rozpoznawania ludzi.
Tak to jest gdy się jest wyjątkowym.
Wrzasnęła na całe gardło.
D. jednak tej sztuki nie opanowała.
A może przedstawia się tak:

A może jej przyjaciółka ma zaburzenia psychiczne?
Musiałam odsunąć komórkę na odległość prawie metra,
Prawie metra, czyli nie mniej nie więcej tylko 86,356 cm.
by dać błonom bębenkowym odpocząć po tym brutalnym ataku.
Ach te środki artystycznego wyrazu! Czy „odpoczywające błony bębenkowe” nie są ujmującą animizacją?
– Przestań się drzeć! Ogłuchnę przez ciebie!
Skoro twoje błony bębenkowe już odpoczywają, to znaczy, że Febe przestała się drzeć chwilę temu. Masz opóźniony refleks.
– Przepraszam, przepraszam… To wina cHama.
cHam właśnie morduje siostrę niezaostrzonym ołówkiem, ale ona ma jeszcze dość sił, by odebrać ostatni telefon. Doceńmy to.
Usłyszałam odgłosy przepychanki. cHam chyba starał się wyrwać siostrze aparat, a ta usiłowała do tego nie dopuścić.
To niesamowite. Tell me more.
– Ochłonęłaś już – szepnęła zaintrygowana – czy dalej wspominasz, jak fantastycznie było całować się z Aloisem?
Zapraszam do galerii. Temat wystawy: reakcja na inteligencję Febe.
 
 
Z irytacją wzniosłam oczy na sufit.
– Febe, mówię serio, nie całowałam się z Petersenem. Odpuść sobie.
– Kłam-czu-cha. Niby więc co robiliście tacy przytuleni na szkolnym boisku?
Wystawy ciąg dalszy.
 
 
– Wcale się nie przytulaliśmy, tylko…
W tym momencie mama zawołała mnie tonem wskazującym, że jej cierpliwość się wyczerpała. Powinnam wreszcie zejść. Ani chybi za parę minut z furią wparuje do pokoju.
Kim jest furia? Przyjaciółka Ani Chybi, jak rozumiem?
Wydawało mi się, że furie to postacie z mitologii…
– Nieważne – mruknęłam. – Dzwonię w innej sprawie.
– Dawaj.
– Właśnie rozmawiałam z Noahem i… kiedy wyjaśniłam, że nie spotykam się z Petersenem… Nie przerywaj… Umówił się ze mną… na dwudziestą trzecią pod szkołą. Nie pojmuję, czego może chcieć.
Ja chyba wiem…
Chce się włamać do szkolnych dokumentów, a ty posłużysz mu jako dywersja.
Febe milczała, w przeciwieństwie do cHama, który pytał raz za razem:
– No i? No i?
Co on taki przejęty?
Mam wrażenie, że cHam i Febe mają po pięć lat. Jeszcze chwila i polecą pisać „Alois + Diletta = WNM” na wszystkich murach i chodnikach w mieście. Kolorową kredą.
– Febe?
– Tak?
– Jesteś tam?
– Mniej więcej – odparła,
Została tylko głowa i ręka trzymająca słuchawkę, a reszta wyleciała w kosmos.
A może Febe stoi w drzwiach i połowa jej jest w tym samym pokoju co telefon, a druga połowa już nie?
a po kilku kolejnych sekundach ciszy wykrzyknęła: – Kurczę! Jakim cudem masz tyle szczęścia?!
– Szczęścia? – zdziwiłam się.
– Szczęścia, Diletta! Przecież to oczywiste! Poprosi, żebyś została jego dziewczyną żoną/przynętą!

Zadrżałam, czerwieniąc się.
– Nie…
– A właśnie, że tak! – pisnęła. – Matko! Przeklęta szczęściara! Czym ty się dziś rano spryskałaś? Wabiącym wszystkich przedstawicieli męskiego gatunku eliksirem?
Masz na myśli dezodorant?

– Febe! Nie gadaj głupot!
Robi to od początku waszej rozmowy i do tej pory ci to nie przeszkadzało.
– burknęłam. – Nie nazwałabym się szczęściarą. Noah mnie zupełnie nie interesuje… Nie w tym sensie.
A to feler.
A w jakim sensie cię interesuje, jeśli można wiedzieć?
– Nie?
– Nie.
Westchnęła. Niemal zobaczyłam, jak zmartwiona kręci głową.
– Musisz więc jasno postawić sprawę. Nie wolno robić mu fałszywych nadziei.
Ciotka Febe radzi.
Przymknęłam powieki. Cholera, tego tylko brakowało… Przyjaciel postanowił nagle wyznać mi miłość.
Naprawdę wierzysz w to co mówi Febe? Przecież ona jest święcie przekonana, że lecisz na Aloisa! Ja obstaję przy mojej wersji.
Prawdziwa wisienka na torcie cierpienia.
– Diletta?
– Hm…?
– Nie powinnaś się skarżyć, przeżywasz chyba niesamowicie emocjonujący dzień.
Kiedy człowiek ma w ciągu jednego dnia do napisania trzy kolokwia, to też przeżywa „niesamowicie emocjonujący dzień”. I jakoś tak nikt się nie dziwi, jak się skarży.
Z rezygnacją położyłam palec na klawiszu z czerwoną słuchawką.
Trzymałaś tak ten palec przez 10 minut, które Febe spędziła na rozpaczliwych krzykach: „Halo? HALOOO!”
– Określenie „kiepski” jest stanowczo bliższe obiektywnej ocenie.



[i] „Niezwykła przygoda Kubusia Puchatka”
[ii] Andrzej Ziemiański, „Achaja”

***

Sponsorem dzisiejszego odcinka jest Lew Tołstoj.
Co na to Tołstoj?
„No i co? Jak ci się podoba nasza świątynia próżniactwa?”


L. Tołstoj „Anna Karenina”

2 komentarze:

  1. Bardzo ciekawy blog! Na początku przeraziła mnie długość jednego wpisu, ale po przeczytaniu już kilku pierwszych linijek, bardzo mi się spodobał! Liczę na kolejne zabawne komentarze w przyszłości i mam nadzieję, że kiedyś zamieścicie tu książkę którą przeczytałam i którą znam :) Powodzenia :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy za miłe słowa ;D Z książką o Dilettcie już kończymy, a nie wiemy jeszcze co będzie następne - dlatego wszelkie sugestie są mile widziane :)

      Usuń