niedziela, 15 marca 2015

A imię jej... pozostanie nieznane, czyli dlaczego egzaminy są złe /część I/

Mamy zaszczyt przedstawić Państwu nową książkę! Jeśli ktoś z Was był ostatnio w kinie, to prawdopodobnie widział ten trailer:

Ponieważ patos i amerykańskie zamiłowanie to efektów specjalnych aż z niego kapią, postanowiłyśmy sprawdzić o co w ogóle chodzi, tzn. na podstawie czego powstał ten zapewne wspaniały film. Do czego doszłyśmy? Że jest to ekranizacja drugiej części cyklu "Niezgodna" autorstwa Veronici Roth. A ponieważ stężenie absurdu w trailerze jest olbrzymie, stwierdziłyśmy, że książka też taka będzie. Ale żeby wiedzieć, o co chodzi, sięgnęłyśmy do części pierwszej; zatytułowanej - no, zgadnijcie sami - "Niezgodna". 
Zapraszamy do lektury!

Veronica Roth
Niezgodna

Altruizm (bezinteresowność), Nieustraszoność (odwaga), Erudycja (inteligencja), Prawość
(uczciwość), Serdeczność (życzliwość)
Dziękuję, że już na wstępie potraktowano mnie jak idiotkę i wytłumaczono co to prawość i serdeczność. Naprawdę, bardzo jestem wdzięczna, choć ktoś pomylił się przy wymienianiu synonimu erudycji.
to pięć frakcji, na które podzielone jest społeczeństwo zbudowane na ruinach Chicago. Każdy szesnastolatek przechodzi test predyspozycji, a potem w krwawej ceremonii musi wybrać frakcję. Ten, kto nie pasuje do żadnej, zostaje uznany za bezfrakcyjnego i wykluczony.
Ten, kto łączy cechy charakteru kilku frakcji, jest niezgodny – i musi być wyeliminowany...
A dlaczego bezfrakcyjnych się nie eliminuje? Podwójne standardy wszędzie…
Zgadzam się, podwójne standardy to zmora współczesnego świata.

Rozdział 1
W moim domu jest jedno lustro.
No to bieda.
Za przesuwanym panelem, w korytarzu na piętrze. Nasza frakcja pozwala mi stawać przed nim drugiego dnia każdego trzeciego miesiąca,
W każdy pierwszy piątek miesiąca, pod warunkiem, że to środa.
tego dnia kiedy matka obcina mi włosy.
Czy Wy też czujecie dramat sytuacji? Główna boCHaterka nie może codziennie godzinami gapić się w lustro! Jakaż ona skrzywdzona przez los!
Siedzę na stołku, a ona stoi za mną z nożyczkami i strzyże. Kosmyki spadają na podłogę martwym, jasnym kręgiem.
Ja tam bym się martwiła jakby spadały żywym i rozpełzały się po kątach.
Kiedy kończy, odgarnia mi włosy z twarzy
Przecież dopiero ci je obcięła.
Może mowa o gęstych brwiach boChaterki.
 i skręca w węzeł.
Na twarzy?
Widzę jej spokój i skupienie. Ma dużą wprawę w sztuce wyrzekania się siebie.
Gorzej ze sztuką fryzjerską.
O sobie nie mogę tego powiedzieć. Ukradkiem zerkam na swoje odbicie, kiedy matka nie patrzy.
Raz, dwa, trzy… - matka pa-trzy!
Nie z próżności, tylko z ciekawości. Wygląd człowieka może się bardzo zmienić przez trzy miesiące.
Nie do poznania. Nie wmówisz mi, że przez trzy miesiące ani razu nie widziałaś swojego odbicia. A szyby w oknach, kałuże? Lustro w szkolnej toalecie?
Co Ty, tam na pewno nie ma szkół, a tym bardziej szkolnych toalet – przecież to RUINY CHICAGO Postapokaliptyczny świat, te sprawy… I myślę, że zaraz się jakaś Katniss tu pojawi.
Ach, ta martyrologia…
Dwa słowa:
Odbicie pokazuje wąską twarz, duże okrągłe oczy i długi cienki nos
Po tym opisie wnioskuję, że boCHaterka wygląda jak czarownica z długim haczykowatym nosem i oczami kota ze Shreka.
Długi nos? Ktoś tu jest małym kłamczuszkiem.
– wciąż wyglądam jak mała dziewczynka, chociaż niedawno, w ciągu ostatnich kilku miesięcy, stałam się szesnastolatką.
I co z tego? Dorastanie nie działa na zasadzie do szesnastego roku życia jesteś dzieckiem i tak wyglądasz, a w dniu szesnastych urodzin nagle PUFF! i wyglądasz jak trzydziestolatka.
Nie, to nie stało się tak nagle – to puuuuuuuuuuufffffffff rozciągnęło się, jak sami widzicie, aż na „kilka ostatnich miesięcy”.
Inne frakcje obchodzą urodziny, ale my nie. To byłoby pobłażanie sobie.
Biedna ty. Czy jest na sali ktoś kto nie spodziewał się, że boCHaterka należy do NAJGORSZEJ z możliwych frakcji?
Sorry, boCHaterko, ale wasz brak urodzin jest NICZYM wobec braku Bożego Narodzenia w Narnii. 
– Gotowe – oznajmia matka i upina kok. Łapie moje spojrzenie w lustrze. Już za późno, żeby odwrócić wzrok, ale zamiast mnie skarcić, uśmiecha się do naszego odbicia. Lekko marszczę brwi. Dlaczego nie daje mi reprymendy za to, że się sobie przyglądam?
I jeszcze powinna ci kazać klęczeć na grochu.
– A więc dziś jest ten dzień –
„To dziś ten dzień…”
mówi.
– Tak – odpowiadam.
– Nie – mówi moja wewnętrzna buntowniczka.
Głębokie, filozoficzne dialogi – check.
– Denerwujesz się?
Przez chwilę wpatruję się sobie w oczy. Dziś jest dzień testu przynależności, który pokaże mi,
do której z pięciu frakcji pasuję.
Pewnie do żadnej, bo na pewno jesteś niezwykłą dziewczyną.
A jutro, na Ceremonii Wyboru, zdecyduję, do której wstąpię.
Masz wybór? To fajnie - myślałam, że tu jak w wieku XIX wierzy się w to, że charakter jest dziedziczny.
Zdecyduję o moim dalszym życiu. Zdecyduję, czy zostanę z rodziną, czy ją opuszczę.
– Nie. Testy wcale nie muszą zmieniać naszych wyborów.
Yhm, powiedz to wszystkim tym, którym nie udało się zdać ważnych egzaminów.
Widzę tłumy maturzystów wbijające na medycynę z tymi właśnie słowami. I widzę miny pań z dziekanatu.
– Racja. – Uśmiecha się. – Chodźmy na śniadanie.
Pierwsza strona książki i boChaterka już schodzi na śniadanie. Jak miło.
Schodzenie na śniadanie – check.
– Dziękuję. Za obcięcie włosów.
Całuje mnie w policzek i zasuwa panel na lustro. Myślę, że w innym świecie moja matka byłaby piękna.
Bo w tym jest brzydka.
Jej ciało pod szarą szatą jest smukłe.
Szara szata? Należycie do zakonu?
Nie, są czarodziejkami – tylko bezimienna boCHaterka niestety nie dostała listu z Hogwartu.
Ma wysokie kości policzkowe
Dlaczego zawsze, kiedy ktoś wspomina o kościach policzkowych w opisie to są one wysokie? Czy nie ma na świecie i w wyobraźni aŁtoreczek ludzi o niskich kościach policzkowych?
i długie rzęsy, a kiedy na noc rozpuszcza włosy, spływają falami na ramiona.
 Jednak w Altruizmie musi ukrywać urodę.
Dlatego nosi burkę.
Idziemy razem do kuchni. W takie poranki, kiedy mój brat robi śniadanie, ojciec czyta gazetę i głaszcze mnie po włosach, a matka, nucąc pod nosem, sprząta ze stołu
A co ty w tym czasie robisz? Bo mnie wygląda na to, że się obijasz.
Ojciec ją głaszcze, a ona merda ogonem. To bardzo nowatorskie – opowieść z perspektywy psa.
 – właśnie w takie poranki czuję największe wyrzuty sumienia, że chcę ich opuścić.
Nie czuj. Jesteś boCHaterką, rodzice będą ci tylko przeszkadzać.
A brata pewnie kiedyś spotkasz – w jakiejś wzruszającej scenie, tuż przed jego śmiercią. Imperatyw is imperatyw.
Autobus śmierdzi spalinami.
Zaraz, zaraz przecież dopiero zeszliśmy do kuchni.  Ta altruistyczna rodzinka mieszka w autobusie?
Za każdym razem, kiedy podskakuje na wybojach, rzuca mną na boki, chociaż trzymam się siedzenia.
Wiedziałaś, że na siedzeniu się siedzi?
Cynders, zrujnujesz bohaterce światopogląd.
Caleb, mój starszy brat, stoi w przejściu i trzyma się poręczy nad głową. Nie jesteśmy podobni.
Pewnie jesteś adoptowana.
Ma ciemne włosy i orli nos ojca, zielone oczy i dołki w policzkach matki.
Ma dołki w policzkach matki – a w swoich?
Kiedy był młodszy, takie połączenie wyglądało dziwnie, ale teraz do niego pasuje. Jestem pewna, że gdyby nie należał do Altruizmu, dziewczyny w szkole by się za nim oglądały.
Teraz się nie oglądają, bo nosi na głowie papierową torbę.
Odziedziczył też talent matki do wyrzekania się siebie. Bez namysłu ustąpił miejsca jakiemuś
nadętemu Prawemu.
Nie wiedziałam, że ustępowanie miejsca w autobusie to „wyrzekanie się siebie”. Czyli ja też mam taki talent?
Prawy nosi czarny garnitur i biały krawat – typowy strój Prawości. Ich frakcja ceni uczciwość, a
prawdę widzą czarno–białą, dlatego tak się ubierają.
W dni odświętne wkładają białe garnitury i czarne krawaty.
…MEmeme
Im bliżej centrum miasta, tym domy stoją bliżej siebie, a ulice są równiejsze. Budynek, który
kiedyś nazywał się Sears Tower – my mówimy o nim Baza – wyrasta z mgły; czarna kolumna na
tle horyzontu.
Phi, w Krakowie też taki mamy
Nazwy przystanków autobusowy też pozmienialiście? Uwielbiam jak miasta wprowadzają taki niepotrzebny chaos.
Autobus przejeżdża pod wiaduktem kolejowym. Nigdy nie byłam w pociągu, chociaż jeżdżą bez przerwy, a tory są wszędzie. Tylko Nieustraszeni nimi podróżują.
Ponieważ tylko oni nie boją się jechać tym co wy nazywacie „pociągiem”.
Pięć lat temu budowlańcy z Altruizmu na ochotnika wymienili nawierzchnię niektórych dróg. Zaczęli od centrum i posuwali się ku przedmieściom, aż zabrakło im materiałów. Tam, gdzie mieszkam, ulice wciąż są popękane i dziurawe i niebezpiecznie po nich jeździć. Ale i tak nie mamy samochodu.
Caleb ma łagodny wyraz twarzy, kiedy autobus trzęsie się i podskakuje.
To z kolei brzmi tak jakby autobus był rozbrykanym dzieckiem, a Caleb jego pobłażliwym rodzicem.
A to, że Caleb ma łagodny wyraz twarzy, bezpośrednio wynika z waszego braku samochodu.
Gdy ściska poręcz, żeby utrzymać równowagę, szara szata zsuwa mu się z ramienia.
Zsuwa mu się z ramienia?! Czy to nie jest nieprzyzwoite według waszej frakcji?
W ogóle dlaczego wszyscy mają szare szaty? To kolor bezinteresowności?
Ciągle rusza oczami – stąd wiem, że przygląda się ludziom dookoła. Stara się widzieć tylko ich i zapomnieć o sobie. Prawi cenią uczciwość, a my – pełne oddanie.
Nie jestem pewna czy o to dokładnie chodzi w altruizmie – o bycie niewolnikiem, który się jeszcze z tego cieszy (choć nie wiem czy to też im wolno). Poza tym patrząc na dzisiejszy świat spokojnie mogę założyć, że cała ta frakcja to rodzina boCHaterki i może jeszcze z dziesięć innych osób.
Autobus zatrzymuje się pod szkołą.
Czyli jednak jakaś szkoła funkcjonuje. To jak z tymi lustrami w toaletach?
Wstaję i szybko mijam Prawego. Łapię Caleba za ramię, kiedy potykam się o buty tamtego. Mam za długie nogawki,
Potknęłaś się o jego buty, bo masz za długie nogawki? Tak długie, że nie wiesz gdzie ci się nogi kończą, czy co?
a nigdy nie poruszałam się z wdziękiem.
Niezgrabna główna boCHaterka – check.
Zauważyliście, jak nagle akcja wyrwała do przodu? Najpierw kilka stron opisów, a teraz nagle bohaterka w TRZECH ZDANIACH (!) wstaje, mija kogoś tam, łapie Caleba, potyka się, ma za długie nogawki i nigdy nie porusza się z wdziękiem. 
Są trzy szkoły w mieście: Niższe Poziomy, Średnie Poziomy i Wyższe Poziomy.
Bo podstawówka, gimnazjum i liceum są zbyt mainstreamowe.
Wyższe Poziomy jest najstarsza.
Czyli powstała z nich najwcześniej? Warto też zauważyć, że ponownie mamy tu do czynienia z polem błogosławionej niewiedzy, które odbija deklinacje (w analizie o Dilettcie otaczało ono słowo „Lilim”).
 Jak wszystkie inne budynki wokół, jest ze szkła i stali.
I marmuru. W porządnym blogasku… chciałam powiedzieć powieści, musi być marmur.
Przed nią stoi duża metalowa rzeźba, na którą Nieustraszeni wspinają się po lekcjach i podpuszczają się, kto wejdzie wyżej.
Biedne dzieci, nie mają drabinek na placu zabaw.
Pytanie: Co Nieustraszeni robią, kiedy rzeźba im się kończy? Podpuszczają się, kto zejdzie niżej?
W zeszłym roku widziałam, jak jeden spadł i złamał nogę. To ja pobiegłam wtedy po pielęgniarkę.
Liczysz na medal w związku z tym?
To wszystko przez to, że wywodzi się z frakcji Altruistów – widzicie, jaka ona dobra?
– Dzisiaj test przynależności – mówię. Caleb jest starszy o niecały rok, więc jesteśmy w tej samej
klasie.
Wait, what?
Nawet niech będzie, ale skoro ten test jest tak ważny, to po co bohaterka raczy swojego brata oczywistymi oczywistościami?
Kiwa głową, wchodzimy głównym wejściem. I nagle spinają mi się mięśnie.
Z tymi zdaniam jest coś nie tak. Kozo?
Meeeee, meeee me meeeee.
Bohaterka idzie, idzie a tu nagle TRZASK! Spięły jej się mięśnie. Ktoś tu chyba potrzebuje rozluźnienia.  
Wyczuwam atmosferę zachłanności, jakby każdy szesnastolatek chciał z ostatniego dnia tutaj wchłonąć ile się da.
Ostatnie godziny przed testem, najwyższa pora wziąć się do nauki.
Wciągnęli powietrze z korytarza i wdmuchnęli je do plastikowych toreb, żeby było na pamiątkę. 
Możliwe, że po Ceremonii Wyboru już nigdy nie będziemy chodzić po tych korytarzach
Jakkolwiek ostatecznie to zabrzmiało, podejrzewam że nie chodzi ci o to, że wszyscy zginiecie.
Szkoda.
 – bo kiedy wybierzemy, naszą dalszą nauką zajmą się nowe frakcje.
Dzisiaj lekcje mamy o połowę krótsze, więc zaliczymy wszystkie do lunchu. Po nim zaczną się
testy. Już teraz serce bije mi szybciej.
– Czy ty w ogóle się nie przejmujesz, co ci powiedzą? – pytam Caleba.
Nie ponieważ twój brat jest doskonale wytresowany i to co go dotyczy w ogóle go nie obchodzi. Nawet ameby mają więcej rozumu.
Zatrzymujemy się na rozgałęzieniu korytarza. Brat zaraz pójdzie w jedną stronę, na wyższą
matematykę, a ja w drugą, na historię frakcji.
Unosi brwi.
Bardzo jest wkurzający ten czas teraźniejszy. Pytanie: ile czasu Calebowi zabrało unoszenie brwi?
Może robił to w slowmotion?
– A ty?
Mogłabym mu odpowiedzieć, że już od tygodni martwię się, co pokaże mi test – Altruizm,
Prawość, Erudycję, Serdeczność czy Nieustraszoność.
Bo dopóki nie poznasz wyników jakiegoś głupiego testu nie będziesz wiedzieć kim jesteś. Trochę to przykre, że aŁtorka kreuje przyszłość jako miejsce, gdzie ludzie nie mogą i nie próbują sami siebie poznać.
Ale tylko uśmiecham się i mówię:
– Wcale nie.
A nos się wydłuża…
On też się uśmiecha.
– No to... miłego dnia.
Fajnie, że ci nie odpowiedział na pytanie.
W ogóle jakieś strasznie drętwe są relacje między tym rodzeństwem.
Przygryzam dolną wargę i idę na historię frakcji. Caleb nigdy nie odpowiada na moje pytania.
Bo dotyczą jego, a on pewnie nawet nie wie, że sam istnieje, bo myślenie o sobie jest złe.
Korytarze są ciasne, choć dzięki światłu, które wpada przez okna, wydają się większe; w naszym wieku to jedyne miejsce, gdzie spotykają się różne frakcje.
Bo w całej reszcie świata panuje apartheid. Ale tylko dopóki nie skończysz magicznej „sweet sixteen”.
Chwila, czy boCHaterce chodzi o wiek jako okres historyczny?
Dzisiaj w tłumie uczniów króluje nowy rodzaj energii: szaleństwo ostatniego dnia.
Nie znałam wcześniej tej choroby. Jakie są objawy?
FREEDOM!!!
Dziewczyna z długimi kręconymi włosami krzyczy mi prosto w ucho „Cześć” i macha do stojącej daleko koleżanki. Rękawem kurtki dostaję w policzek.
Niby rękawem kurtki, ale zabolało jakby to był nóż.
Czy będą jakieś historie związane z RANAMI???
Potem popycha mnie jakiś Erudyta w niebieskim swetrze. Tracę równowagę, jajko na twardo upadam na podłogę.
A można upadać miękko?
– Z drogi, Sztywniaczko – rzuca i idzie dalej.
Bohaterka nielubiana w szkole – check.  
Czuję, jak pieką mnie policzki. Wstaję, otrzepuję się. Kiedy upadłam, kilka osób się zatrzymało,
ale nikt mi nie pomógł.
Bo TYLKO TY jesteś bezinteresowną altruistką – wiemy, wiemy.
Odprowadzają mnie spojrzeniami do końca korytarza.
Cóż z tego co przedstawia się w tej książce, można pomyśleć, że altruizm to choroba, w wyniku której człowiek przestaje mieć samoświadomość, a reszta społeczeństwa traktuje go jak szmatę do podłogi. Przykre.
Takie rzeczy zdarzają się członkom mojej frakcji już od miesięcy. Erudycja puszcza artykuły źle mówiące o Altruizmie, co zaczęło wpływać na to, jak traktuje się nas w szkole.
O nie, Ślizgoni znów dokuczają Puchonom. Sorry, nie to uniwersum.
Szare ubranie, prosta fryzura i skromne zachowanie mają sprawić, że łatwiej zapomnę o sobie samej,
A nie mówiłam…
Pozwolę sobie przytoczyć co o altruizmie mówi ciocia Wikipedia i słownik języka polskiego PWN:
„Altruizm (fr. altruisme, od łacińskiego rdzenia alter – inny, drugi) – zachowanie polegające na działaniu na korzyść innych. Według J. Poleszczuka polega ono na dobrowolnym ponoszeniu pewnych kosztów przez jednostkę na rzecz innej jednostki lub grupy, przeciwstawne zachowaniu egoistycznemu. Zachowania altruistyczne mogą występować zarówno wśród ludzi, jak i w obrębie innych gatunków biologicznych.”
altruizm «kierowanie się w swym postępowaniu dobrem innych, gotowość do poświęceń»
AŁtorko, to co nam tu pokazujesz to wypaczona wersja tego pojęcia.
a wszyscy inni zapomną o mnie. Ale teraz robią ze mnie cel.
Take this:
Zatrzymuję się przy oknie w skrzydle E i czekam na Nieustraszonych. Robię tak co rano.
Dokładnie o siódmej dwadzieścia pięć Nieustraszeni udowadniają, że są odważni, wyskakując z
jadącego pociągu.
Gdyby cała reszta młodych ludzi nie była po praniu mózgów, pewnie wielu z nich też by tak robiło – hormony.
To chyba ten moment, w którym odwaga znajduje się niebezpiecznie blisko głupoty.
Ojciec mówi o Nieustraszonych „łobuzy”. Noszą kolczyki, tatuaże, ubierają się na czarno. Ich
główne zadanie to pilnować ogrodzenia wokół naszego miasta. Przed czym – nie wiem.
Jeśli wygląda tak:
To pewnie przed wszystkim co akurat przechodzi obok: myszami, nornicami…
Powinni wprawiać mnie w zakłopotanie. Powinnam się dziwić, że odwaga, cecha ceniona przez
nich najwyżej, ma coś wspólnego z kolczykiem w nosie.
Mieli dość odwagi by wytrzymać ból jaki wiąże się z jego założeniem. Czy coś takiego.
Ja się dziwię.
A jednak nie mogę oderwać od nich wzroku.
Zakładam, że gdzieś wśród nich jest ten jedyny.
Ohoohohohohohho…!
Słychać gwizd pociągu, dźwięk odbija się echem w mojej piersi.
Jesteś pusta w środku? Stwierdzenie „pusta laska” nabiera nowego znaczenia.
Reflektor z przodu miga, kiedy pociąg pędem mija szkołę i zgrzyta na żelaznych szynach. Z kilku ostatnich wagonów wyskakuje chmara chłopców i dziewczyn w ciemnych ubraniach, jedni upadają, turlają się, inni się zataczają, przechodzą kilka kroków i odzyskują równowagę. Jakiś chłopak ze śmiechem obejmuje dziewczynę.
Sounds like fun.
Oglądanie ich to taki mój głupi zwyczaj.
Zazdrosna jesteś i tyle, bo twoja frakcja jest najgorsza.
Odwracam się od okna i przeciskam przez tłum do sali, w której mam lekcje historii frakcji.

Rozdział 2

Testy zaczynają się po lunchu. Siedzimy przy długich stołach w stołówce, a administratorzy testów
Bo nazwa „egzaminator” jest zbyt mainstreamowa.
 wywołują po dziesięć nazwisk, po jednej osobie na każdą salę egzaminacyjną.
A podobno to na maturze są idiotyczne dyrektywy odnośnie pisania egzaminu…
Siedzę obok Caleba, po drugiej stronie siedzi nasza sąsiadka Susan.
Milczycie, bo rozmowa dla zabicia czasu jest zła.
Ojciec Susan w pracy jeździ po mieście,
Zaiste, fascynujące – pytanie tylko czy on jeździ po mieście, bo taką ma pracę, czy też jeździ po mieście, mimo że w biurze trzy raporty nienapisane…?
No, nie przecież on jest altruistą, inaczej Susan nie siedziała by z nimi przy jednym stole. Bo to złe. Pan Ojciec Susan na pewno prowadzi śmieciarkę czy coś.
Chwila, skoro jest Altruistą, to pewnie prowadzi tę śmieciarkę za darmo. Pytanie: z czego żyją członkowie tej frakcji?
Nie żyją, bo to było pobłażanie sobie.
dlatego ma samochód i codziennie podwozi ją do szkoły. Nam też to proponował, ale jak mówi Caleb, wolimy wyjść wcześniej i nie chcemy robić mu kłopotu. Jasne.
Mam wrażenie, że ktoś przez cały czas chce dyskretnie zwrócić naszą uwagę na to jak bardzo boCHaterka różni się od swojej rodziny i w ogóle wszystkich. Powiem od razu: zauważyłam to jak tylko przeczytałam tytuł książki, wystarczy.
Portret psychologiczny bezimiennej boChaterki:
ü  Należy do frakcji Altruizmu (jakkolwiek idiotycznie to brzmi)
ü  Wcale nie jest altruistką:
o   nie ma ochoty chodzić w burce i „zapominać o sobie”
o   nie chce „na ochotnika” asfaltować dróg
o   najchętniej bez ograniczeń wykorzystywałaby dobrą wolę ojca Susan i jeździła jego samochodem (tu się jej trochę dziwię, skoro to kierowca śmieciarki)
ü  Ponieważ nie jest altruistką będzie musiała i/lub chce opuścić swoją rodzinę
ü  Chciałaby być Nieustraszoną i wyskakiwać z pociągu
A teraz wróżka Magiczna Cynders musi zajrzeć do swojej kryształowej kuli. Co czeka bezimienną boChaterkę?
Na teście boChaterka najprawdopodobniej okaże się „łączyć cechy kilku frakcji” – będzie więc DUMDUMDUM – NIEZGODNA i wszyscy będą chcieli się jej pozbyć. Będzie mnóstwo krwawych scen, ale boChaterka oczywiście wyjdzie z nich może trochę poobijana, ale w jednym kawałku. Swoich rodziców już nigdy nie spotka, a brata tylko raz, najpewniej w którejś z kolejnych części (wtedy, gdy on będzie umierał). W międzyczasie boChaterka spotka jeszcze jakiegoś chłopaka, z którym na początku nie będzie mogła wytrzymać, ale ponieważ razem pokonają wiele przeciwności to nagle okażą się sobie przeznaczeni. Myślę, że może nas też czekać jakieś obalanie starego porządku, ale Kula nie jest pewna.
Kurczę, teraz będę musiała przeczytać cały cykl, żeby wiedzieć czy mam rację.
 

Administratorzy są w większości ochotnikami z Altruizmu,
Nie spodziewałam się.
Zaczynam mieć wątpliwości, czy w przypadku tych Altruistów słowo „ochotnik” jest wciąż na miejscu.
jednak w jednej z sal  egzaminacyjnych siedzi Erudyta, a w innej Nieustraszony. Testują Altruistów – regulamin zabrania, żeby robił to ktoś z naszej frakcji.
Matura bardzo…
Nie wolno nam też w jakikolwiek sposób przygotowywać się do testów, dlatego nie wiem, czego się spodziewać.
Jak przepraszam mieliby się przygotować do testu psychologicznego? Pomijając już fakt, że przecież poznanie samego siebie jest w tej książce niemile widziane.
Tylko w przypadku frakcji boCHterki, bo przecież w tej frakcji jest oczywiście najgorzej.
Spojrzeniem wędruję od Susan do stołu Nieustraszonych po drugiej stronie sali. Śmieją się,
przekrzykują, grają w karty.
A teraz powiedzcie, dzieci, która z tych frakcji jest najfajniejsza?
Przy innych stołach Erudyci rozmawiają nad książkami i gazetami, ciągle gonią za wiedzą.
Ekhem… nie każda książka może ci dać wiedzę. To nic osobistego, ale… nie każda.
Wyobraziłam sobie właśnie Erudytów goniących za wiedzą przy pomocy „Pięćdziesięciu twarzy Greya” i „Faktu”.
Dziewczyny z Serdeczności ubrane na żółto i czerwono siedzą w kółku na podłodze stołówki i
w coś się bawią – klaszczą i śpiewają jakąś rymowankę.
Ciężko mi wyobrazić sobie normalne szesnastolatki bawiące się w zabawy z przedszkola. Nie chodzi o to, że mam coś do zabaw z przedszkola. Mam coś do szesnastolatek.
To wszystko tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że tak naprawdę to świat w którym wszyscy przeszli pranie mózgu. Poza głUwną boCHaterką, bo ona jest na to zbyt wyjątkowa.
Poza tym nie wiedziałam, że Serdeczność jest tym samym co infantylność.
A może Serdeczność to „permanentne bycie na haju”?
Co kilka minut słyszę ich chóralny śmiech, kiedy któraś odpada i musi usiąść pośrodku kręgu. Przy stole obok chłopcy z Prawości
Tylko chłopcy, tak? Cóż za szowinistyczna książka.
I nie, w ogóle nie było tak, że zignorowałam seksizm w przypadku „dziewczyn z Serdeczności”.
wymachują rękami. Chyba o coś się spierają, ale na pewno o nic ważnego, bo niektórzy cały czas się uśmiechają.
Nie wiem dlaczego, ale faktycznie mam wrażenie, że to wszystko dzieje się tu:
Przypadek? Nie sądzę.
Przy stole Altruizmu siedzimy spokojnie i czekamy.
Boże, od kiedy to każdy altruista ma temperament kłody?
Nie, oni w ogóle nie mają temperamentu – to by było zbyt wielkie skupianie się na sobie. A to jest złe.
Zwyczaje frakcji regulują nawet zachowanie w zwykłych sytuacjach i są ważniejsze od własnych chęci. Wątpię, żeby wszyscy Erudyci chcieli się ciągle uczyć albo żeby każdy Prawy lubił gorące dyskusje –
Ale dlaczego właściwie prawi mają ciągle ze sobą dyskutować, jeśli wszyscy mają takie same poglądy – czarne jest czarne, a białe jest białe?
Trillian, nie pogrążaj się, przecież wiadomo, że „w wyniku dyskusji dochodzi do ścierania się TAKICH SAMYCH poglądów związanych z TAKIMI SAMYMI punktami widzenia osób prowadzących dyskusję”.
ale oni wszyscy, tak samo jak ja, muszą przestrzegać norm swoich frakcji.
Jak to miło, że raczyłaś zauważyć, że nie tylko w twojej frakcji ludziom jest ciężko.
Caleb zostaje wywołany w następnej dziesiątce. Pewnym krokiem idzie do wyjścia.
Ach, Twój brat jest taki wspaniały…
Nie muszę życzyć mu powodzenia ani zapewniać, że nie ma się czym przejmować. Zna swoje miejsce i o ile pamiętam, znał je zawsze. Moje pierwsze wspomnienie o nim jest z czasów, kiedy mieliśmy po
cztery lata.
To trochę późno jak na pierwsze wspomnienia. Ale składam to na karb prania mózgu, które miałaś przeprowadzone pewnie nieco wcześniej i dlatego nic nie pamiętasz.
Skarcił mnie wtedy, bo na placu zabaw nie oddalam swojej skakanki jakiejś małej
dziewczynce, która nie miała się czym bawić.
To jest paranoja, a nie altruizm. Błagam niech ktoś to powstrzyma…
Meeeeee meee meeeee, me.
Ta książka wykańcza mnie psychicznie po niespełna dwóch rozdziałach.
Caleb rzadko mnie poucza, ale zapamiętałam jego karcące spojrzenie.
Próbowałam mu kiedyś wytłumaczyć, że mam inne odruchy – na próżno – pranie mózgu było wyjątkowo kompleksowe w autobusie nawet nie przyszło mi do głowy, żeby ustąpić miejsca Prawemu – ale on tego nie rozumie. Zawsze mówi: „Po prostu rób, co do ciebie należy”. To dla niego łatwe, więc dla mnie też powinno być łatwe.
Daj spokój, jesteś wyjątkowa, nie możesz po prostu UMIEĆ żyć według zasad.
Czuję, jak zaciska mi się żołądek. Zamykam oczy, otwieram je dopiero po dziesięciu minutach,
Liczyłaś sekundy?
kiedy Caleb znowu siada.
Jest blady jak ściana. Przesuwa dłońmi po nogach tak jak ja, kiedy chcę je wytrzeć z potu.
Eee…
Kiedy podnosi ręce, drżą mu palce.
Teraz się denerwuje? Jak już jest po wszystkim?
Otwieram usta, żeby go o coś zapytać, ale słowa więzną mi w gardle. Nie wolno mi pytać o wynik testu, a jemu nie wolno odpowiadać.
Ponieważ…?
Ponieważ Imperatyw.
Ochotnik z Altruizmu wyczytuje kolejnych dziesięć nazwisk. Dwie osoby z Nieustraszoności, dwie z Erudycji, dwie z Serdeczności, dwie z Prawości, a potem: „z Altruizmu: Susan Black i Beatrice Prior”.
Proszę państwa jesteśmy w, na oko, jednej trzeciej drugiego rozdziału i wreszcie poznajemy imię boCHaterki. Przedstawianie postaci – robisz to źle.
Zapamiętajmy ten doniosły moment, bo nieprędko imię boChaterki może zostać powtórzone.
Wstaję, bo powinnam, ale gdyby to ode mnie zależało, siedziałabym dalej.
Dobrze cię wytresowali.
Czuję się, jakbym miała w piersiach balon, który rośnie z każdą sekundą i zaraz mnie rozerwie od
środka.
BUUUUM!
Idę za Susan do wyjścia. Ci, których mijamy, pewnie nas nie rozróżniają. Mamy takie same
ubrania i tak samo uczesane jasne włosy.
Jesteście klonami! To wyjaśnia dlaczego przedstawicieli altruizmu może być w tym waszym mieście więcej niż piętnastu.
Bo normalnie wszystkich ludzi rozpoznaje się tylko po ubraniach i fryzurze. Mój Boże, czyli moi znajomi po wizycie w u fryzjera i w butiku stają się nagle kimś innym?
Jedyna różnica polega na tym, że może Susan nie czuje się teraz tak,
Tego się nigdy nie dowiesz. Nigdy.
jakby za chwilę miała zwymiotować, a z tego, co widzę, dłonie nie drżą jej aż tak mocno i nie musi ściskać brzegu koszuli, żeby je uspokoić.
Ale powiedz ty mi czym ty się tak naprawdę stresujesz, co? To tylko test predyspozycji, który z tego co zrozumiałam i tak niewiele zmienia w twoim życiu. Najwyżej ci wyjdzie, że jesteś urodzonym konserwatorem powierzchni płaskiej.
Nie pamiętasz już, co było napisane we wstępie? Że ceremonia jest KRWAWA.
Mam nadzieję, że będzie bolało, boChaterko. Powodzenia. 
Czeka na nas dziesięć sal obok stołówki. Używa się ich tylko do testów przynależności, więc jeszcze nigdy w żadnej nie byłam. W przeciwieństwie do innych pomieszczeń szkoły, nie są oddzielone szybą, ale lustrami.
Czyli jednak macie w szkole lustra. Śmiało, powiedz, że nie przylatujesz tu w wolnym czasie, żeby się na siebie pogapić. I tak ci nie uwierzę.
Kiedy idę do drzwi, widzę siebie, bladą i wystraszoną.
Caleb! Mamo! Ona spogląda na swój wizerunek w lustrze! Ratunku! NIE POZWÓLCIE JEJ!!!
Ty wzywasz swoją mamę, czy matkę boCHaterki?
Matkę boChaterki.
Susan uśmiecha się do mnie nerwowo i wchodzi do sali numer 5, a ja do sali numer 666, gdzie czeka jakaś kobieta z Nieustraszoności.
Nie wygląda tak surowo jak ci młodzi Nieustraszeni, których widziałam.
Ciekawe czy też musi wyskakiwać z rozpędzonego pociągu codziennie rano? A może skoro jest już dorosła – to z samolotu?
Z łodzi podwodnej.
Ma małe ciemne i skośne oczy, nosi dżinsy i czarną marynarkę jak od męskiego garnituru. Dopiero kiedy się odwraca, żeby zamknąć drzwi, widzę tatuaż na jej karku, czarno–białego jastrzębia z czerwonym okiem. Gdyby serce właśnie nie podchodziło mi do gardła, zapytałabym, co on oznacza. Musi coś oznaczać.
Nie, nie musi.
Nie wmówisz mi, że to ma jakieś głębsze znaczenie.
Lustra pokrywają wewnętrzne ściany sali. Mogę obejrzeć swoje odbicie pod każdym kątem:
szary materiał ukrywający kształt pleców,
Masz taki wielki kołnierz, który ukrywa garb - jak Słowacki?
moją długą szyję, moje zaczerwienione robotniczo-wiejskie (PZPR lubi to!) dłonie
Nie, nie, nie – to są dłonie made by Wokulski.
 z wystającymi kostkami.
Sufit błyszczy białym światłem. Na środku sali stoi rozkładany fotel, taki jak u dentysty, a obok jakaś maszyna. To miejsce wygląda, jakby działy się tu straszne rzeczy.
U dentysty zawsze dzieją się straszna rzeczy, nie wiedziałaś?
– Nie bój się – odzywa się kobieta. – To nie boli.
To tylko jeszcze większe pranie mózgu niż już miałaś.
Włosy ma czarne i proste, ale w świetle widzę, że poprzetykane siwizną.
– Usiądź wygodnie. Mam na imię Tori.
Prawie jak mój pies. Miło poznać.
Niezdarnie siadam na fotelu,
BoCHaterka tak niezdarna, że nie umie usiąść. Wkraczamy na nowy poziom niezdarności.
odchylam się i opieram głowę na zagłówku. Światło razi mnie w oczy.
Nie narzekaj, pomyśl sobie co by było gdyby światło raziło cię w nos.
Tori robi coś przy urządzeniu po mojej prawej stronie. Próbuję się skupić na niej, a nie na
kablach w jej dłoniach.
Czyżby elektrowstrząsy?
– Dlaczego jastrząb? – wypalam, kiedy przyczepia mi elektrody do czoła.
Ostatnie słowa przed śmiercią – robisz to źle.
– Jeszcze nigdy nie spotkałam ciekawskiej Altruistki – odpowiada, unosząc brwi.
Na ogół altruiści są amebami, a ciekawość jest tak samo zła jak wszystko inne. Widzicie jak cierpi nasza Beatrice, która żyje w miejscu gdzie zasady są ostrzejsze niż klasztorze klauzurowym.
Przechodzi mnie dreszcz, na ramionach pojawia się gęsia skórka. Moja ciekawość to błąd, zdrada zasad Altruizmu.
Napisałabym coś mądrego, ale ręce mi opadły i muszę je pozbierać…
Taaak, mam podobny problem, Trillian.
Nucąc pod nosem, przyciska mi następną elektrodę do czoła.
– W niektórych częściach starożytnego świata jastrząb symbolizował słońce – wyjaśnia. – Kiedy
kazałam go sobie wytatuować, myślałam, że jeśli zawsze będę miała słońce na sobie, to już nie
będę się bała ciemności.
Mogłaś sobie wobec tego wytatuować słońce albo lampkę nocną.
Mówisz masz.
Staram się powstrzymać od kolejnego pytania, ale nie mogę.
– Boisz się ciemności?
– Bałam się ciemności – poprawia. Następną elektrodę przyciska do własnego czoła i podłącza
do niej kabel.
Czy ona zamierza popełnić samobójstwo razem z boCHaterką, czy dzięki tym elektrodom połączą się ich jaźnie?
Wzrusza ramionami. – Teraz przypomina mi o strachu, który przezwyciężyłam.
Bo jesteś taka nieustraszona.
Staje za mną. Ściskam poręcze tak mocno, że aż bieleją mi kostki. Kobieta przeciąga kable do
siebie, przyczepia je do mnie, do siebie, do maszyny za sobą, do podłogi, do sufitu, do okien, do lampy, do biurka, a nagle wychodzi i przyczepia je również do infantylnych dziewczynek z Serdeczności.
Następnie ta wielka plątanina kabli powoduje zwarcie i awarię prądu w całym mieście.
Potem podaje mi fiolkę przezroczystego płynu.
– Wypij.
– Co to jest? – Gardło mam spuchnięte, z trudem przełykam ślinę. – Co się teraz stanie?
Zgadnij.
– Nie mogę ci powiedzieć. Po prostu mi zaufaj
.
Oho, robi się niebezpiecznie.
Wypuszczam powietrze z płuc i wlewam do ust zawartość fioki. Oczy mi się zamykają.
Otwieram je po chwili, ale jestem już gdzie indziej.
Zasnęłaś, a rodzice przenieśli cię do twojego łóżka, how sweet.
Znowu stoję w szkolnej stołówce, jednak wszystkie długie stoły są puste, a przez szklane ściany widzę, że pada śnieg.
Padający śnieg jest oczywiście kluczowym elementem testu.
Na blacie przede mną są dwa koszyki. W jednym leży kawałek sera, a w drugim nóż długi jak moje przedramię.
Czyli około 30 centymetrowy. Nie rób dramy zwykłe noże kuchenne mogą tyle mieć.
– Wybieraj – rozkazuje kobiecy głos za mną.
– Jak to?
Czerwony Kapturku, co przyniesiesz swojej babci – ser czy nóż?
– Wybieraj – powtarza.
Oglądam się przez ramię, ale nikogo nie ma. Odwracam się z powrotem do koszyków. Co mam
z tym zrobić?
No przecież ci powiedziała co masz zrobić. I to dwa razy.
– Wybieraj! – wrzeszczy glos.
Kiedy na mnie krzyczy, strach znika, zastępuje go upór. Marszczę brwi i krzyżuję ramiona.
Wyobrażam ją sobie na maturze np. z matematyki: „Wybierz odpowiedź A, B, C lub D…” „NIE.”
– Jak sobie chcesz – mówi głos.
Koszyki znikają. Słyszę skrzypienie drzwi i odwracam się, żeby zobaczyć, kto wchodzi. Widzę,
że nie „kto”, a „co”. Kilka metrów przede mną stoi jakiś pies o szpiczastym pysku.
To też kto – ta książka promuje nie tylko seksizm, ale też gatunkizm.
AŁtorko zadarłaś z niewłaściwą osobą:
Czai się, skrada, szczerzy białe kły. Z głębi jego gardła dobiega warczenie
Dobrze, że nie piosenki Biebera.
i teraz wiem, do czego przydałby mi się ser. Albo nóż. Ale już za późno.
A ja w sumie nie wiem, do czego przydałby Ci się ser – od kiedy psy jedzą ser??
Może to był zaczarowany ser – jakby go zjadła zamieniła by się w mysz.
Myślę o ucieczce, jednak pies będzie ode mnie szybszy. Nie dam rady go przygnieść do podłogi.
Ale z pewnością dasz radę złapać go za ogon, fantazyjnie zakręcić nim nad głową i wyrzucić przez okno. Tylko że o tym nie pomyślałaś.
Serce mi wali. Muszę podjąć decyzję.
Czas na podejmowanie decyzji JUŻ MINĄŁ!
„Drzwi się zamykają. Następny przystanek… zgon!”
Gdybym tylko mogła przeskoczyć blat i użyć go jako tarczy – nie, przecież jestem za niska, żeby dać takiego susa.
Albo to jest bardzo wysoki stół, albo ty jesteś bardzo niska.
To może schowaj się pod tym stołem i udawaj, że nie istniejesz. Najlepiej działa kocyk, ale może stół też się nada…
I za słaba, żeby przewrócić stół.
To może wskoczysz na psa i urządzisz sobie małe rodeo?
Pies warczy, ten dźwięk niemal wibruje mi w czaszce.
Już wspominałaś, że jesteś pusta w środku. Pamiętamy.
Według książki do biologii psy wyczuwają strach dzięki substancjom chemicznym wydzielanym pod wpływem stresu przez ludzkie gruczoły – takie same substancje wydziela szczuta przez psy zwierzyna.
No patrzcie państwo a w mojej książce do biologii czegoś takiego nie było (abstrahując od tego, że podręczniki uniwersyteckie też się na tym z bardzo nie skupiają). Wystarczy się na chwilę zdekoncentrować, a podstawa programowa już jest nie do poznania.
Ma ktoś ochotę na dzienną porcję sucharków?
Kto przeciw? Nie widzę, nie widzę…
Nie do Poznania, a do Warszawy.
Zapach strachu skłania je do ataku. Pies zbliża się powoli, pazurami drapie o podłogę.
Nie mogę uciec. Nie mogę walczyć. Wdycham więc śmierdzący oddech psa i próbuję nie myśleć, co właśnie jadł.
Tak, na pewno nad tym bym się zastanawiała w środku komputerowej symulacji testowej.
Jak to co jadł? Poprzednią małą dziewczynkę, która zamiast iść z koszyczkiem do chorej babci postanowiła przyjść pobohaterzyć w głupiej książce.
W jego oczach nie ma białek, tylko lśniąca czerń.
Nie ma białek? W sensie te wszystkie globuliny i proteiny i kto wie co jeszcze? Czy to nie jest sprzeczne z biologią? Trillian?
Tyle pytań, ach, tyle pytań…
Sprzeczne! Zgłaszam sprzeciw!
LIBERUM VETO!
Przez takich jak ty upadła Rzeczpospolita. 
Co jeszcze wiem o psach? Nie powinnam mu patrzeć w oczy.
Ups, za późno.
To oznaka agresji. Pamiętam, że kiedy byłam mała, prosiłam ojca o pieska, ale teraz, gdy wpatruję się w podłogę pod psimi łapami, nie mogę sobie przypomnieć dlaczego.
Bo to typowe zachowanie małych dzieci. I nie jestem w tej chwili sarkastyczna.
Typowym zachowaniem małych dzieci jest wpatrywanie się w podłogę czy proszenie ojca o pieska? Ja już nic nie ogarniam.
Swoją drogą czy członkowie frakcji Altruizmu nie powinni przypadkiem przygarniać każdego bezdomnego psa jakiego zobaczą?
I dokarmiać mole, szczury i inne nie kochane zwierzątka.
Komary, przede wszystkim.
Zwierzę się zbliża, wciąż warczy, jeżeli patrzenie mu oczy to oznaka agresji, co jest oznaką uległości?
Śmiało, jesteś altruistką, powinnaś się na tym znać.
Oddycham głośno, ale spokojnie. Klękam. Wcale nie mam ochoty kłaść się przed psem na
podłodze, bo wtedy kły znajdą się na wysokości mojej twarzy.
Wiesz, że dobrą metodą w przypadku ataku wściekłego zwierzęcia np. psa jest leżeć na ziemi w pozycji embrionalnej? Bo możesz ochronić brzuch i zawarte w nim organy, a także twarz. Podpowiadam ci, bo nie mam siły czytać tych twoich monologów.
To jednak najlepsze wyjście, jakie mam.
Możesz też spróbować wyciąć taki numer jak przy poprzednim zadaniu.
„Zaproponuj doświadczenie, w którym…” „NIE.”
Trzeba było być wcześniej tak głupio upartą? Masz za swoje. CIERP.
Wyciągam do tyłu nogi i opieram się na łokciach.
Skoro nie chcesz posłuchać mojej poprzedniej rady, to powiem ci co teraz robisz źle: kiedy np. wilki chcą ukazać uległość kładą się na PLECACH.
Pies podkrada się bliżej, coraz bliżej, aż w końcu czuję jego ciepły oddech.
Przecież czujesz jego oddech już od kilku dobrych zdań! Że pozwolę sobie zacytować: „Wdycham więc śmierdzący oddech psa…”
Drżą mi ramiona. Szczeka mi do ucha. Zaciskam zęby, żeby nie krzyczeć. Coś szorstkiego i wilgotnego dotyka mojego policzka. Pies przestaje warczeć.
Stoi. Chyba wypatrzył nadmiar prostych zdań. Jest wściekły. Odbiega. Być może chce rozszarpać te zdania na strzępy. Przynajmniej mam taką nadzieję.
Dyszy, kiedy unoszę głowę, żeby znowu na niego popatrzeć. Liże mnie po twarzy. Marszczę czoło i siadam w kucki. Zwierzę opiera się łapami o moje kolana, liże mi podbródek. Wzdrygam się, wycieram ślinę i się śmieję.
Wesoło jak nie wiem.
– Wcale nie jesteś taką straszną bestią, co?
Wstaję powoli, żeby go nie wystraszyć,
Ty jego? Przecież właśnie „okazałaś mu uległość”. Jak miałby się przestraszyć kogoś kto się poddał?
Uwaga, quiz! Którym z tych psiaków jest w obecnej sytuacji boCHaterka?

ale teraz wydaje się całkiem innym zwierzęciem niż jeszcze kilka sekund temu.
Podmienili go jak zamknęłaś oczy.
W ogóle ten cały test to jakieś bardzo słabe reality show. Pewnie miliony ludzi na świecie właśnie się z ciebie śmieją, BoCHaterko, Której Imienia Nie Pamiętam.
Ostrożnie wyciągam rękę, tak żebym mogła ją w razie czego cofnąć.

Zwierzę trąca ją łbem. Nagle zaczynam się cieszyć, że nie wzięłam noża.
A kto powiedział, że miałabyś użyć go przeciwko psu…?
Mogłabyś podciąć sobie ŻYŁY!
Mrugam, a gdy znów otwieram oczy, po drugiej stronie pokoju stoi jakieś dziecko w białym
ubranku. Wyciąga ręce i piszczy: Piesek!
Ale Cię zrobili – sama widzisz, zamykanie oczu to zły pomysł.
Mała dziewczynka biegnie do stojącego obok mnie zwierzęcia. Otwieram usta, żeby ją ostrzec,
ale jest za późno.

Pies się odwraca. Nie warczy, tylko szczeka, ujada i kłapie zębami, a mięśnie
napinają mu się jak kłębki drutu.
Czyli wygląda mniej więcej tak?
Szykuje się do skoku. Bez namysłu sama skaczę. Rzucam się na psa, ściskam ramionami jego grubą szyję.
Eee, myślałam, że skoczysz po między  psa i dziecko i się poświęcisz… Zapomniałam, że jesteś za mało altruistyczna.
Uderzam pustą głową o podłogę.
<BooooOOOOOooooooOOOOOoooong!>
Pies znika, mała dziewczynka też. Jestem w sali testów sama.
Przecież to była jadalnia. Twoja podświadomość kłamie.
Powoli się obracam i nie widzę siebie w żadnym z luster.
W między czasie zostałaś wampirem, czy symulator wymienił lustra na marmur?
Otwieram drzwi, wychodzę na korytarz, ale to nie korytarz, to autobus.
Czy widzisz ten autobus? Spójrz na niego jeszcze raz. To nie autobus, to jadalnia. Czy widzisz stoły w jadalni? Ale to nie stoły, to kurczaki. Spójrz na nie jeszcze raz. Wiem, że chciałabyś, żeby te kurczaki były indykami, ale nimi nie są. Czy wiesz, że mogą nimi być, jeśli zaczną używać Old Spice Bear Power?
Czy wiesz, że jadę na koniu… Tyłem?
<3
Wszystkie miejsca są zajęte.
Wszystkie bilety wykupione, to będzie świetny spektakl.
Staję w przejściu między siedzeniami, łapię się poręczy.
Czy wiesz, że ten autobus to nie autobus, ale schody?
Obok siedzi jakiś mężczyzna z gazetą.
Papier zasłania mu twarz,
Też jest Altruistą i wyrzeka się siebie.
ale widzę jego dłonie. Ma na nich blizny, chyba od poparzeń. Ściska gazetę tak mocno, jakby chciał ją pomiąć.
Ale mu to nie wychodzi, bo gazeta zrobiona jest z ołowiu.
– Znasz tego faceta? – pyta.
Aha, jak ja uwielbiam takie randomowe rozmowy w środkach komunikacji miejskiej…
Stuka palcem w fotografię na pierwszej stronie.
Czy można zastukać w papier? To znaczy ołów? Czy może jednak ta gazeta jest z drewna?
Nad nią jest nagłówek: „Brutalny morderca wreszcie schwytany!” Wpatruję się w słowo „morderca”. Dużo czasu minęło, odkąd ostatnio czytałam to słowo, sam jego kształt napełnia mnie przerażeniem.
Pomijając całe to wydziwianie muszę przyznać, że to mi się akurat podoba. Że w tym nienormalnym miejscu media nie epatują przemocą i hektolitrami krwi. Chyba że epatują tylko B. o tym nie wie, bo czytanie gazet i książek oraz oglądanie telewizji jest w altruizmie zabronione.
Na zdjęciu widać brodatego młodego mężczyznę o zwyczajnej twarzy. Mam wrażenie, że skądś
go znam, ale nie potrafię sobie przypomnieć skąd.
Może z listów gończych po rozwieszanych po całym mieście.
BoCHaterka, Której Imienia Nie Pamiętam (może w skrócie nazwiemy ją BKINP) wyrzekła się także swoich wspomnień, to dlatego nic nie pamięta.
Jednocześnie wydaje mi się, że to zły pomysł, żeby się do tego przyznawać.
Boisz się, że uznają, że jesteś jego wspólniczką?
Boi się, że jeśli choć raz powie coś innego niż „NIE” to stanie się zbyt ZWYKŁA.
– I co? – W jego głosie słyszę złość. – Znasz go?
Zły pomysł.
– Nie – bardzo zły pomysł.
„Napisz rozprawkę w której wykażesz, że…” „NIE.”
Owszem, pomysł fatalny, ale nie wiem, czy mamy na myśli ten sam pomysł.
Serce mi wali. Mocno ściskam poręcz. Chcę powstrzymać drżenie rąk, żeby się nie zdradzić.
Dlatego trzymasz poręcz, a ponieważ ręce dalej ci się trzęsą, trzęsie się cały autobus. Ani trochę podejrzane.
Jeśli przyznam się, że znam człowieka ze zdjęcia, to stanie się ze mną coś strasznego.
Uwalisz test? Słonko, ty już to zrobiłaś.
Do gorszej frakcji niż Altruizm już cię nie przydzielą. Chyba, że do tych dziewczynek z Serdeczności.
Muszę jakoś przekonać mężczyznę, że nie znam. Mogę chrząknąć i wzruszyć ramionami – chociaż wtedy skłamię.
Czy wy widzicie te Dylematy Moralne przed jakimi staje boCHaterka?
Chrząkam.
I jak potrafi sobie z nimi radzić!
– Znasz go?
Wzruszam ramionami.
Ach, wszystko tak idealnie wyreżyserowane.
– No to jak?
Przechodzi mnie dreszcz. Mój strach nie ma sensu. To tylko test, to nie dzieje się naprawdę.
Łał, szybko się skapnęłaś.
Trzeba sobie było o tym przypomnieć przy okazji zaprzyjaźniania się z psem.
– Nie znam – odpowiadam swobodnie.
Teraz nagle jesteś swobodna, hę?
– Nie mam pojęcia, kto to jest.
Mężczyzna wstaje, wreszcie widzę jego twarz. Nosi okulary przeciwsłoneczne, ze złością
wykrzywia usta.
I tak nie wygląda gorzej niż oni
Oddech cuchnie mu papierosami.
Gdzie na twarzy człowieka znajduje się oddech?
Nie wiem, ale muszę przyznać, że BKINP ma dziś wyjątkowo zły dzień, jeśli chodzi zapach cudzych oddechów.
To nie dzieje się naprawdę, przypominam sobie. To nie dzieje się naprawdę.
– Kłamiesz – mówi. – Kłamiesz!
– Nie kłamię.
– Widzę po twoich oczach.
Prostuję się.
– Na pewno nie.
– Jeśli go znasz – ścisza głos – mogłabyś mnie uratować. Mogłabyś mnie uratować!
What?! Ten test ma tak mało prawdopodobny scenariusz, że janiemogę.

Kurczę, a ja chyba zupełnie nic nie rozumiem. A Ty, Kozo?
MEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEE
Mrużę oczy.
– Hm. – Zagryzam zęby. – Nie znam.
Ponieważ zagryzłaś zęby (swoją drogą ciekawa umiejętność, jak to dokładnie wygląda? Ma sztuczną szczękę), to pewnie zabrzmiało to tak:
„Nnn znnnm…”

I tym optymistycznym akcentem…

***
Sponsorem dzisiejszego odcinka był Bolesław Prus. 
Co na to Prus?
"-Szatanie!..."

B. Prus "Lalka"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz