poniedziałek, 24 listopada 2014

Bo umarło, czyli o kolejnych ofiarach przemocy /część II/

W naszych rozważaniach powracamy do cierpień młodej Diletty i niemłodego już Aloisa. W dzisiejszym odcinku czeka Was wartka akcja - pościgi, desperackie ucieczki w ostatniej chwili i wszechobecne wybuchy; słowem wszystko, czego oczywiście w dobrej książce nie może zabraknąć.
Zapraszamy do lektury!



Alois
Cholera. Cholera. Cholera!
Kto to widział się tak wyrażać? A nie lepiej powiedzieć „motyla noga”…?
Ktoś tu ma odrobinkę ograniczone słownictwo, ale tylko odrobinkę.
Zobaczyła mnie… Zobaczyła! Ale dlaczego? Jako Lilim
UWAGA, UWAGA
Teraz wszyscy czytelnicy powinni chylić czoła przed oczytaniem aŁtorki.
Lilim to, jak podają Internety, w mezopotamskiej demonologii wrogi nocny duch atakujący ludzi. Z kolei w żydowskiej mitologii to po prostu nocny duch.
Co jednak zastanawiające – w obu kręgach kulturowych nie był to lilim lecz lilin. Czyżby pomyłka aŁtoreczki? Niekoniecznie. Zgodnie z żydowskimi wierzeniami Lilim była nocnym duchem, córką innego ducha – Lilith. Według niektórych podań, miałaby ona być żoną Kaina.


Aloisie… Czy jesteś może żoną Kaina?
Dziękuję, nie mam więcej pytań <trzask zamykanych drzwi>
jestem dla ludzi niewidoczny.
Hmm… Czyli jednak nie ma żadnej nadziei, że aŁtoreczka próbowała napisać coś choć troszkę ambitniejszego i przeniosła czas akcji w lata 50. ubiegłego wieku?
Nie?
No dobra, zapomnijcie, że pytałam…
W dodatku… Zerknąłem na floret.
No tak jak zerknąłeś na floret, to już wszystko przepadło.
Oho, przyszło co do czego i od razu wszystko jest do niczego.
Zraniłem ją. Na klindze ciągle błyszczała krew. Dotknąłem ostrza, barwiąc palce na czerwono.

Uporządkujmy fakty. Alois lata po mieście z białą bronią sportową, ewentualnie z taką śmieszną gąbką od ustawiania w niej bukietów. 

Dźga nią Dilettę i prawie ucina jej rękę, chociaż teoretycznie floret nie powinien mieć ostrego końca (zwłaszcza gdy jest gąbką w klatce), a Diletta nie zauważa narzędzia zbrodni chociaż ma ono 1,1 m długości – najpopularniejszy rozmiar floretu jako broni.
Werdykt: jedna ze stron łże.
Ale po co miałaby kłamać?
Żeby ukryć swoją winę!!! (Dlaczego od razu zakładasz, że to D.?)
Przecież ona tak naprawdę nie zderzyła się z Aloisem. Doszliśmy do tego w poprzednim odcinku.
Tego tylko brakowało… A jeśli dowódcy dowiedzą się o owym incydencie? Na bank zabronią mi uczęszczania do Akademii.
O nie! A przecież jesteś takim pilnym uczniem!
Ale to prawda co mówią: lepiej uważaj…
Czy wszyscy dostrzegają to piękne, płynne przejście od lekko archaicznego „owego incydentu” do swojsko nowożytnego i niewyrafinowanego „na bank”?
Przez tę przeklętą dziewczynę o rudawych włosach stanę się jednym z wielu, marnując niezliczone zdolności.
Oczywiście nie chodzi ci o Twoją inteligencję? Jej już nic nie pomoże.
Chodzi ze mną do klasy. Jak się nazywa? Diana? Deirdre?
Na pewno Deirdre. Bo w książkach tego typu bohaterowie NIE SĄ W STANIE wymyśleć takiego imienia jak choćby swojska Daisy.
Dlaczego jak ma lekko rudawe włosy to musi mieć imię z irlandzkiej mitologii?  
Bo Alois jest ksenofobem i nie lubi Irlandczyków.
Nie pamiętam. Kiedy ujrzałem ją pierwszy raz, nie wzbudziła mojego zainteresowania.
Dobra, dobra nie musisz się zgrywać, nikt nie ma do ciebie pretensji. To Imperatyw Blogaskowy albo jak wolisz – przeznaczenie.
No dobra, owszem. Z powodu oczu. Ma różnobarwne tęczówki, brązową i niebieską, jednak nie kryje się za nimi żadna ciekawa historia.
To zaskakujące, ale chyba się z Tobą zgadzam. Ta historia jest absolutnie nieciekawa.
Miałeś nadzieję, że jedno z jej oczu zmieniło kolor po tym jak zalała je kwasem, albo ugryzł ją zmutowany wyrak, a tu się okazało, że to tylko rzadka mutacja genetyczna. Nuuuudy…
W przeciętności może konkurować z innymi mieszkańcami Ziemi.
Na przykład z kameleonami, mątwami czy niesporczakami. Bo one w żadnym stopniu nie są interesujące.
Tak przynajmniej sądziłem. Do teraz.
Teraz uważasz, że D. jest nieprzeciętna? Szybko poszło.
Wtem ponownie wyczułem dziwną obecność, znacznie silniej niż przed kilkunastoma minutami… Musiała znajdować się blisko. Przymknąłem powieki. Była za mną.
Masz już z nią więź telepatyczną? Nie spieszycie się za bardzo w tym Waszym związku? Sądzę, że najpierw powinniście się lepiej poznać, dwuminutowa rozmowa to trochę mało…
– Co zrobiłeś?
Odetchnąłem. To tylko Henriette.
A, to sorry…
Też zaciskała dłoń na rękojeści broni.
Też zajmowała się florystyką?
Sadziła kwiatki?
Krzywo zapięty mundur z niestarannie podwiniętymi rękawami sprawiał wrażenie… nieświeżego.
Spokojna głowa, zaraz Perwoll będzie w użyciu.
Jak to, spotyka się z Tobą i nie jest ubrana w swój najlepszy strój?! Skandal!
Dostrzegłem ślady czegoś podobnego do krwi.
Czy nie byłoby śmieszniej, gdyby to były plamy czegoś podobnego do kiwi?
Nieopodal leżało nieruchome ciało. A więc wszystko jasne.
Diletta? Nie żebym się jakoś przejmowała, ale… czy wy nie przesadzacie?
Zabiła kiwi! Morderczyni! Przeciwniczka ekologii! Faszystka!
 Niech ktoś poinformuje „zielonych”! Zlinczują ją na miejscu.
– Również witaj – odparłem z ironią.
Potrafisz być ironiczny? Brawo. To ponoć świadczy o inteligencji.
To może chodziło mu o aronię?
– Co zrobiłeś, Alois? – powtórzyła.
Henrietto, a co Ty zrobiłaś wołaczowi w tym zdaniu?
Wychwyciłem w jej głosie wściekłość.
Chwyciłem ją w dwa palce, rzuciłem na chodnik i rozgniotłem obcasem.
– Nic – stwierdziłem po dłuższej chwili milczenia. – Po prostu… właśnie widziała mnie jedna z nich.
– Wydaje ci się, że bierzesz udział w jakiejś grze?
- Myślałem, że to partyjka Monopoly.
 – wybuchnęła Henriette, uderzając pięścią w ścianę pobliskiego budynku.
A dlaczego nie w Aloisa?
– Wiesz, po co tu przybyłeś. I wiesz, że wśród ludzi masz zachowywać się jak zwykły śmiertelnik.
– Może to jednak ty w coś grasz? – spytałem.
- Jestem miłośniczką Scrabbli, ale nic Ci do tego.
Meeeeeeeeeeee…
Widzę, że Koza zrozumiała z tego dialogu więcej niż ja…
– Myślałem, że o ile nie odbywa się akurat praktyk, nie wolno odwiedzać Świata Żywych.
Praktyk? A co to, Uniwersytet Potworny?
– Aktualnie to nieistotne. Wpadłam się rozejrzeć – mruknęła. – Skupmy się na tobie. Po pierwsze, dałeś się zobaczyć jako Lilim. Po drugie, spóźniłeś się. Musiałam sama zająć się ptaszydłem.
Nadal mówimy o D.? Przestałam nadążać, proszę niech mnie ktoś oświeci!

Nie, ona tylko właśnie potwierdziła wersję o kiwi.
R.I.P
– Które w dodatku cię ubrudziło…
Nie przejmuj się, podobno to przynosi szczęście.
– Nie jestem w nastroju do żartów – ostrzegła.
A może stary, dobry numer z rzucaniem plackiem w twarz?
Cicho gwiżdżąc, przesunąłem wzrokiem po ulicy, nie było łatwo, ponieważ wzrok był bardzo ciężki, a następnie ponownie spojrzałem na Henriette.
– Oj, wybacz – zachichotałem, gdy skrzywiła się w grymasie furii.
Hi, hi, hi.
– Dobra, dobra. Już się zamykam. Ale… zrozum, w tym miejscu czuję się obco. Trudno mi zachowywać się… Jakiego użyłaś określenia? A, pamiętam. Niczym zwykły śmiertelnik.
Nie wymagaj za dużo! Zapomniał wół, jak cielęciem był.
– Akurat. Trafiłeś na ziemię ponad dwanaście miesięcy temu i ani razu nie dotarły do nas niepokojące informacje o twojej adaptacji. Wyróżniasz się spośród Lilim z roku.
Dlaczego w poprzednim zdaniu jest jedno słowo, które dzięki „polu błogosławionej niewiedzy” odbija od siebie deklinację?
Osoby takie jak ty potrafią bez problemu asymilować się z ludźmi. Wystarczający z ciebie hipokryta, żeby perfekcyjnie odegrać rolę.
– Oj, tylko nie „osoby”. To słowo sugeruje pewien stopień pokrewieństwa z plebsem.
Precz ze zgniłą burżuazją!
To sugeruje, że Alois nie uważa się za osobę, ale mimo chce zachować godność szlachecką. Niedoczekanie.
Aż ciarki przechodzą. Ale – odwróciłem się plecami – dzięki za komplement. Nie zwątpiłaś chyba w mój potencjał?
– Pytanie, czemu przypisać ów brak ostrożności?
– Wydarzył się mały wypadek.
Zostawiłem mózg w innej kurtce i od samego rana zachowuję się jak nienormalny idiota.
Każda wpadka oznacza dodatkową zabawę.
To takie zabawne, żeby zderzać się z ludźmi na ulicy… Boki zrywać.
Powiedz to PKW…
– Akurat ta wpadka mogłaby kosztować cię dyplom. Ale… nic więcej się nie stało, prawda?
Pomyślałem o ranie zadanej dziewczynie przez broń, która nie miała prawa jej tknąć.
Dziewczyna ranna przez broń? W sensie że twój floret wepchnął ją pod ciężarówkę i w wyniku tego jest ranna?
Phi! Co jej nie zabiło, to ją wzmocni.
– Prawda. Nic a nic. A teraz, jeśli pozwolisz…
– Pocze…!
Ulotniłem się, nim skończyła. Po chwili znalazłem się przed domem: gdy występuję w Świecie Żywych pod postacią Lilim, ważę tyle co powietrze,
I oczywiście nikt tego nigdy nie zauważył, ponieważ zupełnie nie utrudnia Ci to chodzenia jak normalny człowiek.
I wcale nie jest tak, że uniemożliwiło by ci to zdarzenie się z D. Wcale.
stąd możliwość przemieszczania się w zawrotnym tempie, a przy okazji sprawnego pozbywania się towarzystwa denerwujących kobiet. Na przykład Henriette.
Wyczuwam toksyczny związek.
Prędko przebrałem się w licealny mundurek, przekształciłem floret w Minuttę
Muszę przyznać się to mojej niewiedzy. Czy Alois zamienił właśnie swoją broń w maleńki fragment „niematerialnego continuum, które następuje według schematu Przeszłość – Teraźniejszość – Przyszłość[1]”, czy może, jak sugerują Internety, w aplikację na IPhone’a?
A może Alois mieszka w kwiaciarni (skoro zajmuje się florystyką) i kiedy nie używa floretu do zbrodniczych celów, używa go zgodnie z jego przeznaczeniem i tworzy kompozycję kwiatową o takiej wyjątkowej nazwie (inne dostępne to np. Sekkunda czy Godzinna).
i bez śniadania popędziłem do szkoły.
A więc może jednak zamienił floret w torebkę herbaty?
Dzień bez śniadania? On też? Zgłaszam sprzeciw!
Lekcje zaczynają się za dziewięć minut. Zdążę. Lilim jak ja nigdy się nie spóźniają.
Meeeee.
Nie wiem jak to inaczej określić, ale coś w tym zdaniu jest zwalone.
Magiczna ochrona przed deklinacją strikes again!
Minąłem sprawczynię niedawnej kinderniespodzianki i jej kolegę. Ciągle tkwili na rogu, gdzie doszło do zderzenia. Rety, ludzie są tacy powolni…
Rety, też taki byłeś, plus minus 50 lat temu…
Dziewczynę mój widok ewidentnie przeraził. Pewnie zastanawia się, czy przypadkiem nie oszalała. A niech się zastanawia.
Ale z ciebie sympatyczny duszek.
Niech nawet wysnuje wniosek, że potrzebuje natychmiastowej wizyty u psychiatry.
Bardzo dobrze! Niech plebs zna swoje miejsce!
Akurat to następstwo incydentu jest mi najzupełniej obojętne; inne – niekoniecznie. Niewykluczone, że przede mną spore problemy. Cholerny plebs…
Bo to oczywiście nie Twoja wina, że się z nią zderzyłeś, pomimo że jesteś niematerialny.
Potwierdza się opinia, którą wyrobiłem sobie na temat mieszkańców tego świata: nierzadko przyprawiają o mdłości.
A nie sądzisz, że to jednak przez brak śniadania?


ROZDZIAŁ DRUGI
Kiepski dzień
Nie martw się, mój też, bo coś mnie podkusiło, żeby znowu sięgnąć po „wybitną” literaturę.
Diletta
Pierwszy dzień szkoły jak zwykle był nudny. Straszliwie nudny. Nauczyciele omawiali poszczególne przedmioty
Drogie dzieci, to jest konewka. Podlewa się nią kwiatki. A to jest tablica. Można na niej pisać literki. A co macie na nogach? Tak, brawo! To buty.
i program na najbliższy rok. Prawdziwa męczarnia.
Program, najbliższy rok czy przedmioty? Proszę o konkrety.
Wcale nie potrzebujemy prezentacji i beznadziejnych materiałów przedstawiających to, czego możemy spodziewać się przez najbliższe miesiące. I bez nich wiadomo: chcesz mieć dobre stopnie?
Potrzebujesz dobrego dekoratora wnętrz.
Architekta!
Czeka cię ostra harówka.
Ham już narzekał. Nie należał do orłów.
Na obozach zawsze był w drużynie Zajęcy. No prawie zawsze. Raz były to Jeże.
Zupełnie nie szło mu w przedmiotach ścisłych, zresztą z językami też sobie nie radził. Usiadł ze mną
w pierwszej klasie i od tamtej pory dzieliłam się z nim notatkami
Żeby było sprawiedliwie wszystkie zeszyty przedzierałam na pół.
i dawałam ściągać na klasówkach.
To rzeczywiście dbasz o jego rozwój, nie ma co.
Nie, żadna ze mnie prymuska, ale koledzy ochoczo przypinają ci łatkę kujona, jeśli nigdy nie schodzisz poniżej czwórek.
Jeszcze powiedz, że w ogóle się nie uczysz tylko chłoniesz wiedzę razem z energią wszechświata, którą się żywisz.
– A to ciekawe… – oznajmił nagle.
Jak każda moja teoria, nie chwaląc się. Ale cieszę się, że też to zauważyłeś.
– Co? – zdziwiłam się.
– Lekcja zaczęła się czterdzieści minut temu – wyjaśnił,
Rzeczywiście, fascynujące. Mów dalej.
Upływ czasu? To brzmi jak… MAGIA!
krzyżując ramiona – i przez cały ten czas Petersen nie spuścił z ciebie wzroku.
I pewnie jeszcze nie mrugał. Zabijcie go od razu osikowym kołkiem i będzie spokój.
Pamiętajcie, żeby obciąć głowę i położyć ją w nogach, sam osikowy kołek może nie wystarczyć.
Włóżcie do ust cytrynę i zakopcie twarzą do ziemi.
Pobladłam i wzdrygnęłam się, zrzucając przy okazji na podłogę kilka długopisów, z których właśnie budowałam domek.
– No, to już w ogóle intrygujące – kontynuował beztrosko. – Dziewczyna, zorientowawszy się, że patrzy na nią ktoś taki jak Alois Petersen, powinna raczej zrobić się czerwona, nie kredowobiała.
Widać, że nie jesteś orłem. Reakcje organizmu ludzkiego na emocje są cechami osobniczymi – każdy reaguje inaczej. Zapamiętaj to, może ci się kiedyś przyda jak spotkasz tą jedyną.
Jeśli na jego widok zrobi się kredowobiała, to nici ze związku.
Aha: dalej cię obserwuje.
Sięgnęłam po długopisy, a kiedy się prostowałam, uderzyłam głową w blat, wywołując wesołość siedzącej za nami Febe.
Pod blatem był ukryty specjalny przycisk sterujący, jak mniemam?
Uprzedzając kolejną uwagę jej brata, wycedziłam:
– Nie waż się powiedzieć, że to również wydało ci się intrygujące.
Uśmiechnął się i znacząco przymrużył powieki. Przewidziałam następne pytania.
Albowiem posiadam nadprzyrodzone zdolności. Oprócz tego, że widzę duchy i ektoplazmę, przepowiadam też przyszłość. Wróżenie z ręki - 10$, z fusów – 15$, a ze szklanej kuli - 20$. Uśmiech gratis.
Ale uważajcie, uśmiech może was przestraszyć. Diletta otwiera wtedy oczy.
– Kręcisz z Petersenem? Wdałaś się w gorący romans i nie pisnęłaś ani słówka?
Zamachnęłam się, by mu przyłożyć, ale zdążył się uchylić.
Przemoc! Wszędzie przemoc!
Nauczyciel oczywiście niczego nie zauważył, bo… (dokończ zdanie)
– Wpatruje się?
– Owszem.
– Kurde.
Pilnowałam, żeby przypadkiem nie spojrzeć na nic,
Zamknij oczy, koleżanko.
co znajduje się w odległości mniejszej niż metr od Aloisa. Cholera jasna, czego może chcieć?
Może też przepowiada przyszłość, a ty mu robisz konkurencję i teraz zamierza cię zlikwidować przy pomoczy floretu? Oczywiście tego:
Nie wytrzymałam w końcu i zerknęłam na ławkę po prawej. Ham nie żartował. Petersen faktycznie świdrował mnie zielonymi oczami,
Dobrze, że nie czerwonymi, czarnymi albo fioletowymi. I mam nadzieję, że to były jego oczy…
Próbując chyba odgadnąć, czy składam się z czegoś więcej niż wyłącznie skóry, krwi i kości.
Zastanawiał się, czy masz mózg. Niestety.  
Dokładnie to samo chciałam napisać, za nim zobaczyłam, że mnie uprzedziłaś…
Zauważyłam jednak co innego. D. z nerwów zjadła w tym zdaniu pewien istotny przyimek, dzięki czemu dowiadujemy się, że składa się ona ze skór (mamutów?), kości i tajemniczego krwi. Może ma to coś wspólnego z kiwi?
Poczułam się nieswojo. Siedząca z nim Pamela, piękność, której zdjęcia dwukrotnie pojawiły się na okładce jednego z czasopism dla młodzieży,
Toż to prawdziwa celebrytka! Jak się czujesz chodząc z kimś tak sławnym do klasy?
przyglądała mu się ze zdumieniem, także nie rozumiejąc owego nagłego zainteresowania moją osobą.
Oto i… (dum, dum, dum!) KLASOWA PIĘKNOŚĆ!
Książki i blogaski tego typu są jak komedie dell’arte. Występują w nich stałe postacie. Głupia główna bohaterka, która ma problemy z oczami i dziwny kolor włosów, jakiś jej przyjaciel i przyjaciółka, przystojny chłopak, dziewczyna – klasowa piękność…
I pamiętaj, że przynajmniej jedna z tych osób jest nowa w szkole!
Zanim uciekłam wzrokiem, onieśmielona niepokojącym blaskiem źrenic
Z biologicznego i fizycznego punktu widzenia jest to niemożliwe. Źrenica jest, mówiąc kolokwialnie, „dziurą” w tęczówce i jako dziura sama w sobie nie może emitować światła (może natomiast je pochłaniać). Tajemniczy blask może emitować coś co znajduje się za dziurą, w tym przypadku ciało szkliste, które jest przezroczyste, w związku z czym nie świeci (zazwyczaj). Chyba, że Alois zamiast ciała szklistego na fluorescencyjną plastelinę. Jeśli tak to nie mam żadnych zastrzeżeń.
Alois ma w głowie wielką żarówkę. 
Aloisa, wyczytałam z jego twarzy frustrację i zaskoczenie. Jakby właśnie odkrył we mnie coś, czego się kompletnie nie spodziewał i co ewidentnie niespecjalnie go bawiło.
Kurza twarz, czyli jednak masz w głowie jakiś zalążek mózgu?
Też się nie spodziewałam.
To coś wiązało się z porannym zajściem? Zgoda, nie przeprosiłam, lecz przecież nie tylko ja przyczyniłam się do zderzenia. Szedł zbyt szybko i nie patrzył przed siebie.
Myślisz, że to upoważnia Cię do nieprzepraszania?
Zapomniałaś już, że nie miało ono miejsca?
O ile już wcześniej nie słuchałam nauczyciela, teraz całkiem się rozkojarzyłam. Przestałam nawet przejmować się złośliwymi komentarzami cHama. Nie podobało mi się to wszystko. Nie dążyłam do zakolegowania się z Petersenem.
Duch przodków były temu przeciwne.
Wyglądał co prawda jak anioł, ale zachowaniem przypominał raczej apodyktycznego, zarozumiałego i narcystycznego diabła. Trudno go lubić. Na innych spoglądał z góry,
Bo jest zapalonym alpinistą.
Ty, D. zapewne na wszystkich patrzysz z dołu?
do tego nierzadko postępował okrutnie, wręcz niemoralnie.
Wiemy, wiemy – razem z Henriettą zabijają kiwi.
Opanowany i zarazem wybuchowy,
Dilettę oksymoron mógłby walnąć w łeb, a i tak nie zauważyła by że coś jest nie tak.
często angażował się w zaciekłe bijatyki,
Uczeń ostatniej klasy liceum, choć praktycznie ma już pewnie koło siedemdziesiątki, a zachowuje się jak nadpobudliwy ośmiolatek. Brawo, brawo, powinszować.
Niektórzy na starość dziecinnieją. Dobrze, że nie cofnął się do poziomu przedszkola. Jeszcze.
z których zawsze wychodził zwycięsko, bez najmniejszego choćby zadrapania.
Prawdziwy samiec alfa.
Dał się też poznać jako miłośnik kobiecych nóg. Miał do nich niemal nabożny stosunek.
To bardzo ciekawe, Diletto, opowiedz nam coś więcej.
… oddaję głos Kozie:
Meeeeeeeeeeeeee, meee meeeeeeee me.
Obiektywnie rzecz biorąc, zalet fizycznych mu nie brakowało. Orli nos nadawał szczupłej, trójkątnej twarzy o mocno zaznaczonych kościach policzkowych dumny wyraz. Ogromne oczy,
Takie?
zielone w słoneczne dni, a szarawe w pochmurne, otoczone były długimi rzęsami.
Wyobraźcie sobie teraz oczy Aloisa – wkoło otoczone długimi rzęsami.  
Emocje skrywał pod typową dla niego nieprzeniknioną miną i jedynie w trakcie bójek albo na
widok wyjątkowo ładnej dziewczyny pozwalał sobie na uśmiech, za którym nie przepadałam, gdyż zdawał się odpychający. Bezlitosny i drapieżny. Ani zbyt wysoki, ani przesadnie umięśniony, mógł pochwalić się niezwykłą szybkością, a dodatkowo wiedział, jak skutecznie unieruchomić przeciwnika
lub gdzie uderzyć, by zadać największy ból.
Faktycznie, strasznie bezlitosny ten uśmiech. Ale to chyba dobrze, że Alois nie miał przesadnie umięśnionego uśmiechu. Jakoś wielkie bicepsy zamiast warg nie wydają mi się szczególnie atrakcyjne.
Niekiedy napawał mnie lękiem.
Bo jak się uśmiechał było widać jego czarne i kręcone zęby. Też bym się bała.
Nie licząc dzisiejszego ranka, rozmawialiśmy zaledwie raz, na początku zeszłego roku szkolnego, gdy dołączył do klasy. Usiadł wtedy niedaleko i korzystając z nieuwagi nauczyciela, nachylił się, zaciekawiony kolorami moich oczu.
Miałam nadzieję, że długopisów. Masz ich przecież tyle.
Kulturalnie
Cieszę się, że nie zwykłaś rzucać mięsem gdy ktoś tylko poruszy temat twoich oczu.   
i zwięźle powtórzyłam to, co zwykłam mówić w podobnych okolicznościach:
Miała przygotowaną na tę okazję specjalną mowę.
że z takimi się urodziłam, podobnie jak starszy brat, o prawej tęczówce niebieskiej, a lewej brązowej.
Masz oczy po bracie? I pasowały?!
Alois kiwnął tylko głową i skupił się na lekcji.
Jak wiemy twoja historia go nie porwała.
Wtem rozległ się dzwonek i ponownie się wzdrygnęłam, zrzucając długopisy.
Może powinnaś je trzymać w piórniku, byłoby ci wygodniej.
Czy to nadal retrospekcja, czy wróciliśmy do teraźniejszości?
Bliźnięta roześmiały się, lecz postanowiłam udawać głuchą i w pośpiechu zaczęłam się pakować. Lepiej nie tracić czasu: bałam się, że Alois za moment podejdzie, a tego akurat stanowczo wolałabym uniknąć.
No jakby podszedł to pewnie by cię zamordował. Albo co gorsza… sama wymyśl co.
Zerwałam się z ławki jako jedna z pierwszych.
Udało ci się nie upuścić długopisów?
Dostrzegłam, że Petersen również schował już książki, ale
Nie zdążył jeszcze wstać, więc miałam nad nim przewagę kilku sekund.
zdążyłam opuścić klasę przed nim.
Ham i Febe krzyczeli,
Wszystko płonęło, słychać było wystrzały i brzęk tłuczonego szkła. Biegłam coraz szybciej, chociaż brakowało mi tchu i byłam bardzo zmęczona. Lecz wiedziałam, iż nie mogę się zatrzymać, bo to może oznaczać moją śmierć. Moi przyjaciele zostali daleko za mną, ale ja nie mogłam im już pomóc. Biegłam dalej a świat dookoła walił się w pył. Nagle usłyszałam, że On mnie dogania. To koniec.

Mogłabym być aŁtoreczką.
<wiwaty>
MEEEEE!
 bym zaczekała, nie zatrzymałam się jednak,
Przecież nie mogłaś ich usłyszeć, bo jesteś głucha.
poszłam prosto do damskiej łazienki.
Na szczęście okazała się pusta. Oparłam się o brzeg umywalki i zerknęłam w lustro. Nie odnotowałam
niczego zaskakującego. Nie zmieniłam się, nie przeszłam metamorfozy, która uczyniłaby ze mnie piękność.
Uwaga, jeżeli przypatruje ci się przystojny facet to na pewno w ciągu nocy wypiękniałaś! Przecież nie może chodzić o to, że włożyłaś sweter tył do przodu i to w dodatku na lewą stronę.
To dalej ja: dziewczyna o rudawych włosach, różnobarwnych oczach i owalnej, prawie okrągłej twarzy. Nie stało się nic, co usprawiedliwiłoby zachowanie Aloisa.
A zachował się on, powiedzmy to głośno, SKANDALICZNIE.
Musi więc chodzić o dzisiejszy incydent.
Kto wie, może mu połamałaś żebra? Też bym się czuła nieswojo.
Westchnęłam i podwinęłam rękaw koszuli, aby obejrzeć zadraśnięcie. Cholera, krwawi.
Twarda jest. On jej mało ręki tą gąbką nie odrąbał, a ona mówi o tym „zadraśnięcie”. Kogoś mi to przypomina.
Prędko wsadziłam rękę pod kran. W tym samym momencie w drzwiach pojawiła się Pamela.
Ach, ta niespotykana w blogaskowym świecie synchronizacja!
Ignorując jej naburmuszoną minę, lekko się uśmiechnęłam.]
Diletto, jesteś takim pozytywnym człowiekiem. Dziękuję Ci za to.
– Cześć.
Bez słowa podeszła i spojrzała na ranę.
– Oho, nie wygląda najlepiej. – Rozpromieniła się.
„Może wreszcie ta ruda małpa zdech… znaczy umrze.” pomyślała.
– To nic takiego – zapewniłam, zakręcając wodę. – Nie przejmuj się.
– Spokojnie, wcale się nie przejmuję.
„Żeby się wdało zakażenie, żeby się wdało zakażenie!”
No. Bardzo kulturalna rozmowa, na poziomie. Jakże często brakuje czegoś takiego we współczesnej literaturze!
Nie odezwałam się, nie bardzo wiedząc, jak zinterpretować owo stwierdzenie.
Sądzę, że powinnaś napisać na ten temat wypracowanie na 250 słów.
Ostrożnie osuszyłam skaleczenie.
Za pomocą suszarki do rąk.  
Rzeczywiście, nie wygląda najlepiej. Dobrze, że chociaż zatamowałam krew.
Hm, wydaje mi się, że rozoraną tętnicę ciężko nazwać „skaleczeniem”.
Mówiłam.
Już miałam wyjść, kiedy Pamela syknęła:
– Nie zwracaj na niego uwagi.
– Słucham? – zdziwiłam się.
– Nie zwracaj uwagi na Aloisa – powtórzyła ostrzegawczo. – Mówię to dla twojego dobra.
Drodzy Państwo, w tym wypadku Pamela naprawdę ma rację. Życie Diletty byłoby prostsze, gdyby uwierzyła klasowej piękności.
Akurat. Raczej: „Mówię to, bo pragnę go wyłącznie dla siebie”. Naprawdę wierzyła, że spotykam się z Aloisem? Co za pomysł!
– Jasne – szepnęłam, czując się jak tchórz.
Bo?
Bo nie żyje.
Nie przypominaj mi o tym. W ciągu niecałych dwóch rozdziałów straciliśmy już tak wielu… <Cynders pociąga nosem>
Wybiegłam na korytarz, niemal wpadając na ducha. Z piskiem cofnęłam się i przywarłam plecami do drzwi łazienki. Natychmiast tego pożałowałam.
W tym momencie Pamela otworzyła wspomniane drzwi. Uderzenie rzuciło Dilettą o przeciwległą ścianę.  
Pierwsza reguła: zachowywać się tak, jakby nie istniały. Boże, nie mogę wrzeszczeć na ich widok niczym małe dziecko!
Ale jak trzynastoletnia gimbusiara już jak najbardziej?
Chciałam czmychnąć, ale skutecznie zastąpił mi drogę.
Nie śmiej się, jeśli ktoś jest przy kości…!
Coś tu nie gra… Pozornie nie różni się od innych zjaw. Pozornie, bo… Patrzy na mnie. Świadomie wpatruje się w moją twarz… Zorientował się, że rejestruję jego obecność.
Wstrząsnął mną dreszcz.
Przerażające.
– Witaj.
Dałam krok w prawo,
Że co, proszę, przepraszam?
Potem dała mu cześć, a na końcu zorientowała się, że jednak dała plamę.
ale duch okazał się szybszy. Znalazłam się w potrzasku.
– Przecież wiem, że nie jestem dla ciebie niewidzialny – oznajmił z wyrzutem.
A tak bardzo bym chciał. Nie lubię gdy ludzie się na mnie gapią.
Zrobiło mi się go trochę szkoda, lecz obiecałam sobie przestrzegać reguły numer dwa: pod żadnym pozorem z nimi nie rozmawiać.
Kto ci wymyślał te reguły?
Otrzymała je od Wielkiego Kiwi.
Omm…
Właśnie mijało nas kilku uczniów. Co by pomyśleli, gdybym naraz zaczęła do siebie szeptać? Uznaliby, że zwariowałam.
Spokojnie dziewczynko, już tak uważają.
Ale… w jaki sposób zmierzyć się z tą bezcielesną istotą o martwych rysach i zbyt żywych oczach?
Wciągnij go odkurzaczem.
Oczy są bardzo żywe i wszędzie ich pełno.
Prawdziwe dusze towarzystwa!
Nie rozumiałam, co się właściwie dzieje, marzyłam tylko, żeby wydostać się ze szkoły…
 
Nagle wydała się miejscem znacznie bardziej upiornym, niż wcześniej sądziłam.
Otworzyłam usta, by jednak coś powiedzieć, a może raczej krzyknąć, kiedy nagle Pamela, opuszczając toaletę, niechcący uderzyła mnie drzwiami,
Dopiero teraz?
Niechcący, jasne…
Cynders, robisz Dilettcie i Aloisowi konkurencję na przepowiadanie przyszłości. Lepiej uważaj…
popychając wprost na widmo. Przeleciałam przez nie i z jękiem upadłam na podłogę. Pamela ledwo stłumiła śmiech.
– Ty jeszcze tutaj? A nie w zaświatach?
Nie odpowiedziałam. Wiłam się, przestraszona i skostniała z zimna, niezdolna do zapanowania nad drżeniem całego ciała…
Wiła się skostniała… Oksymoron poszedł po większy młotek.
Poczułam się bliżej świata umarłych niż świata żywych.
Potrzebuję ciepła.
Jestem Olaf. I trochę brak mi ciepła.
– Diletta?
Zobaczyłam Noaha jak przez gęstą mgłę, a i to dopiero wtedy, gdy kucnął.
Wcześniej przesłaniały go chmury. Taki był wysoki!
Spróbowałam się podnieść, lecz źle oparłam dłonie i znowu runęłam na ziemię.
Łapy ci się rozjechały, jak Pluto na lodzie?
Wokół zebrał się tłumek uczniów.
Czy to się już kameruje?
To już jest na Internetach.
Zlewające się ze sobą twarze i różnej długości fryzury utworzyły bezkształtny, jasno-ciemny krąg.
Bardzo gorąco w tej szkole.  
Wtem dostrzegłam w tej nieostrej masie znajomą osobę o bladej cerze.
Petersen. Alois.
Byli tam ludzie z którymi chodziła od początku szkoły do jednej klasy i facet, który pojawił się tu rok temu, ale był zabójczo przystojny. Kogo pierwszego zobaczyła, boCHaterka?
– Zaprowadzić cię do pielęgniarki? – zaniepokoił się Noah. Pokręciłam głową. Do gabinetu lekarskiego łatwo wejść, Alois bez problemu mnie tam znajdzie.
I zabije.  Weź nie rób z niego takiego opętanego psychopaty. On jest tylko trochę nienormalny.
Alois stoi tuż obok Ciebie, kochana.
Już nie uciekniesz.



A może to jednak…
Taka sytuacja?
Prędzej uwolnię się od niego na wuefie… Dziewczyny nie ćwiczą z chłopakami.
– Pomóż mi wstać. Idę na zajęcia.
– Żartujesz?! – zawołał Noah. – Nie dasz rady przejść dwóch metrów!
Nie możesz jej dyskryminować ze względu na jej… na jej stan!
Złapałam go za ramię, zmuszając, by się nachylił. Ani sekundy dłużej nie zniosę przeszywającego spojrzenia floretu Aloisa.
Pal sześć wszystko inne, nie będzie się kretyn na mnie gapił!
– Proszę – wyszeptałam.
Zawahał się, ale wyciągnął rękę. Dźwignęłam się i wciąż dygocząc z zimna, niemal się na nim położyłam, a następnie pokuśtykałam ku przebieralniom.
Potknęłam się już przy trzecim kroku.
– Na pewno nie zaprowadzić cię do pielęgniarki?
– Na pewno – wymamrotałam. – Najważniejsze to… pozbyć się towarzystwa Petersena.
Musicie zgubić ogon! Na pewno was śledzi!


[1] http://czas.org/czym-jest.php


***
Sponsorem dzisiejszego odcinka był Johann Wolfgang von Goethe.
Co na to Goethe?

"MEFISTOFELES
Pij śmiało! Nie bacz na te skry!
Wnet serce ci się rozpromieni.
Tyś przecie z diabłem jest na "ty"
A miałbyś lękać się płomieni?"

J. W. von Goethe,"Faust"

PS Z kolorkami nadal nie wszystko w porządku, ale śledztwo w tej sprawie trwa. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz