piątek, 27 lutego 2015

Bo umarło, czyli ale tu DUSZNO /część V (ostatnia!)/

To dziś ten dzień! To tylko kwestia chwili, a wszystko SKOŃCZY SIĘ... Mamy już dość Diletty i jej cierpienia. Dlatego dzisiaj się z nią definitywnie ŻEGNAMY (chociaż kto wie, może się kiedyś jeszcze gościnnie pojawi?). Wszystko kończy się w arcyciekawym momencie - wybuchy, huragany, fruwające kontenery na śmieci to tylko przedsmak tego, co Was dzisiaj czeka. 

Autopromocja
Zrealizowałyśmy w końcu pomysły, z jakimi nosiłyśmy się od jakiegoś czasu i założyłyśmy blogi satelickie. Cynders zaprasza na stronę z recenzjami wszystkiego, co nie ucieka wystarczająco szybko:
a Trillian na bloga zawierającego jej rysunki (czyli obrazy świata przefiltrowanego przez oko biologa i nie tylko):
Koniec autopromocji

Zapraszamy do lektury!

Alois
Rany, ale wieje.
Na dobre zawitała jesień.
Jak w Kubusiu Puchatku: „A dziś jest… pierwszy dzień jesieni!”
I do tego „wiatrodzień”
Najpierw nadciągnęło zimno, a teraz rozszalały się wichury.
Czy Alois został Jarosławem Kretem?
A może Ziemowitem Pędziwiatrem?
Najwyraźniej postawiły sobie za cel pozrywać z drzew żółtawe liście i obnażyć średnio nadające się na kryjówkę obumierające szkielety.

Na szczęście okazowi, na którym usiadłem, pozostało jeszcze wystarczająco dużo sił, by oprzeć się atakom wiatru.
Ta książka jest tak poetycka, że Mickiewiczowi nie pozostaje nic innego jak tylko siąść i płakać nad własnym brakiem talentu.
Przeczytałam „nad brakiem Internetu”…
Z tego powodu też mógł płakać.
 Sennie wpatrywałem się w horyzont. Lubiłem przebywać w miejscach, do jakich żywi nie umieją dostać się bez użycia różnych absurdalnych konstrukcji czy innego rodzaju pomocy.
Drabina jest rzeczywiście czymś tak absurdalnym…
Nie chcę wyjść na osobę, która się przechwala, ale wspięcie się na drzewo (pod warunkiem, że to nie palma, albo takie śmieszne kolczaste drzewa z czasów mastodontów) nie jest jakimś „nadludzkim” osiągnięciem. Nawet ja to potrafię.
Wtem doszedł mnie znajomy głos.
Szedł i szedł… W końcu doszedł, na szczęście.
Usiadł obok na gałęzi, która niepokojąco zatrzeszczała.
Gdy się nachyliłem, dostrzegłem wysokiego, nieco niezdarnego chłopaka. Właśnie oparł się o pień „mojego” drzewa,
Sami widzicie, jak głęboko potrzeba posiadania własności prywatnej jest zakorzeniona w człowieku. Szach mat, komuniści!
Z czego Alois wnioskuje, że chłopak jest niezdarny, skoro tylko opiera się o drzewo? Czy można to robić w niezdarny sposób?
z komórką przy uchu.
Ta informacja jest kluczowa, żebyśmy mogli rozpoznać kim jest ów młody człowiek.
Ostrożnie kucnąłem, uważając, by nie narobić hałasu i odgiąłem jedną z wciąż pokrytych brązowymi liśćmi gałęzi.
Noah Delling, przyjaciel Diletty Mair.
Alois też posiada niezwykłą zdolność rozpoznawania ludzi. Czyżby była to domena głUwnych boChaterów?
Często widywałem ich razem.
Świadczy to o twojej spostrzegawczości, brawo.
To niesamowite, opowiedz nam więcej… Albo może lepiej już nic nie mów.
Plotkowano, że skończą jako para. Pasują do siebie, oboje idealnie przeciętni. Noah ponadto sprawia wrażenie zbyt czarującego, by uwierzyć w jego szczerość.
Czyli jednak nie jest aż tak przeciętny, skoro nie jest do końca szczery…
Szczególnie czarująca jest jego niezdarność.
Wytężyłem słuch.
– …po wuefie, gdy… rozmawiałaś z Aloisem. Dostało się nam później od Febe. Oznajmiła, że jesteśmy niedojrzałymi idiotami, dodatkowo ślepymi i pozbawionymi uczuć. Bo wmieszaliśmy się w spotkanie dwojga zakochanych.
Uniosłem brwi.
A potem z całej siły rzuciłem nimi w Noaha. Co to za insynuacje! JA, Boski Alois i Przeciętna Diletta Mair? Nigdy!
Odgadłem, kogo ma na linii, i zaśmiałem się pod nosem, tak absurdalne wydało mi się przypuszczenie, że kręcę z Dilettą Mair. Serio sądzą, że upadłem równie nisko?
Znają cię przecież na wylot.
Przenigdy nie potrafiłbym…
Aż się wzdrygnąłem.
Jak się będziesz tak kręcić to zaraz upadniesz bardzo nisko ze „swojego” drzewa.
I może dobrze, będzie spokój.
Mair to tylko istota ludzka. Nikt więcej. Znajdowała się kilka szczebli pode mną.
Aha! Drabina wydaje ci się absurdalną konstrukcją, ale to nie przeszkadza Ci w stosowaniu analogii.
Nie poruszaliśmy się po tym samym torze.
Alois uważa, że drabina i tory kolejowe to to samo. Fakt, wyglądają nawet podobnie:
– Nie zrozum mnie źle, Diletta. Ale cieszę się.
Łatwo się domyślić, skąd ta radość. Ani chybi
Jak miło znowu spotkać Anię Chybi.
Mair zareagowała podobnie jak ja na insynuacje swoich kretyńskich przyjaciół odnośnie do charakteru łączącej nas znajomości.
A więc jaki charakter ma wasza znajomość? Choleryczny, flegmatyczny czy melancholijny?
– Ja… Moglibyśmy spotkać się dziś w nocy?
O proszę, to znacznie bardziej intrygujące. Czyli plotki się potwierdzą.
Diletta Mair i Noah Delling zaczną ze sobą chodzić. Może chłopak obawiał się, że odbiję mu przyjaciółeczkę, a zorientowawszy się, że nie jestem konkurentem, nabrał odwagi, by zdradzić jej, co czuje.
Cóż za wnikliwa analiza. Długo nad tym myślałeś?
Ależ romantyczne. Zbiera się na wymioty.
Myślałam, że zanosi się na deszcz.
Przepraszam, ale brak podmiotu w tym wyrażeniu wprowadził mnie w konsternację. Komu się zbiera? Aloisowi, czy jakoś tak… hm… ogólnie?
– O jedenastej przed wejściem do szkoły?
Zabawne. Ten człowiek ma nierówno pod sufitem. Kto przy zdrowych zmysłach umawia się z dziewczyną w środku nocy pod szkołą?
Jak to kto? Kujoni. Na pewno Noah chce pouczyć się z Dilettą matematyki.
Idiota.
Dostojewski. A o co chodzi?
– Dzięki. Do zobaczenia.
Odsunął się od drzewa, schował komórkę do kieszeni, ostrożnie rozejrzał się i uśmiechnął.
Dziwnym uśmiechem.
Noah musiał rozejrzeć się, sprawdzić czy nikt nie patrzy i dopiero wtedy mógł użyć swojego Dziwnego Uśmiechu.
Może uśmiecha się podobnie jak D. parę odcinków temu i straszy tym małe dzieci?
Nagle skulił się, a jego grzbiet przeciął promień światła.
O nie, czy skoro go „przeciął” to Noah do końca książki będzie, wzorem Diletty, narzekać na swoje straszne rany?
Grzbiet? Noah jest psem?
Zamarłem.
Przecież i tak już nie żyjesz.
Zatkał usta pięścią, zapewne tłumiąc okrzyk rozdzierającego go od środka bólu.
Co zabrzmiało mniej więcej tak: <YMGH!>
To i tak nie może się równać z cierpieniem jakiego doświadczyła D., nawet nie próbuj z nią konkurować!
 Cicho, niemal bezgłośnie zajęczał, po czym gwałtownie wygiął się w łuk i tym razem z pleców wydobyły się dwa ogromne świetlne prostokąty,
<wzuuut!>
rozpościerając się po obu stronach ciała i otaczając je niby lśniący płaszcz.
Dwa świetlne prostokąty używane jako płaszcz. Hm… Brzmi praktycznie.
Niemożliwe. On nie…
Wyprostował się, stając na czubkach palców. Doskonale widziałem teraz to, w co przekształciły się czworokąty światła.
W płaszcz, już to powiedziałeś.
W skrzydła. Białe skrzydła. To Anioł.
Kurczę.
Zamachał nimi i lekko wzniósł się w powietrze. Skryłem się między gałęziami, przygotowany na odparcie ewentualnego ataku. Niepotrzebnie. Noah, o ile rzeczywiście tak się nazywa,
Jeżeli czaisz się na drzewie i obawiasz się, że ktoś może cię zaatakować, to rozważanie tego jak naprawdę ma na imię jest rzeczywiście sprawą kluczową.
odleciał, nie
zauważywszy mnie. Stopniowo zlewał się z jasnym niebem, aż wreszcie zniknął.
Na pewno nikt tego nie zauważył. Na pewno.
To dlatego, że wszyscy patrzyli na siedzącego na drzewie, jak małpa, Aloisa, a straż miejska i pożarna były już w drodze.
Cholera.
Anioł…
I wybierał się na spotkanie z Mair. Oj, Diletta, Diletta… ale się zdziwisz.
Tak jak wszyscy czytelnicy. Takiego plot-twistu nie spodziewał się zupełnie nikt.
Że skoro Diletta jest nienormalna to otaczają ją również nienormalni? Tego się akurat spodziewałam.
Zacisnąłem zęby i uderzyłem dłonią w pień.
Czyżbyś przejmował się losem Diletty? To ciekawe, bo cały czas zapewniasz nas, jak mało cię ona i wszyscy inni ludzie obchodzą.
Obyś umiała szybko biegać. Inaczej mu się nie wymkniesz.
Co Ci zależy? Przecież to tylko głupia, przeciętna D.
Diletta
Pogoda się pogorszyła
Przykro.
Smuteczek.
Smagał mnie silny wiatr, targając włosy, które niczym ciemna zasłona
Zasłaniały i zaciemniały Ci świat, który i tak sam w sobie był zły i ciemny.
opadały na oczy, i zmieniając spódnicę w wirujący, krępujący nogi kawał materiału.
Chwila, chwila, chwila – chcesz powiedzieć, że to twoje włosy są tak niesforne, że zamieniają spódnicę w wirujący kawałek materiału?
Bo normalnie spódnica nie była zwykłym kawałkiem materiału, tylko tkaniną utkaną z cierpienia.
Szłam z trudem, uchylając się przed fruwającymi plastikowymi torebkami i drobnymi elementami okolicznych budów. Czy chodzi jej o cegły?
Bum! Bum! Bum! Pffffffffffffff! Trzask! Pachpachpachpach! Babach! Dudddudududum! (Sami widzicie – D. jest pod ostrzałem).
Swoją drogą, mam problem z ostatnim słowem w tym zdaniu. Czy Dilettcie chodziło o fruwające fragmenty pewnej polskiej miejscowości błędnie zwanej Budowo? Czy może to jednak drobne elementy ludzi o nazwisku Buda…?
Po prawie wymarłej ulicy przesuwał się od czasu do czasu popychany wichrem kontener na śmieci.

Robi się niebezpiecznie.
Cegły nisko latają, a po ulicy jeździ kontener na śmieci. Nie jestem oczywiście meteorologiem, ale według mnie zapowiada się niezły huragan.
Miałam złe przeczucia.
Powinnam była posłuchać mamy i zostać w domu. Noah zrozumiałby, gdybym wyjaśniła, że wolałabym nie umierać przygnieciona przez gałąź. No dobra, wolałabym być przygnieciona przez kontener na śmieci, ale takie wytłumaczenie zabrzmiałoby kuriozalnie.
W czasie huraganu? No owszem. W takiej sytuacji powinnaś raczej wspomnieć o latających samochodach.
Ale mogłam wspomnieć o zakazie wychodzenia w tygodniu.
Masz szlaban? A za co?
Zresztą mama naprawdę nie chciała mnie puścić.
Akurat jej się nie dziwię.
Pomógł Jerome, który z wyszukaną grzecznością poprosił ją, by się jednak zgodziła.
- Szanowna Pani raczy jednak wypuścić panienkę Dilettę na spotkanie z zacnym młodzieńcem. Jestem przekonany, iż panienka Diletta jest rozsądną młodą damą i dobrze wykorzysta ten czas. 
On też nie polubił D. i liczy na to, że przygniecie ją spadający z nieba fortepian/sejf. A wtedy jej matka nie będzie już musiała się zajmować tą upierdliwą smarkulą i będą mieli więcej czasu na randkowanie.
Seems legit.
Nie żebym nie doceniała tego wsparcia, w końcu to miłe z jego strony, lecz bynajmniej nie zamierzam nagle zaakceptować Notta. Co to, to nie!
O nie mój drogi! O nie mój drogi!
Musiał się mocniej postarać.
Czy jak kupi ci porsche to wystarczy?
Denerwowałam się. Nie przygotowałam sobie przemowy.
I wszystko jasne! Noah i Diletta idą na noce spotkanie kółka dyskusyjnego. Nuuuda.
Ale co właściwie powinnam powiedzieć Noahowi?
I have a dream! That one day…
Że jest mi bardzo bliski, choć wyłącznie jako przyjaciel? Żałosne. Gorzej niż żałosne.
Nie... W Twoim przypadku? Nie, zupełnie nie.
Nie wypadało uraczyć go taką deklaracją po tylu latach znajomości.
To może Deklaracją Praw Człowieka?
Albo Deklaracją Niepodległości Stanów Zjednoczonych?
Więc… Jak zareagować? Noah miał w tych sprawach więcej doświadczenia, odrzucał już przecież zaloty dziewczyn…
Zastanawia mnie jedno. Jeżeli Noah jest niezdarny, to dlaczego zalecają się do niego dziewczyny? Może jestem dziwna i staroświecka, ale dla mnie facet fajtłapa nie jest w żadnym wypadku pociągający.
Mnie nikt nigdy nie wyznał, że budzę w nim głębsze uczucia.
We mnie budzisz bardzo głębokie. To nienawiść.
Przepraszam, jeden raz, w podstawówce. Pamiętam, że wołaliśmy na niego Coco-prosię-dłubie-w-nosie. Nasz związek ograniczył się do kilku całusów w policzek. Wkrótce okazało się, że zostałam wymieniona na Brigitte-rajstopkiw-kropki. Owe głupawe przezwiska były czymś zupełnie normalnym,
Zrób mi przyjemność i powiedz: jak brzmiało twoje?
Diletta-
podobnie jak sporadyczne i krótkotrwałe miłości.
Od tamtej pory nie miałam się czym pochwalić.
Tym też niekoniecznie musiałaś.
I to nie tylko w tej jednej dziedzinie.
Inna sprawa, że akurat ten temat dotąd nie spędzał mi snu z powiek. Zaś Febe wręcz przeciwnie.
Febe spędza Ci sen z powiek? Mnie też – zaczynam zastanawiać się, czy jej brak inteligencji nie stanowi przypadkiem jakiegoś zagrożenia dla społeczeństwa.
Obsesyjnie szukała księcia z bajki
Całowała wszystkie napotkane żaby.

i co rusz zawierała nowe znajomości, zazwyczaj powierzchowne, a w konsekwencji raniła
Oho, zaczyna się…
i siebie, i chłopaków. Wypłakiwała mi się potem na ramieniu,
Rany? Ramię Diletty? Przypadkowe zestawienie?
złorzecząc na męski gatunek. Te jej szlochy okazały się szczepionką chroniącą mnie przed decyzją pójścia o krok dalej w kontaktach z płcią przeciwną.
Szczepionka chroniąca przed pójściem do dosyć nowatorskie rozwiązanie.
Strzykawkę w tym przypadku wbija się w kolano, które puchnie do rozmiarów dojrzałego arbuza i skutecznie uniemożliwia chodzenie.
Teraz po raz pierwszy w życiu żałowałam, że brak mi praktyki…
Czułabym się pewniej, a tak trzęsłam się jak galareta.
Pojawiłam się pod szkołą piętnaście minut przed czasem. Usiadłam na schodach prowadzących do wejścia i oplotłam kolana rękoma. Wciąż mocno wiało,

Diletta, jak widać, lubuje się w eufemizmach.
a nocne powietrze stawało się coraz chłodniejsze.

Zimno.
Chciałam coś dodać, ale…
Me… Me, me?
Rozejrzałam się. Na szczęście nie dostrzegłam w pobliżu żadnego ducha. Dziwne. Odkąd wystraszyłam je przed południem, znikły.
Ach, to absolutnie innowacyjne podejście do znanych motywów – w tej książce to nie duchy straszą ludzi, lecz ludzie straszą duchy! Cóż za postęp!
Duchy siedzą teraz u Aloisa w domu i razem z nim knują przeciw Tobie.
Byłam za to oczywiście z całego serca wdzięczna. Perspektywa egzystowania bez ich towarzystwa nasuwała skojarzenia z rajem.
Ekhem… Nie jestem pewna, czy D. jest świadoma faktu, że raj jest miejscem, w którym przebywają DUSZE.
Wiesz dla niej rajem jest pusta ulica, więc…
Racja, zapomniałam.
Wtem coś uderzyło mnie w plecy i aż podskoczyłam, błyskawicznie się odwracając.
Odetchnęłam z ulgą. To tylko drzwi. Właśnie się uchyliły. Zaraz, zaraz.
No to właśnie czy zaraz?
Jakim cudem?
Woźny zapomniał zamknąć. Może się spieszył do chorego dziecka. Nie rób dramy.
Na wszelki wypadek nieco się odsunęłam, wpatrując się w nieprzeniknioną ciemność widoczną przez powiększającą się na skutek podmuchów wiatru szparę.
W tym samym czasie ciemność wpatrywała się w Dilettę.
Wygląda to na zaproszenie do wejścia…
Diletto, Dilettoooooo…! Weeeeeeeejdź…!
Z tyłu rozległ się nagle odgłos kroków i ledwo zdusiłam krzyk, rozpoznając Aloisa.
I znów mamy okazję podziwiać Diletty Niezwykłą Zdolność Rozpoznawania Ludzi.
Rozpoznała go po krokach? Ja moich kolegów z klasy nie umiałam tak odróżniać. Widać w ciągu tego jednego dnia Alois stał się D. bliższy niż chce przyznać.
No nie, to chyba żart, w dodatku wyjątkowo mało śmieszny.
Zaczęłam się naprawdę niepokoić.
Było siedzieć w domu?
Skuliłam się w tym samym momencie, w którym Petersen spojrzał w moją stronę. Raczej mnie nie zauważył, gdyż przy schodach rosły gęste krzaki,
Ty go oczywiście widziałaś mimo krzaków, bo masz Niesamowite Oczy o różnokolorowych tęczówkach.
Krzaki były jak lustro weneckie. Z jednej strony krzaki, z drugiej przezroczyste.
a jednak niespodziewanie zatrzymał się, nie spuszczając wzroku ze szkoły.
Może zobaczył otwarte drzwi? Albo tam wcale nie było krzaków?
Przezornie zakradłam się na czworakach do budynku, wycierając spódnicą brudną podłogę,
To piękne, że nawet w sytuacji ekstremalnej dbasz o porządek na terenie szkoły.
i ostrożnie zamknęłam drzwi.
Zapanowała cisza.
Oddychałam nienaturalnie
Wdychałam CO2 i wydychałam O2 .
szybko.
Ok, niech Ci będzie.
Co za paranoja. Chowałam się w pustej szkole, w środku nocy, przed prześladującym mnie nawiedzonym idiotą. Boże, można sobie wyobrazić lepsze zawiązanie akcji horroru?
Można, już nie kadź sobie tak, nie jesteś najlepsza we wszystkim.
Przymrużyłam oczy, policzyłam do dwudziestu, a następnie położyłam
dłonie na klamce.
Czyżby nadeszła pora na… DUMDUMDUM – poetycki opis klamki, pełniący funkcję retardacyjną?
Niestety, nie jestem dziś w nastroju.
Drżąc, nacisnęłam ją i pchnęłam drzwi.
I nic. Nie ustąpiły ani o milimetr.
Cholera.
Dla mnie to brzmi jak zawiązanie fabuły do parodii horroru: Diletta umawia się na randkę z Noahem w opuszczonej szkole. Gdy dociera na miejsce spotyka Aloisa, namolnego śledzia i ucieka przed nim do budynku, w którym przez własną głupotę się zatrzaskuje. Szkoła nawiedzana jest przez ducha piekielnego nauczyciela fizyki, który porywa D. i znęca się nad nią każąc rozwiązywać zadania z teorii względności przemieszanej z akustyką. Noah wyrusza na ratunek…
Natarłam z większą siłą, ignorując ostry ból w okolicach rany.
Dopiero po chwili zauważyłam, że moje ramię już od dawna nie łączy się z resztą organizmu, lecz smętnie leży na chodniku.
Chciałaś powiedzieć podłodze.
Aaa, bo D. jest już w szkole… Upsik. No, to niech będzie, że na podłodze.
Dlaczego się nie otworzyły?
Ponieważ, dum, dum, dum… są zamknięte!
O co chodzi?
O to, że pora na Wyjątkowo Dramatyczne Sceny.
Chciałam stąd wyjść! Natychmiast!
– Cholera… Cholera, szlag by to trafił!
Kilkakrotnie kopnęłam w drewniane skrzydło. Oczywiście na niewiele się to zdało.
Ja raz kopnęłam w ścianę. Dziura w niej przypomina mi o tym by więcej tego nie robić.
Wreszcie osunęłam się na posadzkę i ukryłam twarz w ramionach.
To wyjątkowe. Zwykli ludzie ukrywają twarz w dłoniach.
Aha, pamiętaj, że masz tylko jedno ramię.
Bałam się. Bardzo. Szkoła i tak nie zaliczała się do miejsc, w których przyjemnie przebywać, a co dopiero teraz, kiedy tkwiłam w niej sama jak palec, pogrążona w ciemnościach.
Z różnych miejsc w których można utknąć w nocy szkoła nie wydaje mi się takim złym. Popatrz na to z innej strony: to mogła być kostnica, dom pogrzebowy, zakład karny o zaostrzonym rygorze…
Opuszczony szpital psychiatryczny, żeby było tak kanonicznie.
Westchnęłam, postanawiając się podnieść.
Zaiste, czas na zmiany.
Siedzeniem raczej niczego się nie zdziała.
To jedno z tych zdań, które należałoby umieszczać jako złote myśli na pomnikach, obeliskach, odrzwiach itd.
Na makatkach.
Tuż obok takich bon motów jak ten:
Nie miałam pojęcia, gdzie znaleźć włączniki światła,
Prawdopodobnie są gdzieś niedaleko drzwi…
ale nieco dalej, w głównym korytarzu, powinno być odrobinę jaśniej: okna były tam wystarczająco duże, by wpuścić blask księżyca i latarni.
Ale jasne rób po swojemu.
„Rychłoż się zejdziem znów? Przy blasku księżyca  i latarni trzasku…”
Ruszyłam po omacku, z wyciągniętymi przed siebie rękoma,
Diletta:

obawiając się, że za moment na coś wpadnę… Albo na kogoś.
Bo w szkole o godzinie 23 jest tak tłoczno!
Parę minut zajęło mi przejście przez tę ścianę czerni.
Przez ścianę raczej ciężko się przechodzi. Chyba, że jesteś… DUCHEM.
Albo matką D. Pamiętasz?
A, faktycznie zupełnie zapomniałam. Małe przypomnienie:
Bo umarło, czyli mieszkam na cmentarzu /część I/:
– Nie powinnaś pić czarnej kawy – mruknęła mama, pojawiając się w kuchni.
Matka wleciała do kuchni przez ścianę.
Bo matka też jest zjawą. I boCHaterka, w przeciwieństwie do ZWYKŁYCH ludzi widzi swoją matkę.”
Nigdy jeszcze szkolny hol nie wydawał się tak ogromny i tak ponury. Jakbym znajdowała się w studni bez dna… Tyle że zamiast spadać, posuwałam się do przodu. Lepiej więc użyć określenia „niekończący się tunel”.
Lepiej nie używaj już żadnych określeń, bo zaczyna mnie od tego boleć głowa.
Czy widzisz światełko na końcu tego twojego tunelu?
Dotarłam do szerokiego korytarza i poczułam się bezpieczniej.
Przynajmniej cokolwiek widziałam. Jeśli pójdę w lewo, a potem skręcę w prawo, trafię do gabinetu dyrektora. Stamtąd zatelefonuję.
Do kogo? I co powiesz? „Halo? Straż pożarna? Mówi Diletta Mair. Zatrzasnęłam się w pustej szkole…”
Znając życie pewnie zapomni numer do straży pożarnej, a na biurku akurat będzie leżała teczka z danymi osobowymi Aloisa Petersena, a w niej, co? Jego numer.
Jako wzorowa idiotka komórkę zostawiłam w domu.
Tak, akurat w tej kategorii można stawiać Cię za wzór.
Nagle potężnie uderzyły dzwony.
To pewnie tylko szkolny dzwonek, tylko Diletta ma wybujałą wyobraźnię.
Krzyknęłam ze strachu, a po chwili nerwowo zachichotałam, wyzywając się od kretynek.
Hola, hola, w tym rozdziale wyczerpałaś już miesięczny limit samokrytyki.
Przecież co godzinę sąsiadujący z liceum kościół raczy miasto potężnym biciem.
Nawracajcie się albo czeka Was Potężne Bicie!
Jedenasta.
Wtem zamarłam, dostrzegając w mroku wysoką postać. Matko!
Twoja matka przyszła Cię ocalić!
I opierniczyć za bycie głupią smarkulą.
– Cześć, Diletta.
Niemal podskoczyłam z radości, słysząc ten głos. Noah.
Powiedziałabym coś o Niesamowitej Zdolności Rozpoznawania Ludzi, ale już mnie to trochę męczy.
Ależ mnie przestraszył!
Przestraszy Cię dopiero za chwilę…
Cynders, czy ty wiesz coś o czym nie wiedzą czytelnicy?
Nie, podzielam obawy Aloisa, który nagle, zupełnie niespodziewanie, zaczął martwić się o D. Przypadek?
Nie. Imperatyw.
Od razu ku niemu podbiegłam, z sercem walącym jak oszalałe.
Twoje serce także uskutecznia Potężne Bicie?
Nie, po prostu nienormalna Diletta ma oszalałe serce. Logiczne.
Pochyliłam się i oparłam dłonie o kolana, usiłując się uspokoić.
– To ty otworzyłeś drzwi? – zapytałam, prostując się.
– Tak. Zobaczyłem, że ktoś cię śledzi.
Ten przeklęty śledź Alois.
Jaki śliczny Alois! <3
Uśmiechnęłam się z wdzięcznością. Co ja bym bez niego zrobiła?
Bez tego Ktosia, który Cię śledził?
– Alois – wyjaśniłam. – Zachowuje się dosyć osobliwie. Uwierzysz, że podglądał mnie dziś przez okno mojego pokoju?
Eee…
Mee…

Pamiętacie galerię z poprzedniego odcinka? Myślę, że tutaj również pasowałaby jak ulał.
Czy Wy też powiedzielibyście o psychopacie, który Was śledzi i podgląda, że zachowuje się „osobliwie”?
Noah mocno zmarszczył brwi. Natychmiast zrozumiałam, że strzeliłam gafę.
Sądzę, że powinnaś go przeprosić za to, że pozwoliłaś Aloisowi się podglądać. Do it.
– Ciekawe… – mruknął.
Fascynujące jak obserwacja polujących pantofelków; kończmy już tę farsę.
Masz coś do pantofelków?!
– Kazałam mu się wynosić – dodałam pospiesznie, by naprawić błąd.– To wariat. W ogóle nie łapię, co on mówi. Wydaje się, że żyje w innym świecie niż my wszyscy.
– Nawet nie wiesz, jak niedaleka jesteś prawdy…
Noah, albo kończysz z nadużywaniem wielokropków, albo koniec naszej przyjaźni.
To myśmy się kiedyś przyjaźnili?
– Co?
– Nieważne.
Dziękuję.
Podszedł bliżej. Nie widziałam go zbyt dobrze, lecz miałam pewność, że badawczo mi się przypatruje. I że nigdy wcześniej nie przypatrywał się w podobny sposób. Wstrzymałam oddech, gwałtownie się czerwieniąc.
Czy on zamierzał… mnie pocałować?!
Diletto, mam wrażenie, że Febe przejęła twoje resztki mózgu.
MEMEMEMEMEMEEEEEEE
– Przepraszam!
Autonomiczne przepraszam, które nie zostało wypowiedziane przez żadnego z bohaterów. Ciekawa sprawa.
Zdążyłam odskoczyć w tej samej sekundzie, w której Noah skrócił dzielący nas dystans. Zadygotałam pod wpływem mroźnego prądu powietrza. Zupełnie jakbym otarła się o ducha…
Dramatyzujesz. To tylko przeciąg.
Gdy ponownie zerknęłam na przyjaciela, ujrzałam coś, co kompletnie wytrąciło mnie z równowagi.
Majestatycznie wywróciłam się więc na lewy bok.
<łups!>
Dzierżył w dłoniach długą metalową włócznię rozgałęziającą się na trzy ostrza skierowane dokładnie w miejsce, gdzie przed chwilą się znajdowałam.
Trójząb.
Tak nazywa się miejsce, gdzie przed chwilą się znajdowałaś? Interesujące. Chyba to sobie zapiszę.
Jedno z narzędzi walki, jakimi w starożytności posługiwali się gladiatorzy. Z pleców zaś wyrastały mu wielkie, błyszczące… skrzydła. Rety, skrzydła.
Może Noah wybierał się na bal przebierańców…?
To ciekawe, bo Alois był na balu przebierańców poprzedniej nocy. Ciekawe czy dziś też pójdzie?
Przecież przyszedł, tylko D. zatrzasnęła mu drzwi przed nosem.
Nie… To absurd. Znam tego chłopaka od lat, a oto… stoi przede mną z potężną, ostrą bronią i z tym… czymś wystającym z ciała. Ja chyba śnię.
– No…ach?
Ona wymawia jego imię czy mówi „no” i „ach” (tylko błędnie zapisane)?
Ze smutkiem potrząsnął głową.
– Nie ruszaj się. To, co muszę zrobić, nie należy do przyjemności. Chcę szybko skończyć.
Tak, tak. My też.
Dałam krok w tył, czując, że się duszę.

– Skończyć? – wyjąkałam. – Z… czym?
Zręcznie uniósł trójząb, jakby zadanie, do którego się szykował, wykonywał wcześniej niezliczoną ilość razy.
Chodził do rzeźnika i rzucał trójzębem w świńską tuszę.
– Z tobą. A to mnie akurat rozbawiło.
DUDDUDUDUDUDUDUDM!!!
W tym dramatycznym momencie ucinamy naszą przygodę z Dilettą. Ale nie martwcie się o jej los – Noah wcale (jeszcze) z nią nie kończy, bo w ostatniej chwili pojawia się niezastąpiony Alois i ratuje jej życie. Dalej już nie czytałyśmy, ale… Myślę, że jesteście w stanie się domyśleć, jak się cała historia Diletty kończy. Żeby potwierdzić Wasz przypuszczenia, zamieszczamy jeszcze krótki fragmencik z końca tej cudownej książki. Nie wymaga on komentarza, bo sam w sobie wyraża więcej niż ja, Trillian,  czy nawet Koza mogłybyśmy powiedzieć .

NA DESER
Diletta! – wrzasnąłem.
– Co?
– Mia… Właśnie miałem cię pocałować! – darłem się, głęboko zraniony w męskiej dumie. – Od… odwróciłaś twarz!
– Kiedy… już wcześniej chciałam o to zapytać, tyle że mi wyleciało – wyjaśniła z niewinną miną. – Zresztą… jesteśmy martwi. Przed nami pół wieczności na całowanie się.
– A… ale…
– Oj, odpowiedz! – zawołała rozpromieniona. – Kto decyduje o ukaraniu najwyższych dowódców Panteonu? Lucyfer? Szatan? – Zamyśliła się. – Tak, to pewnie on. Anioły reprezentuje Bóg, a demony…
– Diletta!
– Co, Alois?
Wtedy nie wytrzymałem i wybuchnąłem śmiechem. Kto by przypuszczał… Kruk zakochany w ptaszynce.
– Do cholery, kawał z ciebie pieprzonej debilki – szepnąłem, gwałtownie ją do siebie przyciągając. – I niech mnie trafi szlag, ale… taką cię uwielbiam.




Pożegnalny wiersz

Zła książka to z rana
Jak słodka śmietana
Dilettcie przestrzelę oba kolana[i]

Złą książkę w południe
Przyrządzić chcę cudnie
Diletta żre jogurt, nigdy nie schudnie

Zła książka wieczorem
Jak danie z kawiorem
Dilettę rozjechać pragnę traktorem




[i] I już nigdy nie będzie poszukiwaczem przygód! HAHAHAHAHA

***
Sponsorem dzisiejszego odcinka był Fiodor Dostojewski.
Co na to Dostojewski?
"Ten jakiś pytał czy tu mieszka student (...) Pan zeszedł, ja mu pokazałem, a on wziął i wyszedł. Bóg go tam wie."

F. Dostojewski "Zbrodnia i kara"

Audycja zawierała lokowanie produktu. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz